Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

- No naprawdę, jak na groźnych gangsterów to straszne z was plotkary. - burknął klikając na ekspresie największą ilość ziarenek, czyli najmocniejszy smak kawy.
- Nie przegoniłem, powiedziałem że Ivana nie ma. - dodał przewracajac oczami. - Właśnie po to, żeby tej krwi nie było.
Zerknął złowrogo na Taylora. Wchodzili kurde jak do siebie!
- Czemu to jego wina? - spytał unosząc brew do góry. W niego to by akurat rzucił. I to nie tylko kubkiem. Gość działał mu na nerwy już od samego początku.
- Nauczyłbyś kolegę, że się puka zanim wejdzie się do cudzego domu. Może mam zwyczaj chodzić nago po domu? - powiedział do Ivana podając kubek z ziołami dla staruszka.
Zerknął spod rzęs na swojego męża, nauczył się już ze jest zaborczy. Ciekawe jak bardzo.
- Twoja kawa.

S.J. usiadł przy stoliku śniadaniowym w kuchni i otworzył gazetę. Zerknął na chłopaka gdy ten zapytał o winę Tylora z nad niej.
- Bo powinien sam dać im po ryju a nie dzwonić posrany do Ivana.
- Pieprz się S.J. wiesz, że nie mogłem bo Ul...
- Ul nie jest wymówką i też musi się nauczyć używać pięści. - Powiedział Ivan schodząc po schodach. Dłonie miał już czyste. Zmienił też koszulkę. - Następnym razem pierwszy w pysk dostaniesz ty.- W między czasie padł komentarz Kimma więc uniósł tylko brew. Odwrócił się ponownie do Tylora - Za wchodzenia bez pukania też. Mi nie przeszkadza ale jak widzisz moja druga połówka się wstydzi.
- Jasne jasne... potrzebuję im załatwić tą suszarkę.
- Jedź do Grubego. Niech on to załatwi. Nie chcę żeby ciebie ktoś połączył ze sprzętem. Dziękuję za kawę. Zawołaj chłopaków do przyczepy S.Ja. Zrobimy sobie małe posiedzenie.
- Czemu do mojej?
- Bo jest największa i w środku. Zresztą... i tak w niej nie mieszkasz tylko w tej ruderze ciotki. Jak skończymy tutaj poślę chłopaków do ciebie.
Panowie tak jak szybko się pojawili tak szybko zniknęli. Ivan pocałował tylko Kimma w czoło za kawę zaś S.J. podziękował wychodząc skinieniem głowy za ziółka.

Spodobała mu się reakcja małżonka. Nawet  lekko się Zarumienił, gdy nazwał go swoją drugą połówka. To było.. Zaskakujące.
Od tej pory miał zamiar coraz częściej wykorzystywać swój urok osobisty do osiągnięcia własnych celów. Może w końcu przestanie się tak stresować przebywając we własnym domu.
Bo przecież farma, to był teraz jego dom.
Spojrzał na Ivana z dołu tymi swoimi sarnimi oczami, gdy ten pocałował go w czoło. Czy był w stanie wybaczyć mu te wszystkie okropności?
A jeśli to zrobi, czy go nie skrzywdzi ponownie?
- Jeśli będziesz chciał to o ósmej będzie kolacja. - powiedział do swojego męża, gdy mężczyźni zniknęli. Nie wiedział ile to całe posiedzenie potrwa, ale był pewien, że on nie jest na nie zaproszony.
Ostatnio Ivan wrócił nad ranem z takiego spotkania.
-Jutro do baru przyjdzie parę osób z miasteczka na darmowe jedzenie i alkohol. - mruknął jednocześnie informując go i trochę pytając czy on też pojawi się na jego urodzinach.

- W porządku.
Odpowiedział udając się do drzwi. Kolejne słowa zatrzymały go już w progu.
- Nie rozpuszczaj ich za bardzo. - Ivan nie wiedział czy dobrym pomysłem będzie żeby się tam pojawił. Nie zamierzał jednak zostawiać chłopaka samego. - Postaram się trzymać z boku. - Powiedział zamykając za sobą drzwi.

Normalnie pewnie by trwało to wszystko do świtu. Informacja o kolacji skutecznie ucięła jednak spotkanie zanim zaczęli pić. Ivan udał się do domu, a S.J. zaczął gotować dla reszty w przyczepie.
-Co dobrego robisz?- Zapytał wchodząc do środka. Był już po paru drinkach ale wciąż stosunkowo trzeźwy. Oczywiście od razu wystartował dłońmi do bioder chłopaka i przytulił się do jego pleców obserwując zawartość garnka. Jego usta znalazły się przy uchu chłopaka.
- To znów wygląda jak jedzenie dla baby. Pachnie za to świetnie. Daj spróbować.
Nakłaniał go by dal mu posmakować zanim nałoży.

- Jedzenie dla baby? Jesteś naprawdę mistrzem subtelności. - burknął na niego czując jednocześnie jak włoski stają mu na karku od tej nagłej bliskości.
Zerknął na zegar, nie spodziewał się, że przyjdzie na czas.
- Zrobiłem chłopski garnek. - westchnął nabierając odrobinę drobno posiekanych składników na łyżkę i dmuchając na nią dwa razy, nim podsunął mu ją pod nos.
- Jest dużo kiełbasy, boczku i ziemniaków. Powinieneś się najeść.
Nasteonym razem upiecze mu kawał mięcha.
W misce obok była też przygotowana sałatka, bo Kimmy zawsze starał się jeść coś zielonego do obiadu i kolacji.
Na blacie kawałek dalej stał piękny, dorodny biszkopt. Trzeba go było tylko przełożyć kremem.

- Nos faceta zawsze ciągnie do mięska. - Dorzucił zanim w jego ustach nie zniknęła łyżka. - Masz rację, dobre, i może być syte. Sos wyszedł dobry. Jeszcze chwilę ci to zajmie więc pójdę nakarmię tego kucyka. Baron załatwił od kogoś parę balotów siana.
Znów cmoknął go w głowę, tym razem trafił w skroń i zniknął tak szybko jak się pojawił. Przez uchylone drzwi wdarł się do domu dźwięk parunastu mężczyzn bawiących się w najlepsze w przyczepach. Gdy wrócił umył ręce i dopiero wtedy usiadł do stołu czekając na swoją porcję.
- Wszystko w porządku? Masz dziwną minę.
Zapytał biorąc się za jedzenie.

- Kucyka? - powtórzył unosząc brew do góry. W życiu nie powiedziałby o koniu w ten sposób. Widać było, że jest młody, ale na pewno nie był już kucykiem.
Słysząc śmiechy i krzyki innych mężczyzn spojrzał zaskoczony w stronę okna. Jak to? Nie skończyli jeszcze spotkania?
Nałożył mu prawie całą patelnię na talerz i dodał dwie pajdy chleba.
- Nie musisz ich pilnować czy coś? - spytał siadając z drugiej z strony z małą porcja dla siebie. - Ah, jeszcze lemoniada. Chcesz lemoniady czy wolisz piwo? - zadał kolejne pytanie stojąc przy lodówce. Zerknął na niego spod rzęs. Hałasy z dworu go rozpraszały.

- To dorośli mężczyźni Kimmy. I choć wydaje się to błahe w większości przypadków jak piją to nie jeżdżą. Jest więc szansa więcej niż spora, że się schleją i pójdą spać. Mogą jeszcze dać sobie po mordzie. Ale znów. To dorośli faceci i jak chcą sobie wybijać ostatnie zęby to proszę bardzo.
Ivan nie byłby tak olewczy gdyby ekipa na zewnątrz była większa lub składała się z innych osób. Byli to jednak jego najbliżsi współpracownicy. Kutas Lobosa drgnął lekko na to spojrzenie z pod rzęs. Chciał go mieć a takie zachowania mu nie pomagały powstrzymać się przed wzięciem go na stole...
- Piwo. - Odpowiedział i zabrał się za jedzenie.

Wyciągnął zimne piwo z lodówki, ale zanim je podał Lobosowi nalal sobie trochę do szklanki, żeby zmieszać je z lemodniada. Pozostały bursztynowy płyn przelał do dużego kufla, uważając żeby nie zrobiła się duża pianka.
- Skoro twój legalny interes dobrze idzie, to dlaczego nie skupisz się tylko na tym? - spytał podając mu piwo i siadając obok niego.
Idąc w ślad za Ivanem zaczął jeść. O! Wyszło lepiej niż ostatnio.
- Tylko pytam. - dodał, bo już widział jak jego mężulek burczy coś o tym, że próbuje go zmienić.

Prawdziwą odpowiedzią było, że Ivan nie potrafił inaczej. W swoim krótkim życiu większość czasu spędził w patologii i nie widział często innej drogi.
- Nie da się działać legalnie w tym kraju i nie mieć odpowiedniej armii.
Skomentował w końcu.
- Jeśli myślisz, że twój ojciec działał legalnie to się mylisz. Zanim przyszedłeś na świat zadbał o to żeby wieść o nietykalności tego miejsca rozniosła się szeroko. Dlatego w barze nigdy nie było innych gangów. Do wsi zajeżdżają tylko grzeczni studenci a policja trzyma się z daleka. Gang z Blackvillage był czwartym co do wielkości w tej części kraju. Zaraz po gangu mojego ojca w tamtych czasach.
Wypluł z siebie z lekką złością.
- Dobre. - Powiedział kończąc swoją gwałtowną wypowiedź trochę lżej.

Opuścił wzrok słysząc o swoim ojcu.
- Więc co się stało z ludźmi ojca? Byli nimi mieszkańcy miasteczka? Czy nie jest ich za mało jak na czwarty co do wielkości gang?
Miał nadzieję, że tym razem Ivan nie wpadnie w złość. Chciał z nim normalnie porozmawiać i rozjaśnić sobie nieco obraz sytuacji w jakiej się znajduje.
- Więc co? Wszystkie duże firmy mają powiązania mafijne? - rzucił nieco rozgoryczony tą informacją. Wolał myśleć, że świat jest dobry. A okazuje się, że wszędzie Czaja się cienie. I nie wystarczy po prostu uczciwie pracować żeby osiągnąć sukces.

Ivan nie chciał tego tematu ruszać.
- S.J. Obserwował jego działalność. Zna więcej szczegółów. Ja wiem tyle, że organizował przemyt ludzi i broni. Głównie nasi sąsiedzi ale też przez ocean. Gdy zaczął się wycofywać... Część przeszła do mnie ze względu na S.J. Stara gwardia jak lubią mówić o sobie. Część do konkurencji. Jak się przyjrzysz broni mieszkańców to połowa ich gnatów jest nierejestrowana. To są dzieciaki gangsterów lub gangsterzy na emeryturze. Myślę, że gdy gang rozpadł się, zostali mieszkańcy, którzy dla mniejszych gangów stanowili zbyt duże wyzwanie na własnym terenie. Prawdę mówiąc gdyby S.J. nie powiedział mi, że to tu gdy przejeżdżaliśmy międzymiastową to bym sam pewnie też tutaj nie zaglądał. Teren piękny ale logistycznie żadna rewelacja. Nie łączyłem nazwy gangu z miejscowością. Nawet nie wiedziałem gdzie jest ta dziura, w której za młodu mieszkał mój stary. Robiliśmy takie naloty w wielu miejscach i nigdzie nie było takiego buntu jak u was. Chłopaki robili sobie rajdy kto zaliczy więcej babek w jedną noc. Wystarczyło, że dwóch mężulków padło trupem i reszta już była grzeczna. Sami oddawali żonki do ruchania. Świat jest pełen gówna Kimmy. Nie patrz tak na mnie. Żyłeś w bajce. Twój brat jeszcze trochę kuma ile jest niesprawiedliwości w tym świecie, ale ty.... - Od początku Ivan był pełen negatywnych emocji. Gdy opowiadał i wyrażał swoje poglądy jego brwi się marszczyły i głos zdradzał wkurzenie i zdenerwowanie. Podniósł jednak spojrzenie na Kimma. Było bardzo łagodne.
- Ty jesteś inny. Trochę przeżyłeś, ale wciąż pełno w tobie naiwności. Kolorowy ptak w morzu krwi. W dodatku myśli, że to sok truskawkowy. Gdy kochasz jesteś gotów oddać własne życie. Nie widzisz zła. Chciałbym moc patrzeć na świat jak ty.
Opuścił wzrok na swój talerz. Przez to gadanie nie jadł i stygło. Zamilkł więc i zaczął jeść dalej.

Słuchał go robiąc coraz większe oczy, kolory odleciały mu z twarzy. Był blady jak ściana. Mógł nie pytać. Odstawił na bok talerz z do połowy zjedzonym posiłkiem, jakoś.. Odechciało mu się jeść.
Sięgnął za to po swoje piwo z lemoniada, w tym momencie żałował że nie dolał sobie więcej alkoholu.
Nie pomogło nawet to, że w jakimś sensie go chwalił. To jaka był osoba.
- I co? Lubisz robić takie naloty? - spytał próbując ukryć jak poruszyły go słowa męża. Nieco nieumiejętnie, bo przecież Kimmy nie potrafił udawać i kłamać. Dopiero się tego uczył przez przebywanie w towarzystwie gangu Ivana.

- Nie. Wolę jak ludzie współpracują. Budowanie idzie mi lepiej niż niszczenie. Po nim zostaje zawsze syf. Główny browar stoi w Hollytown. Mieszkańcy sami mnie zaprosili bo nękał ich mniejszy gang. Sprzedali mi parę hektarów i dostarczają produkty do piwa. Oni mają pracę i spokój, a ja miejsce gdzie jestem mile widziany. Duża część chłopaków wywiozła tam swoje dzieciaki i ich matki. Córka Kevina zajmuje się tam kadrami i dzwoni jak są problemy. Warzymy tam czarnego wilka i jeźdźca północy.
Wymienił dwie dość znane marki piwa. Czarny wilk był mocnym, ciemnym piwem. Prawie czarnym o lekkiej goryczce wręcz słodkim zaś Jeździec typowym przeniczniakiem. Kimmy nie kojarzył ich pewnie z Ivanem gdyż browar nazywał się właśnie "Święte Miasto".
- Jedz. Nie chcę żebyś znów zaczął chudnąć. Stracisz tyłek. A ja lubię twój tyłek.
Starał się odwrócić uwagę chłopaka od złych rzeczy. Jeśli znów się na niego wkurzy o seksualne aluzje to zapomni o ilości trupów i ofiar.

Po tych słowach kolory na policzki chłopaka wróciły, podniósł na niego wzrok a widząc, że to ma odwrócić jego uwagę od tych koszmarnych tematów postanowił zagrać w jego grę.
- Każdy lubi mój tyłek. Nawet hetero czasem się na niego gapia. - odpowiedział wstając od stołu po jeszcze jedno piwo i dzbanek lemoniady. Dzięki temu że się podniósł z krzesła, Ivan mógł zobaczyć omawiany tyłeczek.
- I jak chudne to z brzucha i ud. Tyłek zostaje na miejscu. - dodał robiąc swoją nietypową miksture.
Wolał już nie rozmiawać z nim na tematy gangu, mimo że miał jeszcze parę pytań. Postanowił trochę podpytać Sama i swojego brata.. I może S. J'a.

Ivan uśmiechnął się drapieżniej.
- Jedyną osobą która może go podziwiać w całości jestem JA. - Zaakcentował nie odrywając wzroku od bioder aż nie usiadł.
- Na serio będziesz psuł dalej dobre piwo lemoniadą? I chudnięcie z ud też jest słabe. Jak.... - Przypomniał sobie uwagi Sama o byciu delikatniejszym i zaprzestał dalszej wypowiedzi która sprowadzała się do różnych form seksu. - Żeby jeździć trzeba mieć mocne uda.
Skomentował przypominając sobie szybko o koniu. Oczywiście w jego głowie Kimmy "jeździł" na czymś zupełnie innym.

Kim zakrztusił się swoim piwem na uwagę o jeżdżeniu. Z jakieś powodu on też nie pomyślał o koniu. Posłał mu spojrzenie pełne wyrzutu.
Tylko jego, co? Też coś. W końcu się nim znudzi i go zostawi. A wtedy pierwsze co zrobi to usunie z tyłka ten przeklęty tatuaż.
- Zanim zaczniesz krytykować, posmakuj. Piwo jest gorzkie a lemoniada słodko kwaśna. Razem tworzą bardzo orzeźwiające połączenie. - burknął podsuwąc w jego stronę szklankę z bursztynowym płynem.
- I dzięki temu nie ma tyle procentów. - dodał, bo Ivan wiedział że szybko się upijał. A jak już był pijany to sprawiał dużo problemów i był rozbrajająco szczery.

Chciał dobrze ale jak zwykle nie wyszło. Na szczęście poza oskarżającym jego zdaniem spojrzeniem nie było komentarza słownego. Chwycił za szklankę i posmakował. Pierwszy łyk wypił od niechcenia. Zaraz jednak jego mina zmieniła się. Drugi wypił już z niejakim namaszczeniem. Nie odezwał się jednak. Oddał chłopakowi szklankę i podszedł do lodówki po inny rodzaj piwa.
- W jakich proporcjach mieszasz? - Zapytał.
Po chwili wypróbował już lemoniadę z każdym dostępnym w domu rodzajem piwa za każdym razem nadając szklance mazakiem numerek. W ten sposób powstały 3 z najwyższą notą. Oczywiście na tym się nie skończyło. Ivan w czasie degustacji zamówił jeszcze parę rodzajów piw których w domu nie było. Niestety lemoniadowy eksperyment degustacyjny skończył się wypiciem całej lemoniady i sporej ilości piwa.
- Chodź kolorowy ptaszku. Mąż cię zaniesie do łóżka.
Wziął Kimma na ręce i ruszył do sypialni.

Gdyby wiedział, że podzielenie się piwem z mężem spowoduje konieczność picia niezliczonej ilości mieszanek alkoholowych, chyba by tego nie robił.
- Bogowie, Ivan. Ja już nie mogę. - jęknął leżąc na stole pijany jak Bąk. - obiecujwsz, że ostatnie? No dobra.. Ale po co mu to w sumie robimy? Chick. O boziu, ale mam ciężka głowę. Nie, to ten tam w kubku z serduszkiem jest najlepszy. - zdecydował pokazując palcem na naczynie z brokatowym serduszkiem. Kim dostał kiedyś ten kubek od Sama z okazji Walentynek, żeby mu smutno nie było, że nie dostał nic od nikogo.
Podniósł głowę na ręce i spojrzał na Lobosa nieco zamglonym spojrzeniem.
- Czekaj, daj mi coś na kaca. Nie mogę mieć jutro kaca. - mruknął marszczac brwi. - powinno być w szufladzie z lekami, takie coś tam. Antykac czy coś w tym stylu. - zabełkotał niewyraźnie.
Całe szczycie Ivan bez problemu znalazł odpowiednie medikamenty i już po chwili, Kimmy był w ramionach mężusia.
Jakim cudem normalna kolacja zmieniła się w degustacje piwa?

W Ivana głowie w tym momencie mógł siedzieć tylko S.J. Ten jednak również pijany leżał w jednej z przyczep.
Mężczyzna położył chłopak na materac i zaczął rozbierać.
- Przecież nic ci nie robię! - Usprawiedliwiał się gdy chłopak zaczął marudzić. - Nie rzuciłem się też na ciebie w kuchni mimo że mnie podjudzałeś specjalnie. Daj się więc rozebrać i idziemy spać.
Tym razem to Ivan zaczął marudzić, że nie pukał go już dłuższy czas i że tak nie może być, że mógłby mu chociaż ręcznie ulżyć jak już nie chce spełniać małżeńskich obowiązków.

- Małżeńskie obowiązki. - burknął pod nosem, gdy w końcu został w samych majtkach. - też coś. Sam się prosiłeś o takiego męża, to teraz sobie możesz pluć w brodę. - zrzędził jak zawsze po alkoholu. Mówił wtedy wszystko co mu ślina na język przyniosła i wcale się nie kontrolował.
- I w ogóle to muszę siku. Hey, ale majtki to zostaw. - powiedział trzymając obie ręce na gumce od swoich czarnych, obcisłych slipek. - Taylor jeszcze tu wlezie albo ktoś, a ja nie mam ochoty świecić gołym tylkiem przed nimi.
Chwiejnie Wstał na nogi i już po pierwszym kroku wylądował w objęciach męża. Parsknął, bo z jakiegoś powodu wydawało mu się to śmieszne.
- Posikam się. - oznajmił poważnie, jakby rzeczywiście miało się zdarzyć coś takiego. - Wtedy to sam ściągnę majtki.

Ivan tylko pokiwał głową i posadził go na kiblu.
- Nie próbuj na stojąco bo osikasz wszystko.
Oznajmił i przytrzymał go na kiblu. Gdy wstał nie pozwolił mu już naciągnąć gaci na tyłek zwyczajnie nogą zatrzymując je na podłodze.
- Do łóżka jednorożcu
Rzucił rozbawiony i delikatnie go poprowadził do łóżka.

Obsikanie wszystkiego także wydawało mu się zabawne, więc znowu zaśmiał się sam do siebie. Co ten alkohol z nim wyrabiał..
- Hey, jesteś złośliwy. - burknął kiedy ten przytrzymał jego majtki na ziemi. Ivan jednak zdawał się nie traktować jego urazy poważnie.
- Jednorożec? Co to za głupoty. - dalej mruczał pod nosem idąc jednak chwiejnie w stronę łóżka. Oczywiście bez pomocy Ivana nie byłby w stanie tego zrobić.
Połóżyl się ciężko i wtulił nos w poduszkę, przez co mężu mógł przyjrzeć się jego ksztaltnym pośladką.

Delikatna poświata księżyca wpadająca przez okno ładnie ślizgała się po krzywiznach ciała chłopaka, w tym po okrągłym pośladku. Podkreślała jego jasną cerę. Nic więc dziwnego, że w Ivanie budziło to zwierzę. Toż to czysta prowokacja! ;)

Mężczyzna sam rozebrał się do stroju Adama i wsunął na łóżko zaraz za chłopakiem. Gdy się zbliżał dłonie sunęły po jego ciele od zgrabnych łydek w górę. Przylgnął do niego ogrzewając dodatkowo swoim ciepłem i nakrył ich oboje pościelą. Pod nią ręce mężczyzny wprawnie zaczęły pieścić ciało małżonka. Rozchylił jego pośladki by mógł poczuć jego gorącego członka na swoim wejściu. Nie posunął się jednak dalej. Czekał aż jego ciało zacznie płonąć od drobnych pieszczot i sam zacznie napierać tyłeczkiem by dostać więcej.

Niestety, Kimmy był na to zbyt pijany. Jedyne co osiągnął jego małżonek to jakieś niezrozumiałe słowa a potem ciche pochrapywanie.
Szkoda, że pół azjata nie widział wtedy miny mężczyzny, bo ta musiała być bezcenna.

- Dlaczego do cholery, nie mam majtek? - Usłyszał rano Ivan niezadowolony, chrapliwy głos Kima.
Bogowie , znowu to samo. Znowu się upił, a przecież wcale nie pił dużo. Albo tak mu się wydawało, bo próbował wszystkiego po troszeczku.
Zarumienił się czując za sobą lekko twardego fiuta napierajacego na jego tyłek. No też wybrał sobie pozycje do spania.
Posłał mu spojrzenie godne bazyliszka.
Nie wiedział jeszcze, że na wieczór to sam będzie zabiegał o Ivanowe względy byle tylko tego fiuta użył. I to na nim, a dokładnie w nim.