Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

Obudziły go pocałunki Kima. Nastolatek całował każdy wolny kawałek jego ciała, do którego miał dostęp. 
Wciąż był w świetnym humorze i nie mógł się doczekać żeby móc wrócić do stajni. 
Niestety, nie był w stanie sam ściągnąć z siebie Ivana. Jego mężulek obejmował go zaborczo z zabawna mina psa wartownika. 
- Czeeeeść! - przywitał się pokazując białe równe ząbki. - Dobrze spałeś? - spytał przymilnie, bo wiedział, że ostatnio troszeczkę zaniedbał Ivana.

W głowie miał "co jest ku***". Gdy otworzył oczy już wiedział co jest. Roześmiany szczeniak merdający ogonkiem chciał wyjść na dwór...cooo... tak,
- Gdyby nie klacz która postanowiła urodzić w środku nocy... wyśmienicie. - Mruknął i przesunął się. - Dostanę śniadanie? - Miał erekcję, a zadowolony Kimmy nie ułatwiał... - Czy mam zjeść ciebie?
Zapytał przetaczając się na niego i szepcąc mu do ucha. Później go pocałował i docisnął się do niego biodrami. Chłopak mógł poczuć, że Lobos go pragnie. Zaraz po pocałunku mężczyzna podniósł się i ruszył po kawę. Wiedział, że dobry humor i pocałunki nie miały nic wspólnego z chęciami chłopaka.

Kimmy wyskoczył za nim od razu po tym jak sie  pozbierał. Pocałunki Ivana sprawiały, że kręciło mu sie  w głowie i miękły nogi.
- Obawiam się, że nie najadłbyś się mną szybko. - odpowiedział otwierając lodówkę żeby przygotować śniadanie dla swojego męża.
- Usiądź, żona zrobi Ci kawy. Byłeś wczoraj niesamowity. - mruknął zbliżając się do niego. Usiadł mu na kolanach i spojrzał zalotnie w oczy.
- Zainponowałeś mi. - chwalił go wiedząc, że Ivan lubi komplementy.

Uniósł brwi w lekkim zdziwieniu. Tyle komplementów w tak krótkim czasie...
- Dobra... czego chcesz? Nikt nigdy nie mówi tylu miłych rzeczy na raz jak nic nie chce. Nie kupię kolejnego konia. Zapomnij. Miał być jeden już są 4. wystarczy. - Od razu zastrzegł. - Nawet za cenę kawy! - Dodał patrząc na tą niewinną minkę Kimma. Nie. On musiał czegoś chcieć. Ludzie nie byli tacy mili bez powodu. RAZ dostał śniadanie do łóżka od chłopaka i to było po tym jak darował życie jego bratu.

- Nic nie chce. Jeśli chcesz mogę powiedzieć Ci jeszcze więcej komplementów. - zaśmiał się rozbawiony mina Ivana. Pocałował go w nos i przeczesał czule jego włosy patrząc przy tym na niego zakochanym wzrokiem.
- Jesteś przystojny, masz dobre serce i głowę do interesów. - mruczał calując go po każdym miłym słowie.
- Na dodatek w sytuacjach gdzie wszyscy panikują potrafisz zachować zimna krew. - Kolejny komplement owanie zaskoczonego Lobosa 
- Idealny kandydat na męża. - zażartował puszczają mu oczko.

Ivan się w tym gubił. Totalnie.
- Taaaa... i odkryłeś te wszystkie moje zalety po tym jak wsadziłem kobyle w piczkę rękę żeby obrócić źrebię? Świetnie.
Niestety Ivan był też do bólu zachowawczy i nie potrafił zrozumieć tego co robi właśnie Kimm.
- Tak tak, super mąż, ale wykorzystać do przyjemnych celów go nie chcesz. - Nadał swojej wypowiedzi rozbawiony ton. Nie chciał naciskać... nie potrafił jednak nie zaznaczyć swoich potrzeb.

Słysząc odpowiedź o kobyle palnął go w ramię. 
- Co ty na to, żeby zakleić ci usta? Jak się nie odzywasz jesteś znacznie atrakcyjniejszy. - powiedział z wyrzutem a na dalsze słowa mężczyzny opuścił wzrok na swoje ręce.
- Możemy spróbować, ale... Nie jestem pewien czy już jest okey. - odpowiedział opierając czoło o jego ramię.
Odkąd nie uprawiali seksu minęło już sporo czasu, dziwne że Ivan tak długo wytrzymał. Przecież on uwielbiał wszelkie cielesne przyjemności.

- Kimm ja nie próbuję. Wiesz, że nie jestem cierpliwy... nie chcę ci robić krzywdy. - Zacisnął ręce na stoliku w przyczepie. - Jeśli nie czujesz się gotów, nie robimy nic w tym kierunku. Boję się, że mógłbym się nie powstrzymać. Nie chcę. - Wziął głęboki oddech i w końcu spojrzał na chłopaka. - Ma być tak jak powinno. Sam to powiedziałeś. Ty masz tego chcieć.
Na tym postanowił uciąć temat. Włączył radio. W nim o dziwo mówiono o porachunkach między gangami. Ivan tylko uśmiechnął się krzywo. Mówili o ponad 30 ofiarach. Chłopak nie wiedział ile z tych osób zabił własnoręcznie.

Kimmy spojrzał na niego jakoś tak.. Smutno.
Zalowal tego co się stało, żałował że zepsuło się coś co dopiero zaczęło się układać. 
Miał nadzieję, że tym razem będzie już tylko i żyli długo i szczęśliwie. 
Mruknął i zeskoczył z męża, by móc podać mu męskie śniadanie. 
Trzy kiełbasy, górę jajecznicy i fasolkę. Do tego były jeszcze chrupiące tosty. 
- Smacznego, mężu. - powiedział pierwszy raz tak się do niego zwracając. Był tym trochę zawstydzony, jakby nazwał Ivana conajmniej koteczkiem albo tygryskiem. Nie udało mu się ukryć rumieńców.
- mówią o tobie? - spytał wskazując broda na radio.

- Dziękuję.
Powiedział kradnąc mu jeszcze całusa zanim uciekł z jego kolan. Zjadł ze smakiem śniadanie a na pytanie chłopaka pokręcił tylko głową co miało znaczyć jednocześnie i tak i nie. Nie wiedział w końcu o kogo chodzi personalnie.
-Idź już do tych koni. Przecież widzę, że cię nosi.
Zaczął się z niego śmiać po śniadaniu. Zostawił chłopaka w towarzystwie koni i ochrony i ruszył na budowę. Osobiście doglądał wielu rzeczy. Chciał żeby zrobione były szybko ale też solidnie, dobrze. Dlatego zgadzał się na wiele elementów gotowych.

Kim chciałbym cały dzień spędzić z końmi, ale musiał uczęszczać online na zajęcia. Chciał skończyć studia i to z wyróżnieniem. 
Miał nadzieję, że mimo wszystko, Ivan będzie z niego dumny. Zależało mu na uznaniu męża, czy to było coś dziwnego?
Późnym popołudniem zaproponował mu przejażdżkę konno, mało tego wyzwał go na pojedynek, kiedy już siedzieli na koniach:
- Ten kto przegra spełnia rozkaz wygranego! Start!

Krzyknął i nie czekając na reakcję Lobosa ruszył z kopyta. Trochę oszukiwał, ale w jego wydaniu było to na tyle urocze, że kto by się tym przejmował?

Ivana nie bawiły rozkazy i zawody ale nie lubił przegrywać. Jego koń był wyższy od tego Kimma i jednocześnie przez to szybszy. Zrównał się więc z nim w pół drogi. Niestety później jego ogier nie chciał wcale przyspieszać i wyprzedzać kolegi. Lobos zaś nie czuł potrzeby popędzać głupio konia. Chodziło bardziej o to żeby chłopak miał radochę.
Spokojnym truchtem podjechali nad jezioro gdzie konie mogły się ochłodzić i napić. Ivan położył się na trawie i zamknął oczy. Czuł spokój. Dawno go nie miał.

- Wygrałem! - powiedział uratowany Kim podbiegając do Ivana i spoglądając na niego z góry.
Opadł na kolana i uśmiechnął się szeroko wisząc nad głową męża.
- Dałeś mi foty? - spytał przyglądając mu się widocznie rozbawiony. Spoglądając tak na mężczyznę poczuł znajomy dreszcz podniecenie, więc nie chamując się zbytnio pochylił się i pocałował Ivana z uczuciem.
To był pocałunek pełen pasji i namiętności, ostatni raz Kim tak pocałował Ivana podczas nauki strzelania. 
Motylki w brzuchu nastolatka fiknęły radośnie.

- Nie miałem wyboru. W końcu jeździsz na kucyku. - Powiedział i otworzył jedno oko. Gdy Kimm pocałował Ivana ten w pierwszej chwili był lekko zaskoczony. Jak zawsze zresztą kiedy chłopak okazywał uczucia. W swojej głowie ciągle powtarzał sobie, że chłopak jest po przejściach i musiał mu dać czas na dojście do siebie i dotykać go nie wolno. Wciąż dziwiło go więc to jak obdarowywał go drobnymi czułościami. Objął go i przetoczył się z nim po trawie tak, że znów to on był na górze. Wsunął rękę pod jego bluzkę i zaczął palcami drażnić sutki podczas gdy oddawał pocałunek.

Jęknął zaskoczony zmiana pozycji, na moment spiął się nawet czując jego ręce pod swoją bluzka, ale prawie momentalnie uspokoił się, gdy przypomniał sobie, że to Ivan.
Odpowiadał na pocałunki trzymając go mocno za szyję, zupełnie jakby puszczenie go równało się z upadkiem w przepaść.
Miał nadzieję, że to zbliżenie nie skończy się dla niego jakimś atakiem paniki, bo wtedy Ivan tak szybko nie spróbuję się ponownie zbliżyć. 
Na razie było ok, więc Kimmy kontynuował pieszczoty.

Powinien pieprzyć się z nim w każdej możliwej pozycji w każdym możliwym miejscu tej dzikiej plaży. Zamiast tego założył sobie jego nogi na biodra i docisnął się nimi do krocza chłopaka całował go, obłapiał, pieścił sutki i ocierał się o niego swoim twardym kroczem i... odsunął się zanim będzie za późno. Dla jego wewnętrznego głosu już było za późno. Pół roku temu odwrócił by go i wjeżdżał mu w tyłek aż nie będzie miał dość. Ivan, nie Kimm. Ale nie było pół roku temu. Było teraz. Odgonił obraz swojej spermy wypływającej z jędrnego tyłka chłopaka i ściągając z siebie ciuchy ruszył do ziemnej wody.
- Nie waż się włazić do wody bo nie ręczę za siebie.
Warknął tylko ostrzegawczo odchodząc. Zrzucił z siebie bieliznę i spodnie razem z butami. Prawie że jednym ruchem. Jego kutas sterczał dumnie i był nawet trochę wilgotny od tych niewinnych pieszczot w trawie. Wskoczył w stroju Adama do wody i zaczął płynąć przed siebie. Musiał się uspokoić i zmęczyć bo wróci na brzeg.

Tyle, że Kimmy mimo początkowej niepewności chyba nie chciał przestawiać. 
Sam się podniecił, aż go tyłek palił domagając się uwagi a penis uwierał go w spodniach. 
Korzystając z tego, że Lobos na niego nie patrzy wyskoczył z ciuchów i zanurzył się w chłodnym jeziorze. 
- Będę chory. Zimno. - powiedział niewinnie ciekaw czy jego mąż postanowi go rozgrzać.
Czy na pewno dobrze robił? Zagryzł seksownie wargę i spojrzał na męża spod rzęs. Wiedział, że Ivan nie chce go skrzywdzić. Już nie. Teraz ten niebezpieczny mężczyzna chciał go chronić i rozpieszczać. Kochał go.
Nie ma czego się bać.

Specjalnie płynąc nie odwracał się żeby nie ulec pokusie i nie zawrócić. Plusk wody wyrwał go jednak z tego. Zatrzymał się i widząc jak chłopak włazi za nim do wody o mało nie warknął. Szybkimi ruchami podpłynął do niego.
- Sam tego chciałeś.
Burknął i pocałował go mocno. Podciągnął go do góry i założył sobie znów jego nogi na biodra. Stali mniej więcej na wysokość talii Ivana w wodzie. Było mu więc trochę ciężej jak normalnie go podnieść, ale już w wodzie prawie że unosił się sam. Wystarczyło więc, że przytrzymał go jedną ręką, a drugą nakierował swojego penisa na jego tyłek. Nawet gdyby Kimm w tym momencie spanikował to nie powstrzymał by się. Nabił się na niego po sam trzon z głośnym jękiem.

Krzyknął mu w usta, bo wejście w ten ciasny tyłek bez przygotowania i odpowiedniego nawilżenia takiego kolosa, było bolesne. 
- IVAN, DUPKU. - Jęknął, bo już zapomniał jakie to uczucie mieć w sobie takiego fiuta. Długo nie uprawiał seksu.
- Masz zwolnić, bo wywale cie z przyczepy! - dodał oddychając głęboko żeby przyzwyczaić się do rozmiarów swojego męża.
- I ty będziesz mnie niósł zamiast konia! - syknął lekko się poruszając by sprawdzić czy już jest lepiej.

- Mogę być twoim konikiem kiedy tylko zechcesz.
Odparł znów go całując. On też czuł ból od zaciskającego się tyłka chłopaka dlatego zamiast zacząć się ruszać czekał aż się rozluźni i przyzwyczai. W tym czasie zwyczajnie ugniatał jego pośladki i całował go żeby zamknąć go chociaż na chwilę.
-Bądź już cicho i lepiej się mnie mocno trzymaj. - rzucił mu po chwili uśmiechając się i zaczął się poruszać. Daleko temu było do dzikich seksów jakich pragnął. Miał jednak w tej chwili coś co zajmowało go znacznie. Nabity na siebie ciasny tyłeczek Kimma. Całował go, ugniatał jego tyłek a gdy w końcu się rozluźnił zaczął się poruszać. Nie wiedział ile to trwało. Zarejestrował tylko, że na tyle wzburzyli wodę, że konie z niej wyszły i skubały trawę na brzegu.
-Jeszcze nie.
Powstrzymał go przed opuszczeniem nóg. Wysunął się z niego ale zabrał go wciąż trzymając na rękach na trawę. Na brzegu położył go mokrego na swoich ciuchach i wziął jeszcze raz. Dopiero wtedy, gdy drugi raz był bardziej wyważony i przemyślany mógł się wycofać. Oczywiście że chciał więcej. Teraz już wiedział, że nie musi się powstrzymywać. Mógł... mógł go mieć kiedy będzie chciał. Przeturlał się z nim aby to chłopak leżał na ciele gangstera.
- Uwielbiam jak moja sperma ucieka z twojego tyłeczka. Nie patrz tak bo się znów podniecę i do domu wrócimy za trzy dni. - odgarnął włosy z twarzy chłopaka.

Kimmy miał zarumienione policzki i był bardzo zmęczony, ale szczęśliwy. 
Żaden szakal nie wisiał nad nim widmen, przełamał lęk i.. Uszczęśliwił męża. 
- Jesteś okropnie zboczony. Jestem niemal na sto procent pewny, że to się leczy. - odpowiedział przewracajac oczami i podnosząc się odrobinę na rękach.
- Jest już zimno, chodź bo się rozchorujemy. Już i tak dzisiaj przegieliśmy kąpiąc się w jeziorze. Skąd u ciebie takie głupie pomysłu? - spytał szarpiąc go żartobliwie za włosy. Cmoknął go lekko w usta.
- Myślę, że Cię kocham.

- To dobrze, że tak myślisz. Jeszcze trochę i pojawi się bez myślę a za to z wiem.
Podniósł się. Jego ciuchy były mokre więc tylko ubrał spodnie i bieliznę.
-Może połóż się na koniu a ja was poprowadzę bo jak widzę twoją minę gdy siedzisz to... jest ciekawa.
Powiedział przekomarzając się z nim lekko.

- Powiedziałeś, że możesz być moim konikiem więc teraz mnie nieś, draniu. - powiedział doskonale zdając sobie sprawę, że to za daleko na takie noszone spacery.
- Jeśli chodzi o naukę delikatności, jesteś fatalnym uczniem. - dodał swoje trzy grosze wyciągając ręce, żeby Ivan pomógł mu wstać.
Nie obyło się bez jęków, stęknięć i przeklinania drania z dużym fiutem. 
- Idz na jakieś pomniejszanie prącia, to nienormalne, że jest taki duży. - narzekał ubierają się powoli.

- Zapewniam cię, że jest normalnych rozmiarów jak na przedstawiciela moich gabarytów. Nie kwalifikuje się więc na operację. Nie wiem na jakiej podstawie wyrobiłeś sobie pogląd na normę ale cię oszukano.

Puścił mu oczko. Podejrzewał że jego mąż oglądał pornosy z azjatami a ci zazwyczaj mieli mniejsze członki. Wziął swoje rzeczy i umocował do siodła białego konia tak by utworzyły poduszkę przed przednim łękiem na której chłopak będzie mógł się oprzeć. Sam jechać mógł w samych slipach.

- Nigdy nie udawałem geniusza. - odpowiedział mu rozbawiony. Ivan działał na instynktach zarówno w pracy, gangu jak i w codziennym życiu.

- To w takim razie ja mam za mały tyłek. - powiedział kuśtykając za nim.
- ojejuuuu, nie wejdę.. Nie ma szans. - jęknął po tym jak podniósł nogę do góry.
- Może przyjedź kamperem tu? - narzekał i stękał, zupełnie jakby faktyczny był ciężki chory.
- Nie trzeba być geniuszem, żeby kogoś przygotować, wiesz? - burczał mając ochotę kopnąć go w kostkę.
Mimo dyskomfortu, zdawał się być.. Szczęśliwy. 
Jego brązowe ślepia lśniły pięknie, a nie były już przygaszone i smutne.