Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

- S.J. nie ma nic do tego. Przestań strzelać fochy jak jakaś pizda. Obaj dobrze wiemy, że masz jaja. Skończ. Wrócimy do hotelu. Pozwolę ci porzucać we mnie jakimiś ciężkimi rzeczami. Skończymy później na tym puchatym dywaniku przed kominkiem. Widziałem jak na niego patrzysz.
Mówił mu do ucha bardzo cicho. Teraz był już pewny, że chłopak jest zły na niego. Wiedział też, że nie może to trwać za długo. No i pozostawała jeszcze kwestia zrobienia sobie gorących wspomnień z hotelowego pokoju.

- Nie będzie żadnego puchatego dywanika. Przestań traktować moje zdenerwowanie tak frywolnie. - syknął dalej patrząc na niego wkurzony.
Ivan potrafił zrobić tak, że zapomniał o wszystkich innych i wszystkim co się wokół niego działo. Był tyko Ivana, to on zyskiwał cała jego uwagę. 
- Jestem na ciebie wściekły i rzucanie mi nie wystarczy. Ciesz się, że ciebie nie rzuciłem. - powiedział czując nagle gule w gardle. Cholera. Przecież się nie rozpłacze.
Emocje spowodowane były nie tylko tym co powiedział rudy, cały dzisiejszy stres dawał się mu we znaki. A dochodziło jeszcze do tego zmęczenie.

Ivan kiwnął głową i S.J zaczął zbierać bile.
- Idziemy do hotelu. Tam pogadamy spokojnie.
Wziął rękę chłopaka. W drugą złapał jego kurtkę. Ruszyli do podziemnego garażu. Wciąż stało tutaj sporo motorów. Ivan już się nie odzywał. Pomógł chłopakowi zapiąć dobrze kask. Pół godziny później byli w windzie jadącej do ich apartamentu.
- Okej
Rzucił Ivan przytulając chłopaka.

Dla zasady nieco się opierał, ale w końcu i tak poszedł za mężem, nie chcąc robić scen. 
- Nie jest okey. Możesz mi łaskawie wytłumaczyć o czym mówił Rudy? - spytał odsuwając go od siebie na bezpieczna odległość.
- I skąd wiedział, że mnie dotykałeś? - warknął zarzucając z ramion kurtkę i cała broń jaka miał na sobie.
Może i był wkurzony, ale na pewno nie chciał strzelać do męża.

Ivan zrobił zbolałą minę. To się zacznie... Westchnął ciężko.
- Chodzi o spotkania. Ale zacznę od początku bo się nakręcasz niepotrzebnie.
Teraz mógł już sobie wypić więc postanowił sięgnąć po alkohol w czasie kiedy chłopak zrzucał z siebie rzeczy.
- Pierwsze spotkania wyglądały tak, że wynoszono trupy jeden za drugim. Wkurwiali mnie więc do nich strzelałem. Jak do kaczek. Bang Bang. Jeden za drugim. Przy trzecim szefowie zaczęli się bać przychodzić. Tylor wymyślił, że weźmie dziewczynki i zrobimy je w klubie ze striptizem. W sekcji VIP. To było pierwsze spotkanie z którego nie wyniesiono żadnego trupa.
Zostawił swoją kurtkę na barku. Szelki z bronią też.
- Jak odkryli, że mając rozpraszacz w postaci... seksualnej strzelam rzadziej stało się to tradycją. To o czym mówił rudy nie jest więc żadną tajemnicą poliszynela. Na każdym spotkaniu mam... rozpraszacz. Dzisiaj byłeś nim ty.
Ivan nie miał pojęcia jak bardziej uprościć sprawę albo raczej jak zmniejszyć jej wagę bardziej żeby Kimmy przestał ciskać piorunami.

- Czy ty właśnie nazwałeś mnie rozpraszaczem? - spytał odwracając się w jego stronę z wkurwikami w oczach.
- I chcesz mi powiedzieć, że będąc już MOIM mężem, miałeś pod stołem jakąś dziwkę? - wycedził chwytając w ręce ciężka poduszkę. Zmienił zdanie, jednak chciał porzucać czymś w tego dupka.
Jak on śmiał? Od niego wymagał wierności a sam co robił?
- Już po tobie, dupku. - warknął rzucając w niego wszystkim co mu wpadło pod rękę.
W końcu zmęczony usiadł na ziemi, opierając się o kanapę. Nie był najlepszy w sportach.. I nie był specjalnie silny.

Gdy w końcu opadł z sił i przestał rzucać w niego tym co miał pod ręką ( na szczęście nie miał broni ani nic ostrego) podszedł do niego zostawiając szklankę z trunkiem na boku.
- Raz, i to dlatego, że nie mogłem po ciebie wtedy wrócić.
Czuł podświadomie że jego dalsze wytłumaczenia były by tylko kopaniem sobie głębszego grobu.
"Kochanie, ona siedziała pod stołem, tylko robiła mi laskę, nawet mi dobrze nie stanął"
Tego typu tłumaczenia mogły by pchnąć Kimma do tego, że jednak sięgnął by po broń.
- Nie wiedziałem też czy jak wrócę będziesz mnie jeszcze chciał. Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, ale ...
Zamilkł. Każde kolejne słowo wprowadzało go do grobu bardziej. Widział to w oczach Kimma.
- Będę cię ze sobą zabierał zawsze. Widziałeś ich miny po tym jak sięgnąłeś po broń? - Postanowił postawić na przebłaganie za grzechy bo chyba to wychodziło mu lepiej. Podszedł do niego i usiadł na podłodze obok niego.
-Mamy zajebiście wielkie jakuzzi, truskawki i szampana. Co ty na to żeby uczcić twoje skopanie dup starym gangsterom? Mogę zamówić jeszcze fontannę z czekoladą.
Lobos uśmiechał się prawie rozbrajająco. Odwrócił do siebie twarz chłopaka i pocałował go krótko. On wiedział jak bąbelki i strumień wody w jakuzzi potrafi podkręcić seks i koniecznie chciał to pokazać chłopakowi. Jak mu się spodoba to może w domu też taką zamontują... tylko mniejszą. Na ich dwójkę a nie na 10 osób.

- Wcale nie miałam zamiaru dla ciebie zabić Aarona. - Prychnął dalej piorunując go wzrokiem godnym bazyliszka.
- Tak, tak. Mam nadzieję, że teraz nie będą chcieli żebym siedział pod stołem. - burknął znowu spoglądając na Ivana tak, jakby ten wymordował mu conajmniej pół rodziny.
- Ta fontanna powinna już tu stać. - powiedział mięknąc odrobinę pod wpływem pocałunku męża.
- Na następne spotkanie weź sobie coś na uspokojenie a nie molestujesz mnie tak przy wszystkich. - dodał wciąż obrażony za to wszystko.

- Tylko nogi. Sam je na mnie położyłeś. Jak chcesz następnym razem ty możesz molestować mnie.
Położył rękę chłopaka na swoim udzie zaraz przy kroczu tak żeby palce dotknęły ich wewnętrznej strony. Spodnie Ivana też były dość obcisłe w tym miejscu z racji jego mięśni a nie materiału. Chłopak mógł poczuć bijące od jego ciała ciepło. Po kolejnym krótkim pocałunku wstał żeby zamówić cholerną fontannę z czekoladą.
-Mam cię zanieść do tego jakuzzi? - Zapytał stając nad nim z uśmiechem.

- Byle nie jak worek kartofli. - burknął dalej wyglądając na obrażonego. Gdy Ivan wziął go w ramiona jak księżniczkę, wyraz twarzy Kima odrobinę się zmienił. Podobało mu się, gdy Lobos w ten sposób go adorował.
Pozbyli się wspólnymi siłami spodni różowołosego, bo okazało się, że te obcisłe gatki nie chciały opuścić nóg Kima.
To było całkiem zabawne, nawet obrażony Kim nie mógł zahamować cichego chichotu.

Ivan wpuścił chłopaka do jakuzzi i włączył bąbelki. Tylor kiedyś powiedział Kimmiemu że Lobos potrafi zadbać o romantyczne pierdoły i teraz chłopak miał przykład tego. Ivan zamierzał ten wieczór spędzić dogadzając sobie i Swanowi na różne sposoby. Jednym z nich było Jakuzzi, innym szampan, czekolada i truskawki. Podstawił wszystko na jeżdżącym stoliku zaraz pod ręką i dopiero wtedy władował się do wanny. Oczywiście na niego nagość chłopaka działała już wcześniej więc chłopak mógł zobaczyć, że członek jego męża przygotowuje się powoli do akcji.
-Jeśli mam coś jeszcze przynieść to lepiej mów teraz bo jak wejdę to nie będę biegał po żadne pierdoły.

- Jak cie poproszę to będziesz biegał. - powiedział zadzierając nosa i udając, że nie widzi twardniejącego penisa męża.
Usiadł nieco wyżej by móc łatwo sięgać po truskawki i czekoladę. Przed nimi rozciagał się piękny widok na miasto, które mimo późnej pory, wciąż tętniło życiem. 
Było romantycznie i przyjemnie, bo bombelki wspaniale masowały cialo młodzieńca, sprawiając że się rozluźniał. 
Wystawił rękę po szampana czekając aż mąż poda mu kieliszek, a kiedy tak zrobił wzniósł go nieco ponad głowę.
- Za lemoniadowe piwo. Wyszło świetne.

Tym razem Kim będzie miał to wybaczone ale niebezpieczny błysk w oczach Ivana mówił, że lepiej żeby uważał. Lobos wciąż był dziką bestią, a nie domowym pudlem i mógł ugryźć. Podał chłopakowi szampana i sam chwycił lampkę dla siebie.
- To pierwszy raz kiedy sprzedawany przeze mnie produkt ma mniej jak 2 % alkoholu.
Przyznał się i odstawił po toaście kieliszek. Dla niego była tam butelka whisky. Zanim jednak z niej skorzysta chciał skorzystać z czegoś innego.
-Usiądź tutaj.- Pokazał na miejsce gdzie dysza uderzała od spodu.

- Tu? - zdziwił się przekrzywiajac śmiesznie głowę w bok. - no okey. - mruknął siadając w miejscu, które pokazał mu Ivan.
Podniósł na niego wzrok, ciekaw dlaczego akurat tutaj miał siedzieć. Wtedy też dostrzegł ten wygłodniały wzrok męża, który miał za każdym razem, gdy chciało zrobić z nim coś baaardzo niegrzecznego.
- Ivan! - jęknął przewracając oczami. Czy jego mąż jest czasem zapokojony?!

Po tym oburzonym krzyku wiedział, że został przyłapany. Odwrócił się tak żeby oprzeć ręce po bokach głowy chłopaka. Pocałował go i delikatnie przesunął łapiąc za pośladki. Gdy go znów posadził strumień z dyszy zaczął uderzać w to miejsce w którym kończyła się moszna, a jeszcze nie zaczynał odbyt. W dodatku intensywny strumień masował te miejsce. Może nie był to bezpośredni strumień na tyłek, ale nie o to chodziło. W tym miejscu również można było podrażnić prostatę.
-Siedź tak i się nie ruszaj. Jak zrozumiesz dlaczego... zrozumiesz. Jeszcze chwila.
Uśmiechał się tak jakby wiedział, że za chwilę będą się naprawdę dobrze bawić.

Kim spoglądał na Ivana jak na kretyna, bo dla niego takie tajemnicze zachowanie wcale nie pasowało do jego męża. 
W jednej chwili wyraz twarzy Kima zmienił się z politowania na zaskoczenie i gwałtowne cofnięcie bioder w tył. 
- Co do diaska.. - zaczął prostując się i sięgając do kieliszka z alkoholem by sprawdzić czy coś nie zostało tam dosypane. 
- Dałeś mi jakieś dragi?

- Otwierałem go przy tobie.- Tym razem to Ivan popatrzył na niego z politowaniem. - Wróć w to samo miejsce biodrami albo ustaw się samodzielnie lepiej. Chyba, że wolisz moje ręce.
- Mówiąc ostatnie puścił mu oczko. Sam ustawił się tak żeby dysze uderzały w jego spięte plecy. Dał chłopakowi czas żeby sam zdecydował czy chce poznać możliwości jakuzzi. W tym czasie sam opróżnił swoją szklankę z whisky i musiał się przenieść po następną. Wtedy też znów usiadł koło chłopaka.
-Wskakuj na kolana do męża. Porozpieszczamy cię trochę.
Kiwnął głową na fontannę z czekoladą i stojące obok niej truskawki.

- I tak zupełnie bez podtekstów i ukrytych motywów chcesz mnie wziąć na kolana? - spytał mając odrobinę zarumienione policzki, bo był ciekawy tego nowego doświadczenia i co jakiś czas ustawiał się tak, by pobudzać prostatę.
Zerknął w kierunku truskawek.
- I jeszcze rozpieszczać? Oj, to brzmi podejrzanie. Zrobiłeś jeszcze coś złego o czym nie wiem?
Zamilkł i zmarszczył brwi. 
- Stóp. Nie odpowiadaj. Wolę jednak nie wiedzieć. - mruknął wchodząc mu na kolana.

- Oczywiście, że z podtekstem, ale nie ukrytym bo ty doskonale wiesz do czego zmierzam. Choć.
Pocałował go w kark i sięgnął by zanurzyć truskawkę w czekoladzie.
- Ja jestem grzeczny. Zawsze. Jak aniołek....
Już nie dodawał, że upadły. Truskawka zanim trafiła do ust chłopaka ubrudziła go w paru miejscach. Tak rozpoczęła się ta erotyczna gra w karmienie Kimma, zlizywanie z niego czekolady i pobudzanie go. Chłopak na pewno pamiętał ich pierwszą zabawę z czekoladą. Już po niej tego typu słodycz kojarzyć się mogła mu tylko z pieszczotami Ivana.

Seks w jakuzzi nie był ostatnim w apartamencie. Po drodze do łóżka był seks od tyłu gdy chłopak był oparty o szybę z widokiem na miasto, obiecany puchaty dywanik przed kominkiem, wielki stół, kanapa, a nawet barek. gdy trafili do łóżka Ivan nawet nie penetrował już biednego wymęczonego tyłka tylko smarował go w cholernie seksowny sposób maścią by mógł jutro w miarę normalnie chodzić.
- Jesteś najseksowniejszą i najbardziej niepoczytalną istotą jaką spotkałem.
Mruczał mu zaspokojony do ucha nie dając młodemu ciału odpocząć całkiem. Wciąż podkręcał jego pożądanie chociaż sam nie zamierzał już go seksualnie wykorzystywać.
- Kocham ...
Zabrakło mu słów żeby powiedzieć co więc zaczął go znów całować.

Ivan potrafił zrobić z nim takie rzeczy, że biedaczek całkiem tracił głowę. 
Nawet kiedy szczerze go nienawidził nie potrafił mu odmówić, więc teraz, gdy w końcu zaakceptował mężczyznę, wystarczyło kilka krótkich chwil by omdlewał mu w ramionach. 
- Kogo... - jęknął próbując zacisnąć nogi. - kogo.. Kochasz Ivan? - prowokował go pragnąć w tej chwili by powiedział mu te magiczne słowa. Do tej pory tylko raz słyszał od niego, że go kocha.
Potem Ivan nie był zbyt wylewny w okazywaniu mu uczyć.

Ivan ogólnie raczej był człowiekiem czynu niż słowa. W dodatku jego czyny zazwyczaj nie były poprzedzone żadną zapowiedzią.
- Ciebie - Padło krótko. I to by było na tyle w kwestii wyznań miłosnych dla biednego wymęczonego chłopaka. W końcu obłapiające go i męczące ręce Ivana też zamarły świadcząc o tym, że gangster usnął w końcu jak dziecko.

Odwrócił głowę w stronę Ivana a widząc, że ten śpi Prychnął pod nosem. 
- Tylko ty możesz zasnąć z rękami na moim fiucie. - powiedział kręcąc głową z niedowierzaniem. Ogarnął włosy z twarzy mężczyzny i pocałował go delikatnie w czoło.
- Też cię kocham, mimo że paskudny z ciebie dupek i drań. - szepnął zabierając jego ręce ze swojego penisa i zamiast tego obejmując się nimi w tali.
- Wykończysz mnie. - westchnął zamykając oczy.

Następnego dnia Ivan pozwolił wyciągnąć się jeszcze z rana na zakupy. Pożałował tego już po paru minutach.
- Kim, bo nie zmieścimy tego w sakwach. Pamiętaj, że masz jeszcze te skórzane rzeczy.
Marudził próbując wyciągnąć chłopaka ze sklepu.
Ostatecznie dokupili jeszcze jedną sakwę na motor i plecak, z którym jechał Swan. Na farmie przywitał ich Kevin który zajmował się końmi. Musiał powstrzymać śmiech na widok miny Ivana.
- Jak prace?
-Zgodnie z harmonogramem. Napad na ciucholand?
- Nie, wizyta w galerii z Kimmem.

Kimmy wzruszył bezradnie ramionami jakby nie wiedział o co im chodzi. 
- Jak wybuchałeś dom, to trzeba było pomyśleć o moich drogocennych ubraniach. - powiedział jakby to była wina Ivana , że musiał iść na zakupy.
- Torerycznie to mnie do tego zmusiłeś. - dodał lekkim krokiem ruszając w stronę stadnin.
- Idę zobaczyć jak się mają moje maleństwa. - rzucił na odchodnę, a żeby się jego mężulek przypadkiem nie martwił.
Kimmy po takich zakupach był w doskonałym humorze! Kto by pomyślał, że ten różowołosy knypek jest taki przekupny.

Gdy wybuchał dom miał w dupie wszystko i wszystkich. Chciał się pozbyć dowodów na swój mord. Do tej pory szukali trupów tamtych mężczyzn. Machnął więc tylko ręką i westchnął ciężko. Zaczął wypakowywać z sakw zakupy chłopaka. Objuczeni torbami weszli do kampera i tam je zostawili. I tak nie bardzo było w nim miejsce żeby cokolwiek układać albo wieszać.

Następne tygodnie mijały dość spokojnie jak na życie gangstera. Beton lał się cysternami. Dom nabierał formy. Źrebak rósł. Kimm na dobre przyzwyczajał się do Ivana, a Ivan zaczynał rozumieć na czym polega normalność. Ashley nabierała krągłości. Lato skończyło się na dobre, zima nadchodziła dużymi krokami, a oni mogli zacząć myśleć o urządzaniu domu. Tym razem mieli do pomocy faceta, który wymyślił całą fortecę.
- Cała bryła jest dość masywna i nowoczesna ale wiem od pana Lobosa, że lubisz ciepłe i przytulne wnętrza...
Architekt siedział właśnie nad wizualizacjami z Kimmem kiedy Ivan wszedł trzaskając drzwiami.
- Panie Lobos? - Spojrzał przestraszony mężczyzna bo z głowy Ivana sączyła się krew.