Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

- Jak możesz być takim seksistowskim draniem? Nie mam zamiaru ubierać się w ciuuuuummmm!- dalszą część wypowiedzi zagłuszyły namiętne pocałunki Ivana. Nie pomogło to, że parę razy ugryzł go w wargę ani to, że jego paznokcie wbily się w gładka skórę męża. Ivan był napalony i nie zamierzał mu odpuścić. 
- Ale Ivaaaan, nie możesz mnie tak we wszystkim ograniczać. Przecież będę przy tobie, nie idę kręcić tyłkiem na imprezie. - mruknął wyrównując oddech po tych dzikich seksach. - Nie chce wyglądać jak typowy gangster z twojego gangu. Jestem... pedałem i nie wstydzę się tego. Chcę nosić sexy ciuszki i chcę, żeby inni ci mnie zazdrościli. Chciałbym, żebyś był dumny z tego jak wyglądam. - dodał poprawiając fryzurę. - Te też są fajne. - westchnął rzucając w niego czarnymi spodniami. - mogą być?... Co? Ja już i tak ledwo siedzę na tyłku, dupku. A muszę jeszcze usiąść na motor. - poskarżył się robiąc zbolałą minę i tłumacząc się jednocześnie. Nie chciał kolejnych seksów w szatni.

- Kupię ci ten cholerny kask z czymś... różowym ale pod żadnym pozorem nie pozwolę ci wychodzić publicznie gdziekolwiek w tych spodniach. Tak te mogą być.
Gdyby Kimm się zastanowił to właśnie znalazł taktykę jak namówić Ivana do czegoś po swojemu: Wybrać coś bardziej szalonego. Lobos wolał z rzeczy szalonych i bardziej szalonych te zwyczajnie szalone.
- Kimm ja nie chcę żeby ktokolwiek ciebie pragnął. Dostaję wtedy kurwicy i robię się niebezpieczny. Jak już musisz nosić ciuchy, które raczej pobudzają wyobraźnię niż ją hamują to przynajmniej bądź zakryty od stóp do głowy.
Pogłaskał go delikatnie po policzku. Rozumiał, że może go boleć... ale uważał, że to jego wina.
- Są jednak zdecydowanie zbyt obcisłe i licz się z tym, że moja ręka ciągle będzie na twoim tyłku.
Ostrzegł zostawiając go w przebieralni żeby zapłacić za wszystko. Zadzwonił przy okazji do sklepu z kaskami i kazał facetowi przywieść do Fabiana parę sztuk z delikatnym różowym akcentem. Wiedział, że jest późno i sklepu mu nie otworzy ale za parę dolarów ludzie chętnie świadczyli usługi nawet po godzinach pracy. Ivan używał gumki i to raczej na nim wylądowała sperma chłopaka więc wyczyścił się już w sklepie czekając aż w końcu wyjdzie z swojej przebieralni z kaskami. Parę odrzucił na dzieńdobry zostawiając go z 3 sztukami. Głównym kolorem był czarny. Na jednym znajdował się fantazyjny delikatny kwiatowy wzór. Inny był poprzecinany różowymi liniami niczym pioruny. Ostatni miał parę delikatnych napisów "Prędkość, Siła, Wolność"

- Ty jesteś niebezpieczny, nawet kiedy śpisz! - jęknął naburmuszony. W kilka sekund zamienia się w maszynę do zabijania albo.. Demona seksu.
- Mogą sobie pragnąć, a i tak nikt mnie nie dostanie. Nie odkąd nie opuszczasz mnie na krok i pilnujesz dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wystarczy twoje spojrzenie a inni Spieprzaj w popłochu, więc może odrobinę.. Wyluzuj?
Kimmy starał się nie myśleć o szakalu. Jego już nie było. Odszedł i nie wróci.. Za to Ivan został i pilnował, by nikt mu włosa z głowy nie zrzucił.
- prędkość, siła, wolność? To nie o mnie. - mruknął pod nosem na widok kasków. Nie był ani wolny, ani silny ani tym bardziej szybki. Nawet kaczorkiem jeździł przepisowo.
- Ten. - wybrał kask z motywem kwiatków i ubrał go na głowę. - przynajmniej nie śmierdzi fajkami. - dodał marudnie, bo ciągle miał przed sobą spotkanie z gangsterami Ivana.
- Czy teraz do ciebie pasuje? - spytał wychodząc w końcu z przebieralni odziany od stóp do głowy w czerń. - czegoś mi tu brakuje.. Ah. No tak.
Podszedł do lady z apaszkami i związał sobie jasno różowa na szyi. 
- Od razu lepiej, prawda? - syknął Fabian wiedząc, że nie ma co liczyć na aprobatę Lobosa.

Gdyby Kimmy otworzył wtedy oczy widział by jak bardzo szakal nie istniał. Ivan dosłownie zadbał o to by nic z niego nie zostało. Lobos cierpliwie czekał na efekt końcowy starając się nie obłapiać chłopaka znów i nie nakręcać się dodatkowo. Nie było jednak co się dziwić mężczyźnie. Nigdy sobie nie odmawiał w tej kwestii. Ostatnie ponad dwa miesiące spędził korzystając tylko z jakichś mniej satysfakcjonujących sposobów. Raptem dobę miał znów dostęp do pełnoprawnego seksu. Chciał więcej. Tym razem Ivan sięgnął po skórzane rękawiczki z różową wstawką przy kciuku i szwami. Rzucił je do chłopaka.
- Miałeś zlodowaciałe ręce jak zsiedliśmy.
Fabian wręczył torby chłopakowi. Były ciężkie bo poza tym co wybrał chłopak były tam też te rzeczy które dla niego wybrał Ivan. Nie wszystko miał na sobie. Ivan odliczył gotówkę tak żeby mężczyzna dostał jeszcze spory napiwek i wyszedł z chłopakiem. Gangsterzy wcześniej ubierający się za szybą już znikli na podjeździe stał tylko motor Ivana, a chłopak przed sklepem pożegnał się z nimi bardzo grzecznie jak na "odźwiernego".
- Zostawimy to w hotelu.
Wskazał na zakupy które ledwo udało się upchnąć w motorowe sakwy. Podjechali pod hotel z pierdyliardem gwiazdek i Kimm mógł pierwszy raz zauważyć normalnych ludzi i ich reakcję na swojego męża. Schodzili mu z drogi łukiem. Tak jak omija się niebezpieczne zwierzęta. Dopiero jeden mężczyzn obsługujących hotel podszedł do niego wiedząc dokładnie kim jest.
- Panie Lobos. Apartament gotowy. Proszę wypełnić ankietę w tym czasie przetransportujemy do pokoju państwa bagaże. Czy życzą sobie Panowie kolację do pokoju? - Mężczyzna dopiero po chwili zauważył, że Kimmy jest facetem i zmienił formę. Ivan tylko się uśmiechnął i spojrzał na Kimma. Na ten uśmiech mężczyzna obsługujący ich odetchnął z ulgą.
-Wymyślaj. Mamy jakieś trzy godziny luzu. Jestem gwiazdą. Muszę się spóźnić.
Powiedział. Gdy podjechał boy z wózkiem zapakował na niego sakwy z motoru, w których były zakupy. Tą z kasą i bronią jak zwykle trzymał przy sobie.

Na widok rękawiczek uśmiechnął się słodko, pozwalając by dołeczki w jego policzkach oczarowały męża. 
Tym gestem Ivan ukradł kolejny kawałek serca chłopaka.
Kim obserwował okolice i Ivana z wyraźnym zainteresowaniem. Czy to możliwe, że każdy tu wiedział kim jest Ivan? Aż tak boja się jego męża?
Przecież wcale nie wygląda aż tak groźnie. Ma przystojna buzię i, gdyby nie te motocyklowe ciuchy wyglądałby zwyczajnie. 
- Ej, Ivan. Jaka mieliby minę jakbyś wyskoczył w krótkich spodenkach i hawajskiej koszuli? - spytał cicho nie kryjąc rozbawienia.
- Państwo? - powtórzył unosząc brew do góry. Okey. Skoro Ivan pozwala mu się pobawić...
- Państwo życzą sobie wszystko co dziś serwujecie w restauracji. - odpowiedział wychylając się odrobinę do przodu. - Tylko nie zapomnijcie o deserach.
Kimmy potrafił gwiazdorzyć, nawet do niego pasowało takie zachowanie. Wcześniej po prostu nie miał okazji do wymyślania  i narzekania, bo miał dużo obowiązków i pracy. I żyli skromnie. 
- Panie gwiazdo, czy próbuję mnie pan przekupić? - spytał kiedy znajdowali się już w windzie. - z camera do luksusowego hotelu? Jaki awans. - żartował sobie z niego. - Tylko proszę sobie nie myśleć, że jestem taki łatwy i zgodzę się na coś więcej niż całusy, bo sypnął Pan kasa.

Kimmy nie zauważał takich rzeczy jak mina mówiąca "zabiję cię jak podejdziesz" i sposób bycia mówiący "pokłon albo wpierdol". Przez czas spędzony razem i zakochanie zauważał w Ivanie tylko te... dobre rzeczy. Prawda jednak była taka, że Lobos wciąż był niezwykle niebezpiecznym i niepoczytalnym skurwysynem. Ivan wypełniał papierki podczas gdy mężczyzna zadawał chłopakowi szereg pytań dodatkowych o napoje, cechy potraw czy sposób ich podania. Uniósł brew słysząc jego pytanie w windzie.
- Zgodzisz się na wszystko bo się rozpływasz w moich rekach mały zboczeńcu.- Stał obok niego, objął go kładąc dłoń na dalszym pośladku i ściskając lekko. - Normalnie spałbym w jakimś motelu z paroma dziwkami, ale motele nie zapewniają ochrony wystarczającej dla ciebie. No i dziwki nie wchodzą już w grę. W każdym razie warto było. Widzę, że masz radochę z wydawania mojej kasy. Oczy aż ci się skrzą. Dobrze. Bardzo dobrze.
Pochylił się i pocałował go. Gdyby Kimm spojrzał mu w oczy zauważył by znów ten znajomy głód. Tak. Ivan wciąż nie miał go dość.
-Tylko nie zacznij piszczeć.
Ostrzegł zanim wyszli z windy. Otworzył przed nim drzwi do ogromnego penthouse. Otwarty plan był pełen bieli, szkła, skór i stali, a za oknem roztaczał się widok z góry na panoramę miasta budzącego się do nocnego życia. Całość miała ponad 100 metrów. Do sypialni która zdawała się wręcz wisieć w powietrzu prowadziły delikatne chromowane schody. Jedyną przestrzenią dającą prywatność była łazienka. A dokładniej dwie. Jedna przewidziana dla potencjalnych gości na dole. Druga, gigantyczna, z równie pięknym widokiem z wejściem z sypialni. Ich torby z motoru leżały w rogu pomieszczenia. Na stole czekał szampan, owoce i przystawki. Czyżby Kimmy właśnie zrozumiał jak bardzo bogaty jest jego mąż?

- Wypraszam sobie, ja nie pisz.. O.. Mmm.. - urwał stojąc jak wryty. Spojrzał za siebie żeby sprawdzić czy aby na pewno nie pomylili numerów pokoi.
Nie pomylili. 
I tak jak przez cały czas Kimmy narzekał i coś opowiadał, tak teraz zamilkł. 
Wszedł do środka pogoniony przez Ivana, który był rozbawiony jego zszokowana mina.
Serio miał tu spać?
- Nie żartujesz sobie ze mnie? - spytał w końcu, bo jeśli to był jakiś wstrętny żart to mu nie daruje.
Kimmy wyglądał zjawiskowo przemieszczając się niepewnie po olbrzymim apartamencie. Kim podziwiał ich tymczasowe miejsce zamieszkania a Ivan mógł podziwiać go. 
- Jesteś pewien, że to w porządku zatrzymując się tutaj? Przecież to musi kosztować majątek...

- Na mnie nie robi już wrażenia. Po pierwszym milionie z Tylerem mieszkaliśmy w takim tydzień i robiliśmy ostry.... no nie ważne w każdym razie. Jedna noc to nic.
Zostawił swoją kurtkę i zrzucił ciężkie buty do jazdy na motorze. Podszedł do chłopaka zachodząc go od tyłu. Ściągnął z niego kurtkę całując go w szyję.
-Wiesz, że ja praktycznie nie wydaję kasy... Przez ostatnie lata trochę się tego nazbierało. Ciągle inwestuję zamiast wydawać i... powiedzmy, że gdybym sprzedał browary to moglibyśmy mieć taki na własność. Hotel. Nie pokój. Więc się nie przejmuj.
Ivan nie był jakimś miliarderem czy magnatem finansowym. Zarabiał jednak ładne miliony na swoich inwestycjach. Nie mówiąc już o zarobku z działalności przestępczej. Jako Browarnik płacił podatki i wszystkie inne bzdury. Jako gangster odbierał to sobie od rządu z nawiązką.
- Co ty na to żeby sprawdzić łóżko? - Ivan oczywiście zamierzał znów wykorzystać biedny tyłek chłopaka. W dalszym dobieraniu się przeszkodziło mu pukanie. Room service wjechał z resztą dań które zamówił chłopak. Ivan westchnął ciężko.
-Rozstawcie to na stole. Idziemy jeść. Albo chociaż spróbować tego co zamówiłeś.
Odciągnął chłopaka od kolejnej pierdoły w wystroju i poprowadził w kierunku stołu.

- O nie. Na pewno nie przed wyjazdem. Nie będę krzywić się podczas siadania i chodzenia przy twoich ludziach. - burknął zasłaniając tyłek rękoma w obronnym geście. Ivan był niemożliwy! Tylko dać mu zielone światło a już mu stał.
- Zboczeniec. - fuknął na niego rzucając mu oskarzycielskie spojrzenie spod rzęs. Mimo wyzwania go, usiadł mu na kolanach z talerzem pełnym jedzenia.
- Po co ci tyle pieniędzy jak ich nie wydajesz? - spytał podsuwając mu pod nos ciekawie wyglądająca krewetke. - powiedz czy dobre.

- Nie dam się otruć jakimiś skorupiakami.
Ivan był prostym facetem. Wolał mięso. I mięso. I jeszcze mięso. No może jakieś warzywka ale tylko do mięsa. Dlatego też nikogo nie powinno dziwić że sięgnął po przekąski z dużym kawałkiem cholernie drogiej wędzonej szynki. Później za prawdziwy wołowy stek. Jedząc go zaczął opowiadać.
- Ja ich nie potrzebuję. To przez ojca i SJa. Bardziej przez SJa. Truł mi dupę żebym zadbał o biznes który założył mój ojciec. Więc to zrobiłem. Początek szedł powoli i nawet nie zauważałem jak powstawały kolejne miejsca warzenia piwa. Księgowością od początku zajmował się ktoś z gangu oddelegowany przez SJa więc w to nie wchodziłem. Jakoś 5 lat temu, może więcej gościu w banku odmówił mi wypłaty całej gotówki z konta. Chciałem mu przyłożyć pistolet do łba, ale szybko wyjaśnił, że tak duże transakcje wypłat trzeba zgłaszać co najmniej dzień wcześniej, a najlepiej trzy i on chętnie mi to przygotuje na jutro. Kazałem mu to zrobić po czym pojechałem do księgowej. Miałem wtedy na koncie parę set tysięcy. Ona wyjaśniła mi, że resztę przelewała na inne konto pod przyszłe inwestycje jak bym potrzebował. Tam już było parę milionów. Rozpierdalałem kasę... może z dwa miesiące. Później stwierdziłem, że czas pokazać tym gościom kto jest ich szefem. Córka Kevina zamówiła mi u krawca garnitury. W tym ten co ostatnio widziałeś. Raz w roku robię zebranie z nadzorującymi kolejne browary. Księgowa mi pisze komu można dać premię albo podwyżkę i ile. Wciąż 2/3 czystego zarobku idzie na konto pod inwestycje, a 1/3 na moje prywatne. Kimm... ja nawet tej kasy nie czuję. Ona sobie po prostu jest. Ja jej nie potrzebuję. Nie chcę. Ale nie zamierzam dawać jej tym łajzom z rządu albo pseudo organizacjom pomocowym. Gówno robią większość przepierdalają. Więc zielone leżą w torbie, sejfach albo w banku.
Wytarł usta i przyglądał się chłopakowi. On jadł bardziej powoli. Smakował wszystkiego.

- Nie chcesz założyć jakiejś instytucji? Skoro i tak nie chcesz tych pieniędzy to mógłbyś je jakoś dobrze wykorzystać. Na przykład pomagając sierota. Albo zwierzęta. - zaproponował zachwycając się wszystkim co jadł. - Oh, umarlem. Nie wiem co to, ale chcę więcej. - powiedział pokazując na przegrzebki. - mniam. Spróbuj! - zachęcił go kiwając z uznaniem głową. 
Widząc , że ten mu się przygląda przestał na chwilę jeść. 
- Co? Głupio się zachowuje? - spytał nagle zawstydzony. Na bladych policzkach chłopaka pojawiły się urocze rumience.

- I mieć jeszcze jedno gówno na głowie? Nie. Wolę wydać ten hajs na ciebie, alkohol i motory.
Normalnie powiedział by, że na dziwki, dragi i motory ale chłopak pierwszych dwóch nie akceptował w ogóle. Ivan zamierzał przekonać go do tego dodatku do drinków z ostatniego razu... przynajmniej raz na jakiś czas. Na razie jednak wolał nie wkurzać chłopaka tym bardziej, że czekał go ciężki wieczór.
- Nie. Zwyczajnie do tych obrzydliwości podchodzisz z takim zachwytem, że to... interesujące. Jedz.
Klepnął go lekko w górę pośladka bo reszta siedziała mu na kolanach.

- Skąd wiesz, że to obrzydliwe jak nie jadłeś? - spytał robiąc oburzona minę. Wziął kawałek przegrzebka do ust i podsunął mu go pod same wargi.
Spojrzenie Kima mówiło :" no spróbuj" a uśmiech widoczny był chyba z kosmosu.
Nastolatek cieszył się tym wszystkim, bo nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego.  To było jak sen. Nierealne. 
Rozejrzał się po raz kolejny po apartamencie i westchnął cicho. Mógłby się do tego przyzwyczaić. 
- Wiesz jak skończę studia to będę mógł pracować w twojej firmie. Jako spec od marketingu. Brzmi nieźle, prawda?

-Powiedział bym jak to pachnie ale już nigdy nie będzie takie samo.
Skomentował uparcie ignorując skorupiaka przy ustach. Kiedyś go tym nakarmiono przy wódce. Dla niego śmierdziały jak nieumyte kobiece narządy rozrodcze.
- Zabierz to ode mnie bo puszczę pawia.
Ostrzegł go i zsadził z swoich kolan. Miał dość podstawiania mu obrzydlistw pod nos
- Już teraz możesz pracować jako spec od marketingu i zapłacę ci więcej jak każdy z tych dyplomowanych fircyków robiących z gówna marketing czy chuj wie jak nazwać te idiotyzmy które robią mi na butelki. Nieważne jak by się nie starali jak powiem, że mają wyrzucić gówno które jest ich dziełem półrocznej pracy to muszą to wyrzucić.
Ivan miał bardzo olewcze stanowisko do wielu szanowanych i pożądanych zawodów. Podszedł do barku i sięgnął po whisky. Zaraz jednak rozległ się jazgot Kimma więc ją odstawił.
- Idę pod prysznic.
Ruszył do góry. Chciało mu się seksu a jego druga połówka zdecydowanie mówiła nie przed spotkaniem. Mimo, że wiercił mu się na kolanach całą kolację. Postanowił więc trochę spuścić parę samodzielnie.

- Nie wejde na motor jak zaczniesz teraz pić. - powiedział zakładając ręce na piersi i patrząc na niego ze złością.
Wkurzył go stosunek Ivana do tego co posiadał, i ogólnie do zawodu i wykształcenia. 
Kimmy liczył, że Lobos doceni jego starania.. Nie tyko te seksualne czy kulinarne. 
Dalej brakowało mu delikatności i subtelności, które to chłopak próbował w nim obudzić. Z marnym skutkiem. 
Zjadł do końca, już w gorszym nastroju. Nie poszedł za mężem, bo wiedział jak skończyłaby się dla niego ta kąpiel. 
Jego tyłek i tak już bolał okrutnie, po takim maratonie seksualnym. 
Poprawił włosy i sprskał się perfumami. Przyjrzał się w lustrze, duża część swojej uwagi poświęcając nogą i tyłkowi. Spodnie przylegały do niego jak druga skóra, opinając jędrne pośladki.  Wyglądał sexy, ale nie jak lafirynda. Nie było wyzywajaco a z klasą. 
Zagryzł wargę zdenerwowany przypominając sobie, gdzie zaraz pojadą. Miał nadzieję, że będzie mógł po dzisiejszej nocy spać bez koszmarów. 
Chciał też żeby zaakceptowali go jako męża a nie.. Dziwkę.

Kimmy i tak poczynił wielkie kroki. Z gangstera którego głównym mottem było "gwałcić, kraść, mordować" Ivan przeobraził się w faceta, który słuchał swojego męża, rozumiał słowo nie i co więcej potrafił okazać łaskę jego bratu. SJ powiedziałby w tym momencie "a nie mówiłem".

Lobos z jeszcze mokrymi włosami zszedł na dół gotów już do drogi.
- Ściągnij jeszcze kurtkę.
Poprosił i podszedł do swojej sakwy z motoru. Umocował swoją broń na kostce i pod ramionami na szelkach dwie kolejne. Taki sam zestaw miał dla chłopaka. Ubrał mu szelki i je dopasował. Później poprosił chłopaka żeby sam zamocował broń. Chciał żeby mógł ją też swobodnie wyciągnąć.
-Nie jesteś dość szybki żeby sięgnąć do kostki. Jak kiedyś do tego dojdzie to zaopatrzę cię w taki też.
Pomógł mu ubrać kurtkę i poprawił jeszcze broń. Chodziło o to żeby nie rzucała się w oczy i raczej nie była widoczna dla kogoś z boku. Widział po nim, że jest przejęty, a może nawet przestraszony.
- Będzie Tyler, Ćwiek, S.J. Znasz tych facetów. Poza nimi będzie jeszcze sporo innych, ale będziesz cały czas przy mnie więc nie masz się czego bać. Ta broń jest tylko po to, żeby wiedzieli, że umiesz się nią posługiwać. Dlatego też prosiłem w domu żebyś sięgnął po moją. Taki gest jest symboliczny. Mówi więcej niż tysiąc słów. Dlatego zanim sięgniesz po te. Sięgasz pod moją kurtkę.
Gotowi przejechali motorem przez miasto. Dość szybko opuścili bezpieczne główne arterie i zaczęli zapuszczać się głębiej. W końcu trafili na ulicę z dwóch stron zastawioną motorami. Ivan zaczął jechać bardzo powoli. Praktycznie każdy mijany człowiek im machał. Kolejny skręt i otworzył się podziemny parking. Wjechali w podziemia budynku.
- Od razu widać, że to Kimmy
Chłopak mógł usłyszeć znajomy głos Tylera gdy w końcu Ivan zaparkował koło innych wypasionych motorów na parkingu.
- Nie mogłeś się doczekać?
- Byłem ciekaw czy zabierzesz cukiereczka. Chodź. Wszyscy czekają.
Ivan wziął chłopaka za rękę i przyciągnął tak by go obejmować. Rękę trzymał częściowo na jego biodrze, częściowo na pośladku. Omawiał gdy szli kwestię powodu przyjazdu Ivana. Po szakalu została pusta strefa wpływu i nikt nie chciał z niej zrezygnować. Tylor nie potrafił ich zaś podzielić "sprawiedliwie" i ile takie słowo w gangsterskim słowniku istniało. Było jednak pewnym, że jeśli nie gang Ivana, to inny zwiększy swoje wpływy o tą niszę. Weszli do pomieszczenia gdzie ze sceny zawodziła piosenkarka niczym w starym filmie. Przeszli koło baru gdzie barman stał pod krawatem i skierowali się za ciężką kotarę. Wszędzie pełno było mężczyzn ewidentnie pochodzących z gangu. Chłopak mógł rozpoznać parę twarzy z nalotu na Blackvilige zanim odesłał chłopaków. SJ grał z innym staruszkiem w bilard i puścił chłopakowi oczko gdy go zobaczył. "Do boju" powiedział bezszelestnie.

Za nimi zamknęły się dość ciężko drzwi. Jeden z mężczyzn włączył urządzenie będące dziwną puszką.
- To pomieszczenie jest dźwiękoszczelne, a tamto wyłącza podsłuchy. - Wyszeptał Kimmiemu na ucho Tylor.
Przy stole siedziało 15 mężczyzn. Mniej i bardziej szpetnych. Młodszych i starszych. Paru w garniakach. Część w skórach. Większość jednak wyglądała jak kolesie wyciągnięci ze sklepu gdzie robili zakupy z rodziną. Widząc Ivana podnieśli się. Skinęli głowami i usiedli. Oczywiście nie jednocześnie, ale zanim znów każda z dup nie zajęła swojego miejsca Ivanowi nawet nie drgnął mięsień. Gdy i Tylor usiadł a przy stole zostało tylko jedno wolne miejsce ekspresowo wyciągnął broń i strzelił w kierunku jednego z mężczyzn w garniturze. Kimmy mógł się domyślić, że to on odpowiada za ten specyficzny bar.
-Krzesło.
- Twoje dziwki zwykle bawiły się pod stołem - Odpowiedział mężczyzna. Kula trafiła dokładnie między jego ręce.
- Kimmy od ślubu ma dwa nazwiska. Swan - Lobos. Czy ktoś jeszcze chce postawić je obok słowa dziwka?
Mężczyzna zacisnął wargi ale podniósł się i wyszedł. Wrócił z krzesłem. Postawił je między Tylorem, a tym, które było przeznaczone dla Ivana. Dopiero kiedy znów usiadł broń w ręku Lobosa wróciła do kabury.
- Usiądź.- Pokazał chłopakowi krzesło. W powietrzu dało się wyczuć, że jest kurewsko gęsta atmosfera. Niektórzy mężczyźni zabijali się wręcz wzrokiem.

- Trzeba nadać trochę szyku w tym waszym gangu. - powiedział Kimmy ściągając kask z głowy. Przeczesał różowe włosy i zsiadł wyćwiczonym ruchem z motoru.
Nie chciał wyglądać jak ostatnia lajza, gdy Ivan musiałby ściągnąć go z maszyny. To zepsułoby cały efekt. 
- Myślę, że jednak Taylor się za tobą stesknił. - szepnął konspiracyjnie, wiedząc że Tay na pewno i tak go usłyszy. Rzucił mu zaczepne spojrzenie, niech sobie nie myśli, że nagle zaczął go lubić!
Za to na widok S. J'a uśmiechnął się kątem ust. Jakoś jego obecność go uspokajała.
Słysząc, że jest dziwka i ma siedzieć pod stołem spojrzał na męża z groźnym błyskiem w oku. Już go więcej nie puści na takie spotkania samego, jak tak to tu wygląda.
Reakcja jego męża była szybka i tylko to go uratowało przed późniejszym marudzeniem Kima. Różowowłosy usiadł wygodnie zakładając nogę na nogę i starał się sprawiać wrażenie wyluzowanego. 
Cały czas jednak czujnie obserwował towarzystwo, bo do osoby zrelaksowanej w tym momencie dużo mu brakowało.
Szkolenia Ivana przyniosły efekty. Mężczyźni siedzący przy stole musieli bardzo się zdziwić, kiedy ten śliczny jak z obrazka chłopaczek, sięgnął pod kurtkę męża i wycelowal spluwe w delikwenta, który także miał w ręce Pistolet i kierował go w jego stronę.
Był pewien, że Ivan zauważył to dużo szybciej niż on, ale chciał mu dać się wykazać. 
- Ivan, mówiłeś że muszę poćwiczyć celowanie do ruchomych obiektów. Co powiesz na taki obiekt ćwiczeń? - spytał nie spuszczajac z dupka, który do niego celował oczu.

Kimmy był szybszy niż jemu samemu się wydawało. Z powodu dużego stresu naprawdę szybko sięgnął do broni swojego męża. Ivan oparł policzek na dłoni, a łokieć na stole i patrzył jak jego mąż mierzy w jednego z gangsterów. Uśmiechnął się co sprawiło, że parę osób przeszedł dreszcz.
- Nie mam nic przeciwko. Dawno nie widziałem niczyjej śmierci. - Mężczyzna który mierzył do nich był teraz na celowniku 7 z 18 osób siedzących przy stole. Co najzabawniejsze Ivan był jedną z tych nieuzbrojonych osób.
- Kimmy był gotów zabić własnego brata dla mnie. Nie wiem co ty myślałeś. Tylor!
Warknął. Zanim mężczyzna przeniósł broń na wywołanego do tablicy gangstera miał już kulkę w środku czoła. Żeby biedny chłopak tego nie widział odwrócił jego twarz do siebie i pocałował mocno.
-Jestem dumny. - Wyszeptał i wezwał imię innego mężczyzny gdy za Tylorem i trupem zamknęły się drzwi. Chwilę później puste miejsce przy stole zostało zajęte. Bronie zniknęły w kaburach a gdy Tylor wrócił postawił przed Kimmem JEGO piwo.
- Wczoraj zaczęli mieszać. Ivan prosił żeby sprowadzić tutaj parę sztuk dla ciebie. - Szepnął mu na ucho i poklepał po ramieniu. Chłopak nie musiał go lubić. Wystarczyło, że Tylor lubił Kimma. A teraz nawet bardziej.
Rozmowy toczyły się dość intensywnie. Nikt jednak nie odważył się sięgnąć po broń ani spojrzeć na Kimma inaczej niż z lekkim przestrachem. Wydawał im się równie niepoczytalny co jego maż. O to chodziło Ivanowi. Fakt, że zabrał broń Lobosa sprawił, że dodatkowo podejrzewali chłopaka o umiejętności strzelania równe jemu bądź nawet lepsze.

Zamknął oczy i zacisnął mocniej rękę na udzie męża. Dla niego śmierć nie była czymś zwyczajnym. Za każdym razem przeżywał to tak samo.
Podniósł na niego spojrzenie słysząc pochwałę. Akurat nie w tej dziedzinie chciał być chwalony, bo ten przestępczy świat mu się nie podobał. Liczył, że doceni jego pracę na rzecz firmy. 
- Jeśli czegoś tu dosypałeś to ty będziesz ruchomym celem. - powiedział do Taylora spoglądając na niego groźnie spod długich rzęs.
Położył nogi na kolanach Ivana zaznaczając tym do kogo Ivan należy i wziął pierwszy łyk piwa. 
- Pycha. - mruknął bardziej do siebie niż do siedzących w około niego mężczyzn. Już zrobił przedstawienie, mógł się zająć sobą.

Rozmowy trwały naprawdę długo. Kimmi mógł zobaczyć, że Ivan naprawdę nie musiał sięgać po broń przez większość spotkania. Po początkowym rozlewie krwi całość przebiegła trochę bardziej jak spotkanie biznesowe niż gangsterskie przepychanki. Gdy Lobos się odzywał reszta milkła. Zakańczał spory dwoma zdaniami jednak bardzo długo siedział i słuchał przekrzykiwań. Czasami Ivan gładził nogi chłopaka. Czasami wsuwał rękę na jego udo aż po krocze pieszcząc go przez materiał spodni. Nie było to dla niego nic. Na takich spotkaniach zazwyczaj pod stołem siedziała dziwka i pieściła go, ssała. Takie zachowanie sprawiało, że nie sięgał po broń za każdym głupim słowem. W końcu jednak i to nie wystarczyło.
- Nie zamierzam przyjeżdżać tutaj za każdym razem jak wasza banda pokracznych gęb nie będzie mogła dojść do porozumienia. Następnym razem gdy któryś z chłopaków do mnie zadzwoni bo nie możecie się dogadać wybiję was co do jednego. Zastąpienie was pokorniejszymi gównami jest prostsze niż słuchanie tego ujadania. Kimmy, jaką masz ulubioną wyliczankę z dzieciństwa?
Zapytał chłopaka. Poprosił by zrobił ją na ludziach. Gdy palec chłopaka zatrzymał się na jednym z gangsterów pchnął w jego stronę wyciągnięty z wewnętrznej kieszeni plik dokumentów.
- Masz miesiąc na zajęcie się tym syfem. - Nie musiał dodawać że niepowodzenie równało się śmierci. - Jak załatwisz to szybciej i będę zadowolony dam ci coś w bonusie.
Poczekał aż chłopak odstawi piwo i ściągnął jego nogi z swoich kolan.
- Chcesz jeszcze pobyć z SJem czy wracamy do hotelu?- Zapytał go na ucho. Palcem wskazał na paru mężczyzn a reszcie machnął ręką by się wynosili. Przesadził chłopaka na swoje kolana. Czekał aż wyjdą zanim znów się odezwie.

- Możemy zagrać z nim w bilard. Tylko nie macaj mnie przy nim, to mnie zawstydza. - powiedział chwilę wtulajac się w jego ramię by ukryć rumieńce wstydu.
- Jedna partyjka i możemy jechać. - dodał żeby się nie irytował za szybko. Przecież Lobos nie mógł się doczekać aż go weźmie w tym wielkim łóżku. I na eleganckim stole. W jacuzzi.. I może na tym puchatym dywanie przed kominkiem? 
Podniósł głowę, gdy drzwi zamknęły się za kilkoma z mężczyzn. 
O czym jeszcze Ivan chciał z nimi rozmawiać? Zagryzł lekko wargę i zerknął na S. J'a. Wyglądał na spokojnego więc i Kimmy wyluzował.
Przecież Ivan panował nad sytuacją, nie ma co się martwić.

Ci co zostali byli najbliższymi Ivanowi ludźmi. Rozmowa miała więc inny ton. Chodziło o ewentualne wyłomy.
- Kimmy, patrzysz teraz na ludzi, dzięki którym mogę zostać na farmie.
przedstawił chłopakowi kolejnych mężczyzn poza tymi, których już znał. Po wszystkim jeden z nich wyłączył urządzenie i otworzył drzwi. Ivan i Kimmy wyszli ostatni i skierowali się do stołu od bilarda. Tutaj bar wyglądał prawie normalnie.
- Mocno cię molestował? Siedziałeś pod stołem? - Z tłumu wyszedł rudy i uwiesił się na szpetnym Tylorze. Pytanie oczywiście było kierowane do Kimma. Nawet ostre spojrzenie Ivana nie powstrzymało pijanego rudzielca przed rzuceniem kolejnych słów. - Ostatnio dziwka lizała go dobre dwie godziny, a on...
Usta chłopakowi zatkał Tylor. Zaczął grozić mu ostrym ruchaniem na co ten wręcz podekscytował się mocniej. Na szczęście jak szybko rudy się pojawił tak szybko zniknęli.
- Kimm ty grasz czy Ivan? - Zapytał S.J żeby rozluźnić atmosferę.

Kimmy posłał Ivanowi takie spojrzenie, że ten mógł być pewien, że czeka go awantura na pół hotelu. 
- Ja. Mamy dużo czasu. - powiedział zrzucając z ramion skórzana kurtkę i pokazując wszystkim swoją seksowną sylwetkę, odziana w stylowe, obcisłe ciuszki. 
Skórzane spodnie nie pozostawały wyobraźni pola do popisu. Chyba, że ktoś zastanawiał się co mógłby zrobić z taką zgrabna pupa. 
Wiedział doskonale, że tyłka to zazdrościły mu nawet kobiety, więc nie miał powodu do fałszywej skromności. 
Dzisiejszej nocy, Ivan będzie żałował, że wziął sobie za męża takiego charakternego diabełka. Już Kimmy dopilnuje, żeby jego ukochanego jaja dzisiaj bolały.
- Zaczynam. - zdecydował biorą kija do bilardu i uderzając w biała kulkę. - Teraz ty, S.J. - Mruknął niskim tonem głosu, zupełnie ignorując Lobosa.
Był na niego taki wściekły!

Ivan za to nie rozumiał powodu wściekłości. Ba, nawet się nią nie przejął. Stanął z boku i rozmawiał z jednym z mężczyzn. Gdy tylko chłopak przechodził obok niego wyciągał rękę i macał go. Dopiero kiedy Kim zaczął chodzić od niego z dala naprawdę zainteresował się tym co się dzieje.

Chłopak nie potrzebował się wypinać albo wyginać. I tak wszyscy faceci w barze przynajmniej raz zmierzyli go wzrokiem. Sprawdzali dla kogo ich szef porzucił sprawne w tych sprawach dziwki. W końcu Ivan miał dość tego unikania go i zaszedł go od tyłu. Docisnął się do jego pośladków i oparł ręce na stole zmuszając chłopaka do położenia się prawie na nim. Atak nastąpił z zaskoczenia wiec nawet nie mógł trzasnąć go kijem w żebra.
- Jak to było? Knur?
Zapytał przypominając chłopakowi umowę jaką zawarli parę miesięcy temu. Kiedy Kim będzie chciał pogadać miał go nazwać Knurem. Tym razem zamiast to zrobić strzelał fochy jak baba.

- No proszę, pamiętasz. Kto by się spodziewał. - fuknął na niego próbując wydostać się z tego zaborczego uścisku. Nawet nadepnął mu boleśnie na stopę, żeby się wywinąć, ale zamiast tego fiut Ivana wbił się mocniej miedzy jego pośladki.
Sapnął. 
- Knurze psujesz mi grę. - warknął zerkając, krótko na S.J'a, który próbował zakończyć grę i się zmyć.
- Nawet o tym nie myśl, S.J.- syknął w stronę staruszka. - Może zacząłbyś go trochę wychowywać a nie wszystko zostawiasz mi.
Oho. Dziadkowi też się zebrało. Kim musiał być naprawdę wkurzony.