|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Fine China Blues Nie Lip 28, 2019 6:29 pm | |
| Jeżeli zniknąć oznaczało tyle co uwijać się jak w ukropie przez cały tydzień nie pomijając niedzieli, to jak do tej pory szło mu to wręcz doskonale. Wstawanie razem ze słońcem nie stanowiło problemu, bo do tego akurat był przyzwyczajony. Inna rzecz, że z podłej azjatyckiej knajpy wychodził dopiero po dwudziestej trzeciej i jedyne o czym marzył, to gorąca kąpiel, pierwszy i ostatni zarazem tego dnia posiłek oraz kołdrzany kokon, który rozgrzałby go przez te parę godzin lichego snu. Funkcjonował w tej sposób od kilku miesięcy, wykonując polecenia jakiegoś szczyla, przytakując i zaciskając blade usta za każdym razem, gdy na końcu języka tańczyła mu jakaś cierpka uwaga. Ostatni występ w Luizjanie należał do barwniejszych, więc wyjątkowo zależało mu na tym, by nie wystawać. Tu, w Chinatown, nikt nie zwracał uwagi na jednego z setek - o ile nie tysięcy - Azjatów, wiotkiego jak trzcina i przemykającego jak cień pomiędzy salą a kuchnią. Nawet właściciel któremu Lian opłacał horrendalny czynsz widywał wyłącznie kopertę pod drzwiami, zatem kontakt ograniczył do niezbędnego minimum. W październiku nawet pogoda nie zachęcała, by nawiązywać nowe znajomości.
Wyszedł przez zaplecze i lekko chwiejnym krokiem ruszył ku plątaninie wąskich uliczek, pozwalając by nogi wiodły go automatycznie. Zmęczenie na ogól sprawiało, że natrętne myśli i wspomnienia dawały mu spokój. Na ogół. Dzisiaj był jednak napięty jak struna, kilka razy musiał upewnić się, że naprawdę nie ma na sobie żadnej krwi i jego ręce są czyste. Zazwyczaj jego kontakt z rzeczywistością był iluzoryczny, ale tego dnia o wiele trudniej było mu ocenić co jest prawdą, a co przywidzeniem. Pogrążony wśród takich i innych jeszcze myśli nie zauważył, że na końcu uliczki pomiędzy starymi kamienicami majaczy jakaś hałaśliwa grupka. Dźwięki zdawały się stłumione, ale odgłos tłuczonego szkła otrzeźwił go i zmusił do koncentracji. Zatrzymał się w połowie drogi rozważając, czy to aby na pewno dobry pomysł wybierać tę drogę, ale ośli upór i duma pchnęły go dalej; nie miał w zwyczaju się wycofywać. — O takiej porze lepiej mieć towarzystwo — odezwał się jeden z podlotków, przewyższający Liana wzrostem najmniej o głowę. Zamierzał to zignorować, przejść obok i mieć to za sobą, ale los miał zgoła odmienny plan. Dwóch innych mężczyzn zastąpiło mu drogę, nie musiał też oglądać się za siebie by stwierdzić, że co najmniej dwóch kolejnych odcięło mu drogę ewentualnej ucieczki. — Zbędna troska — odparł chłodno, wpatrzony gdzieś ponad ramię tego, który zdawał się mieć najwięcej do powiedzenia. Lian albo go lekceważył, albo zwyczajnie nie widział na tyle ostro, by odróżnić go od sterty śmieci. Grupka zbliżała się do niego powoli, jednak jego spojrzenie wciąż utkwione było w pustej przestrzeni. „Nie teraz. Nie dzisiaj. Później", powtarzał w myślach jak mantrę, czując narastającą obawę. Nie o własną skórę, lecz o zbędne zamieszanie mogące przykuć czyjąś uwagę. Słysząc szmer za plecami poruszył się niespokojnie, unikając obcej, wyciągniętej ręki. Palce minęły jego ramię o cal, co diametralnie zmieniło niepokój w zimną, jawną niechęć. — No. Panienka widzę, wygadana... Ciemne oczy Liana momentalnie zwróciły się ku mężczyźnie, a ich wyraz każdemu - kto ma za grosz instynktu samozachowawczego - dałby do zrozumienia, że właśnie popełnił ogromny błąd. O ile chwilę wcześniej był gotów odpuścić, tak teraz, po takiej uwadze, był konkretnie wkurzony. To nie on miał tej nocy pecha. Tylko oni.
Dwóch trzymało się jeszcze na nogach, za to pozostała czwórka leżała wśród rozbitego szkła w błocie. W czarnych oczach chłopaka kołysał się niebezpiecznie ledwo widoczny półksiężyc co oznaczało, że gotów był jeszcze usmażyć mózg każdemu kto niefortunnie nawiąże z nim kontakt wzrokowy. Najbliższy z napastników chyba nie nauczył się na błędach poprzedników i gdy tylko spojrzał mu w oczy, znieruchomiał. A potem ciszę przerwał jego wrzask, jakby ktoś właśnie łamał mu wszystkie kości, jedna po drugiej. Kto wie, może łamał? Iluzje Liana były dość realistyczne, a on sam mógł pozwolić ofierze odczuć dokładnie to, na co uznał, że zasłużyła. I pewnie ów wrzeszczący w agonii mężczyzna skończyłby jak jego koledzy, gdyby nie coś, o czym właściciel piekielnych oczu zupełnie zapomniał; jego organizm osiągnął swój limit. Był wyczerpany, a od dwóch dni męczyła go nieznaczna gorączka. Iluzja dobiegła końca, oczy przybrały uprzednią czerń i nie mogąc już nic na to poradzić, Lian zachwiał się na nogach, oparł o stertę palet i przycisnął obie dłonie do oczu. Można by uznać, że chłopak płacze, gdyby nie czerwone smugi jakie pozostawiały po sobie palce próbujące bezskutecznie przywrócić ostrość widzenia. Bez znaczenia, czy krwawił czy płakał; był bezużyteczny i lada moment miał stracić przytomność. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Lip 30, 2019 5:23 pm | |
| Późna noc. To właśnie ona należała do wyjątkowo paskudnych i nieprzyjemnych w tym tygodniu. Pomijając już kwestię zimna, której nie każdej osobie ona odpowiadała, jak i deszczu, który ostatnio pojawiał się wyjątkowo często jak na standardy klimatyczne kraju, w którym przyszło im żyć. Od niespełna kilkuset lat, a nawet i dłużej — dawno temu stracił nad tym rachubę, ile dokładniej minęło od dnia, w którym pożegnał się ze swoją duszą, jak i normalnym życiem. Chociaż już wtedy było z nim wyjątkowo ciężko. W każdym razie zdecydowanie bez klasycznego dodatku, jakim był parasol, nie obeszło się w tym miesiącu jakim jest październik. Dlatego z wrodzonym, chłodnym opanowaniem oraz z cholerną dumą, przemierzał uliczki tegoż miasta. Chroniąc siebie przed paskudnymi kroplami deszczu, które mogłyby zniszczyć jego perfekcyjny i nienaganny wizerunek mafiozy, z którym nosił się każdego dnia bez większych problemów. Wiedział, że formalnie są niskie szanse na to, aby ktokolwiek mógł go pokonać. Ludzka rasa była wyjątkowo słaba, a on miał kogoś, kto powodował, że na przestrzeni przeżytych lat wyróżniał się na tle innych ludzi. Wiedział też, że na ziemi żyją tacy jak on — tak samo inni, mając swoje zmory i demony za plecami. Ale prawdą jest, że niewielu z nich interesowało się innymi istotami, którzy żyli na tej zgniłej planecie. Przynajmniej jego ta kwestia mało obchodziła, więc wychodził z założenia, że Ci, którzy byli istotami nader przyrodzonymi, również gówno obchodził los swoich kumpli lub rówieśników.
Kiedy Venceslaus wyszedł na miasto w sprawach czysto biznesowych, noc była jeszcze młoda. Nie od dziś wiadomo, że to w tych najdroższych i najbardziej ekskluzywnych klubach toczą się najbardziej brudne interesy każdego możliwego państwa. Każdy taki klub posiadał swoją strefę, która potocznie nazywała się strefą dla VIP'ów. To właśnie ona była niedostępna dla zwykłych, szarych ludzi, którzy wywalali pieniądze ze świeżutkiej wypłaty na najdroższe drinki tego świata. Jednak bez konkretnego słowa, nazwiska czy najczęściej charakterystycznego hasła, nie było szans, aby zwykły Kowalski wkręcił się w strefę, która dla niego była iście zakazana. Jasnym było więc, że Venceslaus, który był umówiony na spotkanie z właścicielem tego przybytku, nie miał najmniejszego problemu, aby został wprowadzony do świata, który dla innych był wręcz nie do osiągnięcia. I to właśnie w tym miejscu spędził nie tak długie, choć bardzo nużące godziny, które zakończyły się krwawą jatką. Dzień jak co dzień.
Naprawdę chciał wrócić z nienagannym wyglądem. Bardzo starał się nad tym, aby jego elegancki garnitur prezentował się na nim jak najlepiej tylko mógł. Teraz jednak, tuż po tym jak wyszedł frontowymi drzwiami z klubu, krople deszczu spływały po nim, zmywając z niego krew osób, które nie oddały mu należytego szacunku. Wyśmiały i wzgardziły. Wbrew wszystkiemu nie obchodziły go uwagi, które zdążył usłyszeć przez mało profesjonalnych ludzi. Chodziło o czyste zasady. W końcu który demon mógł sobie na coś takiego pozwolić? Oblizał wolno zeschnięte wargi, najprawdopodobniej zlizując w ten sposób krew, która gdzieś jeszcze ciążyła mu na wargach. To nie pierwszy przypadek, w którym jego organizm czuł obrzydliwą chęć zjedzenia ludzkiego mięsa. Nigdy również nie chciał hamować się przed rządzą, który oferował mu jego wieloletni pasożyt. Chciał na nowo otworzyć parasolkę, która po raz kolejny tego dnia uchroni go przed zimnymi kroplami deszczu, niemniej do jego wrażliwych na dźwięk uszu dotarły słowa, które nie mogły dać mu spokoju. O takiej porze lepiej mieć towarzystwo. Odwrócił się. Był daleko, chociaż przez pierwszą chwilę myślał, że te aroganckie słowa były rzucone w jego kierunku. Orientując się, że prawdziwym ich celem był jakiś dzieciak, mógł odwrócić się na pięcie i pójść dalej. Co zabawne, jego uwagę nie przyciągnęły głosy i zachowanie mężczyzn, a osoba, która najwyraźniej stała się ich celem. Ciężko było powiedzieć, kto z nich miał większego pecha — po finalnym zakończeniu, żadna z osób nie wyglądała zbyt dobrze. Złożył parasolkę, z opanowanym spokojem zmierzając w tamtym kierunku. Nigdy nie czuł na sobie strachu. W zasadzie niewiele czuł od dnia, w którym pojawił się na świecie. Podchodząc do mężczyzny, który ledwo co trzymał się na nogach, a po policzkach spływały mu strugi ciemnej krwi, kątem oka spojrzał się na tego, który z jawnym przerażeniem patrzył się na tą całą sytuację. Jako jedyny wyszedł z tego cało, choć działająca adrenalina w żyłach podpowiadała mu, że najrozsądniejszą rzeczą jaką mógł teraz zrobić, to rzucić się na tego, który spowodował tą całą jatkę, ani trochę nie przejmując się obecnością nowo przybyłego mężczyzny. Los jednak bywa bardzo okrutny i mało wyrozumiały. W momencie, w którym rzucił się na nieprzytomnego z bronią jakim był kij baseballowy, Venceslaus czekał tylko na odpowiednie skrócenie dystansu, żeby przez wywołany strach stracił panowanie nad swoim własnym ciałem. Paraliż nadszedł równie szybko wraz z jego wrodzoną głupotą. Podszedł do niego, słysząc niewyraźnie krzyki, które najprawdopodobniej błagały o litość. Podszedł i stanął, aby z całych sił móc chwycić go za twarz, spojrzeć mu głęboko w oczy, przeszywając go nader przerażającymi oczami, a parasolkę, którą miał przy sobie wbił mu z impetem do prawego oczodołu. Wszelakie okrzyki ucichły, a jego śmierć nadeszła bardzo szybko, bardzo możliwe, że nawet za szybko. Ciało opadło na ziemię, a on, jakby nigdy nic, podszedł do niedaleko leżącego mężczyzny, przyglądając się jego stanu. Będzie żył. Dlatego bez większego wysiłku, przerzucił go sobie przez plecy, nie spodziewając się, że pierwszy raz od bardzo dawna będzie miał u siebie w domu nieproszonego gościa. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Lip 30, 2019 8:55 pm | |
| Przestał widzieć cokolwiek. Czuł tylko ciepłą, lepką ciecz pod palcami, przeszywający ból głowy i zaczynały mu się uginać kolana. Miał jeszcze nikłe pojęcie o tym, że został mu jeszcze co najmniej jeden intruz do wyeliminowania, ale stawało się ono coraz bardziej odległe. Osunął się na ziemię prosto w błotnistą kałużę i wymamrotał niewyraźnie coś po chińsku. Nigdy nie przypuszczał, że tak to się skończy. Odetchnął głęboko, jakby w pełni pogodzony z tym co miało się za moment wydarzyć. I jeżeli Lian czegoś w tej chwili żałował, to tylko tego, że nie miał przy sobie noża. Nawet w kompletnej ciemności był w stanie określić położenie przeciwnika, a trafienie w punkt witalny przy jego szybkości raczej nie sprawiłoby problemu. Determinacja zapędzonego w róg Liana była zjawiskowa, ale i przerażająca do doświadczenia. Nie mniej jednak, trudno było oderwać wzrok gdy w pełni oddawał się walce. Przypominało to morderczy taniec, samotny i przy jego własnej muzyce, o zmiennym tempie oraz intuicyjnych, płynnych krokach. Ale nie dzisiaj; tym razem ciało przestało go słuchać.
Odzyskał przytomność po czasie trudnym do określenia dla kogoś, kto znalazł się poza nim. Nadal nic nie widział, głowa ciążyła mu a jej miarowe pulsowanie sprawiało, że żałował iż się obudził. Z początku nie wiedział gdzie się znajduje, dlaczego wszystko tak się kołysze i skąd ten obcy zapach perfum. Otworzył usta i spróbował coś powiedzieć, ale jedyne co je opuściło to bezgłośne westchnienie. W łucie desperacji i oślego uporu spróbował sięgnąć ręką do tyłu by schwycić cokolwiek - przedramię, dłoń, biodro. Jego palce zatrzymały się jednak w okolicach paska do spodni i chłopak odpłynął raz jeszcze.
Czuł... ciepło. Było to spostrzeżenie tak inne od tego co zapamiętał jako ostatnie, że momentalnie spróbował się podnieść. Zbyt szybko, bo świat zatańczył mu przed oczami - nawet, jeśli nie widział go zbyt klarownie. Czarne, gorączkowo błyszczące oczy rozejrzały się wokół nie koncentrując na niczym, bo jedyne co rozróżniał to plamy w odcieniach żółci i pomarańczy. Coś grzało go w nogi, coś otulało jego ciało miękkością i zapewniało przyjemną, ludzką temperaturę. I coś poruszało się całkiem blisko niego, ale nie zwrócił na to z początku uwagi. Pasma długich, czarnych włosów wysnuły mu się z kucyka i żyły własnym życiem. Plącząc się dookoła jego głowy i przyklejając do mokrych od gorączki policzków oraz skroni kontrastowały z bladością jego skóry. W tej sytuacji i tak zyskał trochę koloru, bo choroba wywlokła na twarz bruneta zauważalne wypieki. Usłyszał jakiś dźwięk na lewo, więc odruchowo obrócił się w tym kierunku i zmrużył oczy. Zamarł w bezruchu jak spłoszony zając i wyprostował się, mimo iż kosztowało go to wiele samozaparcia. — Gdzie jestem? — zapytał łamiącym się, ochrypłym głosem w który i tak usiłował włożyć całą pewność siebie jaka mu jeszcze pozostała. Jeżeli Lian się bał, to doskonale to maskował. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Sro Lip 31, 2019 12:21 am | |
| Dotarcie do domu z kimś obcym było o wiele trudniejsze niż sobie to wyobrażał. Nie chciał przyciągać niepotrzebną uwagę przechodniów — to już i tak robił, wyglądając na kogoś, z kim nie warto jest zadzierać. Nie chciał również upaprać sobie tapicerki w samochodzie, dlatego wybór, którym miał wrócić do mieszkania był niewyobrażalnie kłopotliwy. Ostatecznie przełamał się i wcisnął nieprzytomnego mężczyznę na tył siedzenia, a on, siadając od strony kierowcy, ruszył jak najszybciej w stronę swojego miejsca zamieszkania. Podróż nie trwała nazbyt długo, więc gdy tylko dotarł na miejsce, wyciągnął ciągle nieprzytomne ciało z samochodu i zaniósł go na ostatnie piętro apartamentu w którym mieszkał, niczym worek kartofli. Całe szczęście, że ochrona budynku spała sobie smacznie na krześle — nie musiał niepotrzebnie tłumaczyć się, dlaczego taszczy nieprzytomnego człowieka. Wszedł do środka, bo wbrew pozorom walka z drzwiami nie była aż tak trudna i nie zastanawiając się ani chwili dłużej, położył go u siebie w pokoju na łóżku. Prawdą było, że może i teraz był nieprzytomny, ale w momencie kiedy zacznie się wybudzać, wolałby uniknąć ewentualnych zniszczeń w pokoju gościnnym, w którym zamknąłby go na klucz przez czystą nieufność. Zostawił go tu na chwilę, idąc wziąć zimny prysznic. Dopiero po nim położył się obok nieznajomego, popadając w półsen. Spał tak przez parę godzin, czuwając jednocześnie nad nieznajomym mężczyzną. Zwykle nie miał w naturze ratowania kogoś, dlatego nie ukrywał, że z tą myślą czuł się inaczej. Wiedział jednak, że nie był człowiekiem. Osoba o takich umiejętnościach nie mogła nim być. Czysta ciekawość sprawiła, że Venceslaus uratował go, ponieważ nie wiedzieć czemu, ale pragnął dowiedzieć się, kim jest ta osoba i w jaki sposób trafiła do tego świata. Z pół snu wybudził go dotyk mężczyzny. Czuł, że desperacko sprawdzał, gdzie tak naprawdę jest i jakim cudem w ogóle mógł to wszystko przeżyć. Spiął lekko mięśnie brzucha, czując dotyk na swoim ciele, niemniej cierpliwie czekał aż mężczyzna stopniowo dojdzie do siebie. Po tym, co zaszło oraz przygotuje się na to, co może nadejść. Wbrew pozorom nie trwało to niewyobrażalnie długo. Kiedy Lian spojrzał się na Vencla, mógł zauważyć, że przez cały ten czas obserwował go kątem oka i cierpliwie czekał. — W bezpiecznym miejscu — odparł ze słyszalną chrypą w głosie, przez co i jemu delikatnie łamał się głos, niemniej mu pewności siebie zdecydowanie nie brakowało. Koniec końców podniósł się z łóżka, wstając na równe nogi, ciągle z uwagą obserwując każdy możliwy ruch mężczyzny. Nie wiedział, co mógł teraz zrobić, ale był gotowy na jego atak. Chociaż obecny stan zdrowia, w którym znajdował się Lian, nieszczególnie wskazywał na to, że jakikolwiek nastanie. — Uratowałem Ci dupę. Prawdopodobnie nie żyłbyś z rąk śmiecia, który cudem jakoś przeżył Twój szczególny występ — dodał po krótkiej chwili, kiedy miał pewność, że wypowiadane słowa rzeczywiście docierają do mężczyzny. Nie dało się ukryć, że zaintrygowała go jego moc. Dziwił się tylko, że skoro nie był człowiekiem, to czemu nie mógł jej kontrolować tak jakby tego chciał? |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Sro Lip 31, 2019 11:50 am | |
| Wygodnie dla Venca, w drodze Lian nie sprawiał wrażenia bardziej przytomnego niż wcześniej. Upchnięty na tylnym siedzeniu z ramieniem przerzuconym przez biodro nie poruszył się ani o jotę. Gdziekolwiek oddryfowała jego świadomość, z pewnością zrobiła to na dobre. W łóżku też kontynuował swój bezruch, więc nie sprawiał większego problemu niż oczywiste zagarnięcie i tak niewielkiej powierzchni. Dopiero gdy zaczął wracać do żywych niemrawo poruszył się, obrócił na drugi bok, zmarszczył lekko brwi i zakopał się w pościeli jak dziecko. Nie trwało to długo, bo w końcu zauważył niepokojącą zmianę. Z trudem opierając się na ramieniu powiódł nieobecnym spojrzeniem po wszystkim, co miało bardziej charakterystyczny kształt czy barwę; nie widział zbyt dobrze, a o szczegółach takich jak twarz mężczyzny leżącego obok czy otaczające go przedmioty na razie mógł zapomnieć. Niski, ochrypły głos - obcy głos - sprawił, że spiął się zauważalnie i zacisnął wąskie usta w bladą, cienką linię. Kimkolwiek był nieznajomy, pofatygował się by uratować mu skórę. I wcale mu się to nie podobało. Takie przysługi zazwyczaj wymagały rewanżu, obciążały poczuciem obowiązku i nie wierzył, by jakimś łutem szczęścia owa niespodziewana pomoc była bezinteresowna. A on nie miał siły na kolejną walkę, przynajmniej dopóki nie odzyska ostrości widzenia. — Nie wiem o czym mówisz. Nie zrobiłem nic szczególnego — skłamał tak naturalnie, jakby wierzył w tę wersję wydarzeń. Odruchowo objął ramiona dłońmi i zaraz naciągnął sobie kołdrę pod brodę, z irracjonalnego powodu czując się bezpieczniej gdy otaczała go warstwa pościeli. Bladość podkreśliła cienie pod półprzytomnymi oczami, ale ich wyraz sugerował, że Lian znajdował się obecnie w stanie czuwania. Ciepło i wygodne łóżko kusiły by wrócić do snu jeszcze na chwilę, jednak obecność drugiego człowieka mu na to nie pozwalała. Wysoce prawdopodobne, że gdyby Venc wyciągnął w jego stronę rękę, to Lian spróbowałby mu ją odgryźć. — Wracam do domu — oświadczył nagle, z zaskakującą trzeźwością umysłu i mniej ochoczym do współpracy ciałem. Przewrócił się na bok, dźwignął na ramionach, zsunął bose stopy poza materac, po czym zakołysał się i tylko przypadek poprowadził jego dłoń dostatecznie szybko, by chwycił się ramy łóżka i nie rozłożył jak długi na podłodze. Zdecydowanie przesadził z Tian. Widowiskowo usmażył paru imbecylom mózg, a przy okazji nieomal i sobie. Jego oczy były bronią obusieczną, a Lian miał paskudny nawyk ich nadużywania. Efekty można było podziwiać w całej swej opłakanej okazałości, choć zestawienie bezużytecznego stanu w jakim się teraz znajdował z głupim uporem i dumą też stanowiły nie lada przedstawienie. Ot, zmagania stworzenia w niewielkim tylko stopniu ludzkim z ograniczeniami złośliwej materii. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Sie 06, 2019 12:29 am | |
| Podszedł do komody, która ciągle znajdowała się w jego pokoju w celu ubrania na siebie jakąś koszulkę. Co prawda miał na sobie dresowe spodnie, ale wygodniej było mu spać bez górnej części ubioru. Także nie wstydził się pokazać licznych blizn, które z dumą obnosiły się na ciele mężczyzny, a również nie obawiał się go na tyle mocno, aby siedzieć przygotowany na każdą możliwą ewentualność. Dodatkowo w momencie kiedy odwrócił się do Liana plecami, mógł zauważyć tatuaż. To właśnie on oznaczał, że należał do bardzo niebezpiecznej mafii, gdzie tylko nieliczni wiedzieli o tym niewinnym symbolu. Po ubraniu na siebie koszulki, wrócił do niego spojrzeniem i uśmiechnął się do niego niezauważalnie. Widział to, jak bardzo niepewny był. Bał się, że w tym momencie jego życie może zostać skończone — w końcu obaj wiedzieli, że Lian był kompletnie bez sił, o czym świadczył stan jego zdrowia. Nie wiedział natomiast, że mężczyzna kompletnie nic nie widział i nie spodziewał się, że po użyciu takiej mocy może być z nim aż tak źle. Brzmi jak nowicjusz. — Oczywiście — ironicznie przyznał mu rację. Nie zamierzał się z nim wykłócać jak dzieciak, a Venceslaus ślepy nie był w porównaniu do niego. Dobrze widział, co tam dokładnie zaszło. Był pewien, że gdyby nie ten popis umiejętności, Venceslaus dałby mu tam po prostu zdechnąć. Zamiast tego spał sobie w najlepsze w jego łóżku, a teraz, gdy rzeczywiście uratował mu dupę, ten chciał jak najszybciej opuścić ściany jego mieszkania. — Powodzenia Ci życzę — kolejna nutka ironii została rzucona przez mężczyznę. Niemniej nie ruszył się z miejsca o milimetr, nawet gdy Lian desperacko starał się czegoś złapać, kiedy jego nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Z pewnością nie tego oczekiwał po słowach "wracam do domu", jednak nikt nie powiedział, że ten powrót będzie szczególnie łatwy. Mężczyzna wpatrywał się w niego beznamiętnie, pozwalając sobie podejść do niego. —Nadal chcesz wracać do domu? — spytał, unosząc znacząco brew. Póki co nic nie robił. W tej chwili pozwalał się oswoić nowej zabawce do miejsca, z którego najprawdopodobniej prędko nie wyjdzie. I to nawet nie dlatego, że Venc będzie chciał go przetrzymywać. Widział jak jego ciało reagowało i wątpił, że jego duma pozwoli mu na to, aby dosłownie doczołgał się do swojego domu. W końcu każdy ma swój limit — A dla jasności — nigdy więcej mnie nie okłamuj — dodał po krótkiej chwili, ostrzegając go w głosie, odnosząc się do jego czystego i dla niektórych bezlitosnego kłamstwa. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Sie 06, 2019 12:06 pm | |
| Możliwe, że gdyby tylko widział cokolwiek więcej, zaryzykowałby próbą wciągnięcia mężczyzny w jakąś nieprzyjemną, naprędce skleconą iluzję. Obawiał się jednak, że taki numer w obecnej sytuacji mógłby skutkować trwałą utratą wzroku. Gra nie warta świeczki. — Nie widzę powodu, dla którego miałbym wychodzić poza kurtuazyjne półprawdy. Cóż. Owe powody nie były jedyną rzeczą jakiej Lian nie widział. Na razie nie podejmował kolejnych prób podniesienia się z materaca, zwłaszcza, że rozgrzana od jego ciała kołdra też nie chciała się od niego uwolnić. I właśnie dlatego żył w tak ascetyczny sposób; człowiek szybko przyzwyczajał się do wygód, w efekcie czego każdą późniejszą niedogodność traktował jak koniec świata. Dotychczasowe lenistwo w pościeli ostudzało zapędy do opuszczenia łóżka, choć przemęczone ciało też miało tu coś do powiedzenia. Zamrugał niepewnie, podnosząc dłonie do ciemnych, zaczerwienionych oczu. Palce sięgnęły powiek okrytych woalką cienkich, fioletowo-burgundowych pajęczynek i przez chwilę pocierał je nerwowo by upewnić się w moment, iż nic mu to nie da. Obraz nie wyklarował się, a wręcz przeciwnie - teraz musiał jeszcze zmagać się z różnokolorowymi plamami, które wykwitły na tle otoczenia jak zdziczałe kwiaty. — Nie wiem kim jesteś, ani po co mnie tu ściągnąłeś. Nie jestem na tyle naiwny by wierzyć, że kierowało tobą dobre serce więc zechciej być na tyle uprzejmy i sam powiedz mi prawdę, zanim zażądasz rewanżu — odparł wreszcie, a choć głos miał słaby i drżący nie słychać w nim było ani wahania, ani niepewności. Precyzyjnie i chłodno przeszedł do tej kwestii, która do tej pory wisiała w powietrzu i dla świętego spokoju należało sprowadzić ją na ziemię. I jeżeli mężczyzna miał jeszcze jakieś podejrzenia co do pochodzenia Liana, akcent chłopaka w oczywisty sposób je rozwiewał, natomiast sam dobór słów - klasę społeczną. Nie pochodził stąd, nie wychował się na ulicy i nawet w tym stanie był dostatecznie rezolutny, by gładko sprowadzić na siebie gniew poprzez zwyczajową sobie wyniosłość. Lakoniczne zdania mogły brzmieć na neutralne, ale coś w sposobie w jaki artykułował nie pozwalało by potraktować to jako gorączkowy bełkot. I diabelnie pewnym było, że choćby i miotał się w czterdziestostopniowej malignie - nadal warczałby i werbalnie gryzł, a możliwe, że i zacieklej. Pokonała go grawitacja i niemoc. Opadł na bok, zajmując całą szerokość łóżka. Nakrył głowę ramieniem i zamknął oczy, chwilowo mając gdzieś wszystko inne. Nawet on potrzebował zawieszenia broni, przynajmniej na jakiś czas. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Sie 06, 2019 11:29 pm | |
| Nie chciał tak szybko rujnować mu marzeń o zawładnięciu jego umysłem. Podejrzewał, że gdyby Lian był w nieco lepszym stanie, zastosowałby na nim swoich sztuczek, co oczywiście tylko pogorszyłby ich stosunek. Ponieważ problem polegał na tym, że mężczyzna nie będzie miał z nim tak łatwo jak z tamtejszymi osiłkami — też był na swój sposób wyjątkowy, o czym jego zdobycz nie zdawała sobie sprawę. Przez swój narcyzm, jak i również długowieczność Venceslaus wiedział, że był ponad nim. Ten fakt nie musiał się mężczyźnie ani trochę podobać — zdecydowanie miał to gdzieś. Znał się na hierarchii i był pewien, że należał do osób, które znajdują się na samej górze w tej popieprzonej piramidzie. Zawsze miał wygórowane ego wobec swojej osoby, jak i również zawsze był wszystkiego pewny. Słowo "niezdecydowanie" sporadycznie występowało w jego słowniku. Dlatego był pełny podziwu, ile odwagi (bądź głupoty — jedno nie wyklucza drugiego) miał w sobie mężczyzna, który ledwo co był wstanie podnieść się z jego łóżka. Vencl był bystry, dlatego również potrafił dostrzec to, w jak beznadziejnym stanie jest Lian. Podczas samego pobytu tutaj są tylko dwie możliwości, które mogą nadejść — albo mu się polepszy lub pogorszy. W tym wypadku to gospodarz pociągał za sznurki i w tym momencie to on był odpowiedzialny za jego stan. Usłyszawszy jego szczeniackie słowa, uniósł niebezpiecznie kącik ust, a w jego oczach mignęła mu delikatna pogarda. Nie czuł w jego stronę żadnego obrzydzenia, skąd znowu. Niemniej nie podobało mu się to, że zwracał się do niego takim tonem. Oczywiście nie mógł sobie na coś takiego pozwolić. Nie na jego terenie. Dlatego pochylił się nad nim na tyle, że wyraźnie mógł czuć intensywny, acz bardzo przyjemny zapach jego kosmetyków. Był w bezpiecznej dla nich odległości. Nie chciał również podnosić głosu, ponieważ taki ton głosu ani trochę nie przemówiłby obcemu do rozsądku. — Nie? To zabawne, ponieważ interpretując Twoje słowa, jak i emocje, nie jesteś wstanie mi zaufać, co jest oczywiście zrozumiałe. Nie wiesz kim jestem, z kim masz do czynienia i jedna z najważniejszych kwestii — gdzie w ogóle jesteś i jakie mam zamiary wobec Ciebie. Myślisz, że jak Ci przejdzie, to będziesz mógł zastosować na mnie swoją iluzję, nad którą i tak nie masz całkowitego panowania? Hm? Czy może jednak zmienisz stosunek wobec mnie i grzecznie posłuchasz się mojej małej rady dla Ciebie? A jeśli chcesz kłamać, niech przynajmniej będzie ono wiarygodne, bo takim prymitywizmem nie nakarmisz mojego głodu — niski, aksamitny głos zaszczycił narząd słuchowy Liana, choć stanowczości zdecydowanie nie brakowało w jego słowach. Ciężko było powiedzieć, czy mężczyzna chciał go tylko zastraszyć. Na pierwszy rzut oka widać było, że Vencl należał do niebezpiecznej ligi. Może Lian nie był wstanie tego teraz zobaczyć, ale z pewnością był wstanie to wyczuć w sposobie mówienia. Wyrafinowany, zawsze pewny siebie, dominujący i odrobinę znużony — te cztery rzeczy cisnęły się na myśl kiedy tylko słuchało się słów starszego mężczyzny. Całkiem prosta i niezwykle łatwa charakterystyka jego osobowości, której nie zaprzeczał. Wyprostował się, kiedy jego nowa zabawka schowała się pod ciepłą, może trochę przesiąkniętą od potu pierzyną. Kolejne słowa wydawały mu się absurdalne, dlatego nic dziwnego, że to właśnie na nie pozwolił sobie cicho prychnąć. Jakiej prawdy chciał słuchać? Najwyraźniej gorączka aż za bardzo dawała mu we znaki. — Nie rozumiem, o czym mówisz. Niby jakiej prawdy chcesz słuchać? — spytał, tym razem retorycznie, nie chcąc oczekiwać od niego żadnej odpowiedzi. Po chwili usiadł na krawędzi łózka, a z szafki nocnej wziął paczkę papierosów. Poczęstował się jednym, po czym zapalił. Dym trzymał długo, zdecydowanie za długo w płucach, który ostatecznie wypuścił nosem — Hmm. Bylem po prostu ciekaw, skąd u Ciebie wzięły się takie umiejętności. Niewiele w życiu mnie interesuje — dodał po chwili, kątem oka zerkając na wylegujące się zwłoki. Gdyby był dobrym gospodarzem, z pewnością zapewniłby mu choć odrobinę wody do picia. Niemniej na wszystko trzeba sobie zapracować. On póki co nie reprezentował osoby, która zasługiwała na coś tak banalnego jak szklanka wody. Lub czegokolwiek innego do picia. Z pewnością musiał być cholernie odwodniony. — Jak mam na Ciebie mówić? — spytał, póki co dając mu tą wygodę w wyborze fałszywej tożsamości. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Sro Sie 07, 2019 7:45 am | |
| Za dużo słów. Lian na ogół nie należał do ludzi rozmownych, więc nie miał najmniejszego problemu ze zignorowaniem kogoś, kto gadał zdecydowanie zbyt wiele. Na ten moment ów dziwny mężczyzna mówił stanowczo zbyt zawile, a przez doskonały tłumik w postaci obolałej głowy do chłopaka docierała zalewie połowa z tego, co tamten miał mu do przekazania. Wnioski nasuwały się same; albo Lian był w stanie gorszym niż wyglądał, albo po prostu nie posiadał za grosz instynktu samozachowawczego. Równie dobrze obie opcje mogły iść w parze. — O nic cię nie prosiłem, nie jestem ci nic winien — wychrypiał nerwowo na to nagłe skrócenie dystansu. Bardziej czuł niż widział nachylającego się nad nim mężczyznę, dlatego zamarł jak zając na polowaniu. Podciągnął kolana pod brodę i choć zdawać by się mogło, że jest teraz kompletnie oderwany od rzeczywistości oraz otoczenia, spod pasm czarnych, długich włosów spoglądało na niego równie czarne, błyszczące oko. Niezdrowo błyszcząca, choć to i nie dziwota - przy takiej gorączce. Szarpnął za skraj kołdry i nakrył się nią szczelniej, jakby ta miała zapewnić mu święty spokój. Po części taką miał nadzieję, a inna rzecz, iż ton głosu jaki przybrał nieznajomy zmienił się na chłodniejszy, bardziej enigmatyczny. Duma nie pozwoliłaby mu się do tego przyznać. Do strachu. Prędzej doczołgałby się do najbliższego okna i przez nie wyskoczył. Dotarł do niego dym z papierosa, na co zauważalnie się skrzywił. Nie jego dom, nie jego zasady, ale pewnych odruchów nie mógł powstrzymać. I nie chodziło tu o to, że był jakimś prozdrowotnym aktywistą mającym na afiszu dobro i zdrowe płuca. Po prostu nie znosił tego zapachu. — Lian. Krótka odpowiedź na przynajmniej jedno z pytań. Najwidoczniej nie zamierzał tłumaczyć mężczyźnie zawiłości swoich specyficznych umiejętności, zważywszy również na to, że sam niewiele na ich temat wiedział. Nie znalazł żadnego wiarygodnego przekazu mieszczącego konkretne informacje odnośnie tego czym dokładnie był, więc i mówić o tym nie było sensu. Zresztą nawet gdyby cudem coś odkrył, wątpił by zmieniło to jego życie na lepsze. Kołdrzany kokon zatrząsł się, ale tylko przez moment by zaraz na powrót znieruchomieć. Minęły mu chęci na ofensywne próby zagarnięcia dla siebie jakiejś autonomiczności, teraz przeszedł do defensywy. To i tak stanowiło znaczne ustępstwo z jego strony, bo Lian nie miał w zwyczaju rezygnować ze swoich specyficznych przyzwyczajeń. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Nie Sie 11, 2019 10:26 pm | |
| Ciężko nie zgodzić się, że Venceslaus w tym momencie zdecydowanie za dużo powiedział. To i tak był jego maksymalny słowotok na dzień dzisiejszy. raczej swój dzienny limit już wyczerpał. Więc pod tym względem mężczyźni będą wstanie w miarę możliwości dogadać się — obaj lubili ciszę i spokój, nie przepadali za tym jak ktoś trajkotał im nad uchem i generalnie zawracał niepotrzebnie dupę. Mimo wszystko gospodarz czuł, że musiał mu pokazać, że Lian w jego obecności nie mógł sobie na zbyt wiele pozwolić. Czy pomoże? Czasem zweryfikuje, czy jego minimalny wysiłek pójdzie na marne. — Lecz teraz tu jesteś i nic z tym nie zrobisz — dodał na zakończenie, prostując się tym samym, nic nie robiąc sobie z tego, w jaki sposób spojrzał na niego mężczyzna. Co mu zrobi? Zabije go spojrzeniem? Śmiało może próbować. Mimo wszystko czasem był zaskoczony, jak łatwo jest rozpoznać poszczególne emocje u ludzi. Strach, zdenerwowanie, złość, radość czy smutek lub skrępowanie. Te wszystkie cechy był wstanie widzieć gołym okiem, choć czasami, przy niektórych osobach ich rozpoznanie było niezwykle trudne. Jednak nigdy nie rozumiał dlaczego ludzie, czując do kogoś niechęć, potrafili beztrosko udawać osobę bliską lub desperacko trzymać się czegoś, co i tak nie istniało. To jest dopiero prawdziwy paradoks. W tym przypadku nie rozumiał, dlaczego mężczyzna, pomimo uratowania jego chudego tyłka, wywyższał się, miał nawet wrażenie, że uważa się za lepszego, choć stan jego zdrowia nie wskazywał na to, aby rzeczywiście poradziłby sobie z nim w tym momencie. Był o wiele niższy, chudszy, w gorszym stanie zdrowotnym i generalnie było z nim źle. A moc, którą posiadał, nie tak łatwo podziałałaby na Venceslauwie. Uważał więc, że ludzie mogli być czasem bardziej beztroscy i nie doszukiwać się małej igły w stogu siana. Po prostu. Przytaknął krótko na jego imię, po czym bez żadnego słowa wstał i wyszedł z pokoju, dając mu na ułamek sekundy trochę więcej prywatności niż dotychczas. Jednak chcąc nie chcąc Vencl wrócił, tym razem ze szklanką ciepłej wody oraz jakimś lekiem, który było można rozpuścić w wodzie. Oczywiście, Vencl bywał skurczybykiem, ale czasami miał momenty, w których lubił być dla kogoś miły. Szczególnie dla osób, które w jakiś sposób go zaintrygowały. A ciężko ukryć było, że umiejętnościami chłopaka zainteresował się od pierwszego wejrzenia — so romantic. — Więc Lian... Opowiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć. Ale nie teraz. Teraz dam Ci spokój. Tutaj masz ciepłą wodę, zostawiam Ci też lek — od Ciebie będzie zależało, czy chcesz go przyjąć. Gdybyś potrzebował czegoś więcej, to mnie wołaj — oznajmił spokojnie, stawiając szklankę na szafkę nocną, a obok niej zostawił mu lek przeciwgorączkowy — A, i pod łóżkiem masz butelkę wody niegazowanej — dodał jeszcze na szybko, kiedy zbierał się do wyjścia z pokoju. Nie widział dłużej sensu, aby tutaj siedzieć. Da mężczyźnie czas, aby chwilę ochłoną, odpoczną, a później los pokaże, co powinien zrobić z nim Venceslaus. Tymczasem wyszedł z pokoju, zajmując się swoimi codziennymi obowiązkami w domu. Najpierw zaczął od śniadania, który zapach zaczął unosić się po całym mieszkaniu, łącznie do sypialni Vencla, w której mimo wszystko zostawił delikatnie uchylone drzwi. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Sro Sie 14, 2019 4:01 pm | |
| Na ten moment był po prostu zmęczony. Na ewentualną wdzięczność być może przyjdzie czas później, kiedy świat przestanie wirować jak oszalały i zacznie docierać do niego więcej niż co drugie słowo. Leku oczywiście nie przyjął, za to na wodę rzucił się jakby nie widział jej co najmniej od kilku dni. Wciąż był jeszcze czujny, bo odnotował iż mężczyzna zostawił go w pokoju samego, ale cała reszta oddaliła się gdy tylko odstawił szklankę i na powrót zawinął się w ciepły, bezpieczny kołdrzany kokon. Zmęczone ciało odpowiedziało na wygodę posyłając go w płytki, ale spokojny sen. Potrzebował przynajmniej kilku godzin by zniwelować skutki uboczne niedawnego wyskoku w alejce, nawet jego osobliwe paranoje co do asysty obcych ludzi w trakcie drzemki odeszły na dalszy plan. Wciśnięty między poduszki przynajmniej nie sprawiał problemu.
Zwykł twierdzić, że śmierć jest snem bez snów. Nic więc dziwnego, że owych nigdy nie posiadał i tym razem nic się pod tym względem nie zmieniło. Noc przeminęła, ranek zleciał i tak oprzytomniał dopiero w okolicach ciemniejącego za oknami popołudnia. Przez kilka chwil leżał w bezruchu, próbując przypisać obcy zapach do konkretnego miejsca, ale nic nie przyszło mu do głowy. Dopiero gdy uniósł się na przedramieniu przypomniał sobie jak spędził ostatni dzień i co najważniejsze - że gdzieś w tym nieznajomym mieszkaniu znajduje się inny człowiek. Ten sam, który bez wątpienia zadał sobie trud by przytachać go tutaj i upchnąć w ciepłym łóżku. Rozejrzał się dookoła, a choć jego wzrok polepszył się tylko nieznacznie, zdołał już rozpoznać kilka szczegółów i rozeznać się w najbliższym otoczeniu. Zza uchylonych drzwi dobiegł go dźwięk kroków, na co odruchowo podciągnął pościel i kolana pod brodę, nie mając specjalnych oczekiwań co do gospodarza. Z jakiegoś niejasnego powodu miał wrażenie, że nie jest to postronna osoba z ulicy, ale ktoś z kim nawet w lepszej kondycji mógłby mieć problem. — Nie śpię — oznajmił z lekka nieprzytomnie, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Musiał się dowiedzieć kim był ten wątpliwy rycerz na białym koniu i po jakie licho interesował się jego zdolnościami. Lian z przyzwyczajenia i dotychczasowych doświadczeń nie ufał nikomu, na czym jeszcze nigdy źle nie wyszedł. Nie wyglądało na to, by planował uczynić wyjątek. Wszystko zależało od jego wrażenia i tego, co ów obcy mężczyzna miał mu do powiedzenia. Czarne, błyszczące niezdrowo oczy z nie mniej chorobliwymi cienistymi obwódkami uniosły się, gdy nieznajomy wszedł do pokoju. Oszacował, że nie był młodzikiem, ale jego postura świadczyła o aktywnym trybie życia. Wysoki, postawny, na pierwszy rzut oka - nieprzyjemny. Mimo to uratował mu skórę i Lian uznał, że przynajmniej wypada mu udawać mniej marudnego niż jest w rzeczywistości. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Pon Sie 19, 2019 10:33 pm | |
| Venceslaus na czas niespodziewanego gościa postanowił zostać w domu. Ciężko było mówić tu o dniach wolnych, w momencie kiedy cały czas zajmował się jakimiś pierdołami, które były związane z jego pracą. Jednak dał sobie też odrobinę relaksu, ponieważ czuł po kościach, że po pobudce Liana może zrobić się gorąco. Już wtedy miał niesamowicie wielkie bojowe nastawienie do kogoś obcego. Pomimo jakichkolwiek braku sił, było widać w jego oczach, że gdyby tylko mógł, to śmiało zastosowałby ponownie swoją zdumiewającą moc. Całe szczęście do tak feralnego zdarzenia nie doszło, ponieważ mężczyzna nie chciał za szybko pokazywać, że jego moc na Venca mogła w ogóle nie działać. Dzień minął zaskakująco szybko, a wraz z nim nadszedł późne popołudnie. To właśnie wtedy mężczyzna rozmawiał z kimś przez telefon, omawiając mniej lub bardziej ważne sprawy, które oczywiście miały związek z czarnym rynkiem. Kręcił się od salonu do korytarzu i z powrotem, do momentu aż nie usłyszał cichych, ale bardzo zrozumiałych słów. — Oddzwonię później — rzucił krótko, a wraz z tymi słowami rozłączył się, telefon chowając do kieszeni od spodni. Oczywiście niezbyt długo czekał na to, aby spokojnie podejść do uchylonych drzwi, otwierając je trochę szerzej. Nie wszedł całkowicie do środka, pomimo tego, że był we własnym pokoju — stanął natomiast w framudze, o którą śmiało oparł się, zakładając na piersi ręce. Swoje spojrzenie wbił w zaspaną sylwetkę niedoszłego demona. Widać było po nim, że już odrobinę lepiej się czuje. Przynajmniej był już mniej blady niż wcześniej, chociaż nadal królował jasny pigment w jego skórze. — Jak się czujesz? — spytał na dobry początek, widać było, że bardziej z grzeczności niż z samego faktu zainteresowania się jego stanem zdrowotnym. Póki nie miał żadnych ran otwartych, póty uważał, że przesadne przejmowanie się jest zbędne. Pomijając fakt, w którym Venceslaus rzadko kiedy przejmował się czymkolwiek i kimkolwiek. Ale tego chłopak nie musiał jeszcze wiedzieć. Nie byli na tym etapie znajomości, w którym rozpoznaje prawdziwe oblicze mężczyzny — całkowite wyprute z emocji, bez duszy i bez niczego, co powoduje, że ludzie są ludźmi. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Pon Sie 19, 2019 10:51 pm | |
| Owszem. Dyżurna Piękna się obudziła i obecnie spoglądała na mężczyznę spod przymrużonych sennie oczu. Trudno było powiedzieć, iż Lian jest w humorze - o ile kiedykolwiek bywał - ale przynajmniej był póki co spokojny. Przez moment kontemplował własne dłonie, nie zauważając na nich śladu krwi lecz wyłącznie kilka zadrapań. Wzrok też nieznacznie mu się poprawił a w głowie przestało się kręcić, czaszka też nie eksplodowała bólem posyłając go z powrotem na poduszki. Było nie najgorzej. — Trochę lepiej — odparł ochryple, zauważalnie krzywiąc się na własne słowa. Brzmiały obco przez zniekształcony, słaby głos. Nigdy nie sądził, że ktoś obcy będzie świadkiem jego niedyspozycji. Odezwało się zażenowanie i niemile go ukąsiło. Odgarnął pasmo ciemnych włosów, które smętnie wywinęły mu się z kucyka. Wstążka która trzymała je w dotychczasowym porządku też zwisała bez przekonania, co sprawiało, że jego prezencja pozostawiała wiele do życzenia. Z pewnością byłby bardziej butny, gdyby przynajmniej wyglądał jak szanujący się, bladolicy morderca za jakiego starał się uchodzić. Nie tym razem. Ramiona zadrżały, gdy zimno zajrzało mu pod koszulkę i Lian zmuszony był znów owinąć się ciasno w kołdrę. Można było odnieść wrażenie, iż chłopakowi rzadko kiedy bywało ciepło. — Powiesz mi przynajmniej kim jesteś? Chciałbym chociaż wiedzieć czyje zajmuję łóżko — wymamrotał w pościel, gdy pochylił głowę i zatopił się w niej po sam nos. Bez względu na to jak marnie wyglądał, jego czarne, niezdrowo błyszczące oczy utkwione były w nieznajomym. Kolejne niesforne pasma przysłoniły część jego bladej twarzy i teraz stanowił jedynie kontrastujący pejzaż bieli i czerni na bezwzorzystej pościeli. — Zakładam, że nie zamierzasz mnie zabić. Nie sprawia to jednak, że czuję się choć odrobinę bardziej komfortowo. Czego ode mnie chcesz? Widziałeś już wszystko. Pokaz w ciemnej uliczce ostatniej nocy nie pozostawiał złudzeń i nawet najmniej rozgarnięty człowiek wywnioskowałby już czym Lian jest i co tak naprawdę potrafi. Sam więcej powiedzieć nie mógł, gdyż zwyczajnie nie wiedział. Nie miał pojęcia ani o własnej rasie ani o zdolnościach które posiadał.
Ostatnio zmieniony przez Lian Mei dnia Pon Sie 26, 2019 12:06 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Nie Sie 25, 2019 11:05 pm | |
| Kiedy mężczyzny wzrok wracał do stanu pierwotnego, mógł zauważyć bogate wnętrze pokoju, w którym na chwilę obecną przebywał Lian. Zamieszkany pokój, którego powierzchnia była całkiem spora, przyozdobiona drogimi meblami z porządnego drewna, jak i również obrazami, które z pewnością kosztowały dużo więcej niż cokolwiek innego w tym pokoju. Wygodne i komfortowe łóżko również mówiło o wartości, jaką w nie włożył mężczyzna, który z ciekawością przyglądał się swojemu gościowi. Małe rzeźby, które w przepiękny sposób eksponowały komodę, z której dzień wcześniej Venceslaus wyciągał koszulkę do ubrania się, a także nie brakowało mięciutkiego dywanu, który dało się wyczuć pod gołymi stopami. Nie było tu telewizora, ani biurka, przy którym mógł ewentualnie pracować. Widać, że było to miejsce wypoczynku i relaksu, a nie pokojem, który służył do wszystkiego. Nawet dymu tytoniowego nie dało się czuć aż tak bardzo. Wszedł do środka, zostawiając drzwi trochę szerzej otwarte, aby móc usiąść na szarawym fotelu, który był postawiony bliżej okna, z małym drewnianym stoliczkiem. Nieopodal dało się również znaleźć biblioteczkę przeróżnych książek, przez co łatwo można było domyśleć się, że to miejsce było coś w rodzaju czytelni, z której na co dzień korzystał mężczyzna. Z perspektywy, z której siedział miał doskonałe spojrzenie na Liana, a także idealny wgląd na podwórko z okna. Wydawać się mogło, że nie bez powodu usiadł w tym miejscu. Mimo wszystko uśmiechnął się delikatnie do siebie kiedy zobaczył, w jak wielkim nieładzie jest jego gość. Uroczy był to widok, który miał własnie przed swoimi oczami — skłamałby, gdyby teraz powiedział, że jego ogólna osoba ani trochę go nie intrygowała. Lubił młodszych i trochę zadziornych. Nie znał go dobrze, ale czuł, że z nim minimalnie mógłby się dogadać. Tylko zwykłe przeczucie, a może miał małą rację? — A co dokładniej chcesz o mnie wiedzieć? — spytał, zauważając, że Lianowi było trochę chłodno. Venceslaus osobiście wolał niskie temperatury, więc w domu posiadał jakieś 16 -19 stopni ciepła i dla niego była to odpowiednia temperatura. Jednak wystarczyło tylko jedno, małe słówka, a byłby wstanie podkręcić nieco kaloryfery, coby nie wyszedł na tego, który nie dba o potrzeby gości. — Możesz mówić mi Venceslaus — odparł na początek, a niezdrowy błysk pojawił się w jego oczach, kiedy zauważył, w jaki sposób patrzył na niego Lian. Śmiało mógł stwierdzić, że jego czarne oczy przykuwały uwagę zainteresowanego, ale domyślał się, że niewielu było odważnych, którzy potrafili utrzymać z nim kontakt wzrokowy. On nie miał z tym najmniejszego problemu. — Jeszcze nie wiem. Zależy od tego, co będziesz chciał zrobić i w jaki sposób zachowasz się względem mnie. Wczoraj mogłem Ci wybaczyć, ale dzisiaj mogę być mniej wyrozumiały — oznajmił, a Lian łatwo mógł wyczuć, że wspominanie o mocy lub jakieś nędzne pogróżki nieszczególnie robiły wrażenie na mężczyźnie. Generalnie nie czuł żadnego respektu przed nim, choć ciągle dało się wyczuć zainteresowanie, które od niego biło od samego początku, kiedy po raz pierwszy go zobaczył. — Nie kontrolujesz tego, prawda? — rzucił, spokojnie opierając się o fotel, na którym przez cały ten czas siedział. Był ciekaw, czy wyprze się tego, a może bez skrupułów przyzna się do tego, że w zasadzie nie ma pojęcia, w jaki sposób mógłby kontrolować coś, o czym nie ma żadnej wiedzy. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Nie Sie 25, 2019 11:37 pm | |
| W innej sytuacji, o innej porze i warunkach pewnie zainteresowałby się biblioteczką. Lian miał nawyk pożerania książek, gdy już wpadną mu w ręce. Całe jego niewielkie czynszowe mieszkanie było nimi wypełnione, co zdradzało jego skłonność do zbieractwa wszelakiego piśmiennictwa. Mógł nie mieć wygodnego fotela, w jakim teraz rozparł się mężczyzna, ale dla dobrej lektury zawsze znalazłby miejsce. Na razie skupił się na tym, co nie falowało mu chaotycznie przed oczami; jego gospodarz. Przechylił głowę na bok, a kilka pasm włosów zsunęło się ze szczupłych ramion bruneta i odsłoniło kawałek twarzy. — Przede wszystkim chciałbym wiedzieć dlaczego mi pomogłeś. Nie wydajesz się być zaskoczony tym co wczoraj zobaczyłeś, więc prawdopodobnie albo nie jesteś człowiekiem, albo twój zdrowy rozsądek wziął sobie urlop na czas nieokreślony. Uprzejmość? Na pewno nie w tym stanie. Po nadużyciu swoich zdolności Lian stawał się bardziej marudny niż zazwyczaj, nie wspominając o swobodnym do przesady rozchwianiu emocjonalnym. Tak czy inaczej, posiadał umiejętności przez które odchodził od zdrowych zmysłów i diabli wiedzą gdzie leżała ta cienka granica za którą leżało już tylko nieznane. Bardziej wyczuł niż dostrzegł wzrok mężczyzny, więc naturalnie nawiązał z nim kontakt wzrokowy. I pierwszy raz od niepamiętnych czasów trwał on dłużej niż zaledwie kilka sekund, czym był zaskoczony. Normalni ludzie na ogół unikali jego spojrzenia, on też niechętnie unosił wzrok znad swoich aktualnych spraw, czy też książki. Najwyraźniej Lian był łaskaw ograniczyć się do jednego zadania i uznał, że skoro w powietrzu nadal wisi ich niewypowiedziana konfrontacja na spojrzenia, nie będzie silił się na udzielanie jakiejkolwiek odpowiedzi na oświadczenie nieznajomego. Nie kontrolujesz tego, prawda? Był pierwszym, który odwrócił wzrok. Tym samym potwierdził przypuszczenie Venceslausa i jedynie pokiwał głową z niechęcią. Tian działało gdy sobie tego zażyczył, w tym nigdy nie zawodziło. Problem w tym, że ujawniało się również bez udziału jego woli, co utrudniało sprawę. Być może dlatego unikał spojrzeń innych osób? — Nadal się uczę. I jest mi zimno — oznajmił, przy czym jedno nie miało żadnego związku z drugim. I tak prowadził właśnie najbardziej złożoną i długą rozmowę jak na swoje standardy. Nie chciał nawiązywać relacji, w dużej mierze również nie potrafił. Po tych wszystkich latach i podróżach jakie odbył - wliczając w to eskapadę na tamten świat i z powrotem - wciąż nie rozumiał ludzi. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Pon Sie 26, 2019 12:09 am | |
| Mimo wszystko ciężko było odwrócić od niego spojrzenie. Wydawał się być urokliwą osobą, którą urodą na pewno niejednego już zachwycił. Jeśli charakter miał paskudny, to z pewnością wszystko inne nadrabiał swoją niezwykłą urodą — bo pomimo widocznego zmaltretowania, całkiem przyjemnie patrzyło się na ten obraz niedoli. A może to tylko Venceslaus miał na tym punkcie lekkiego fioła? Nie czuł powodów, aby odwracać od niego spojrzenia. Dlatego trzymał z nim kontakt wzrokowy najdłużej jak tylko potrafił — a potrafił całkiem sporo. Nigdy nie czuł lęku i strachu. Również nigdy nie czuł, że był słaby, dlatego praktycznie zawsze dominował swoim charakterem i sposobem życia, który przez te wszystkie lata sobie obrał. — Całkiem sporo wymagasz jak na kogoś, kto nie czuje się komfortowo — oznajmił bez żadnych ogródek, posyłając delikatny, pozornie miły dla oka uśmiech. Pozornie, ponieważ Venceslaus nie potrafił uśmiechnąć się prawdziwie — nie czując absolutnie niczego, ciężko było udawać coś, o czym nie ma się praktycznego pojęcia — Ciekawość. W jaki sposób ona działa, jakie ma efekty uboczne. I czy mógłbyś zastosować ją na mnie — spytał, nie odpowiadając mu na drugą część wypowiedzi. Uznał to za mało interesujące, a też nie uważał, że Lian należał do tej kategorii osób, która nie potrafi myśleć. Sam fakt, że nie bal się go do siebie zabrać i do tej pory zachowuje się całkiem spokojnie ze świadomością tego, co potrafi zrobić mężczyzna, może tylko sugerować, że z pewnością nie jest człowiekiem. Co ciekawe, wiedząc o jego umiejętnościach i braku jakiegokolwiek strachu, Lian powinien poważnie zastanowić się nad tym, czy jego życie nie jest przypadkiem zagrożone. Ponieważ kto normalny chciałby, aby działanie tejże mocy zostało użyte na nim samym? Odpowiedź była aż zbyt oczywista. Mężczyzna nie potrafił tego kontrolować w żaden sposób. Los chciał, że to właśnie on dostał tak niezwykłe umiejętności, które w żadnym stopniu nie potrafił dobrze zastosować. Miało to swoje dobre, jak i słabe strony. Venceslaus uważał, że zdecydowanie Lian traci dobry potencjał na broń, którą w sobie miał. Wielka szkoda. — Zimno? — spytał wyraźnie zaskoczony, o czym tylko sugerowała jego zmieniająca się mimika twarzy. Uśmiechnął się ponownie, trochę niechętnie wstając z wygodnego fotela, o czym dał znać cichym westchnięciem. Nie spodziewał się, że będzie musiał obchodzić się z nim jak z dzieckiem. — Zwiększę temperaturę, o ile wstaniesz z łóżka i zjesz ze mną kolację — rzucił i choć mężczyzna dawno odwrócił od niego swój wzrok, to gospodarz wcale, a wcale nie zaprzestał patrzeć się w jego urokliwą buźkę. Tym razem czekał na decyzję, którą podejmie Lian. Z pewnością był głodny — dlatego wiedział, że prędzej czy później będzie wstanie ulegnąć swojemu instynktowi i zechce zejść coś, dzięki czemu poczuje się o wiele lepiej. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Pon Sie 26, 2019 12:29 am | |
| O ile w żaden dosadny sposób nie dawał tego po sobie poznać, tak nieustające zainteresowanie i spojrzenie mężczyzny wprawiało go w rozdrażnienie. Miał niejasne pojęcie o tym, że wygląda niewyjściowo i sam wolałby nie podchodzić w tej chwili do lustra, ale nie mogło być przecież znowu tak źle. Prawda? O innego rodzaju ciekawości za strony rozmówcy nie pomyślał, bo oczywiście i o tym miał nikłe pojęcie. Chorobliwie blade usta rozciągnęły się w lakonicznym, równie prawdziwym co gospodarza, uśmiechu. Potrafił rozróżnić iluzję gdy miał ją przed oczami, skoro sam wprawnie się nią posługiwał. Niemal wprawnie. — Na tobie? — zapytał na tyle szybko by dostrzec, iż takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Upewnił się w przypuszczeniu odnośnie mało ludzkiej natury mężczyzny, na dodatek fakt braku obaw możliwych skutków zastosowania na nim zdolności jakimi Lian popisał się zeszłej nocy wskazywał, że stoi przed nim osoba z większym doświadczeniem i siłą. Pech jak widać go nie opuszczał. Wybitnie nie na rękę było mu wpadać z jednego problemu w drugi, a ponieważ nie znał dokładnych zamiarów Venceslausa uznał, że zanim coś powie najlepiej by było to przemyśleć. I wybadać teren. Z początku wyjawienie mu słabości swoich technik jawiło mu się jako największa głupota jakiej mógłby się dopuścić przez nieuwagę. Z drugiej strony - czy sam ich właśnie żywo nie prezentował? — Sam nie wiem... - zaczął powoli, zawieszając na moment głos. Widać było, że brunet waży słowa z ostrożnością i dopiero określa jak wiele powinien zdradzić. — Nie mogę korzystać z tej mocy zbyt długo, pogarsza mi się wzrok. Sam widziałeś, wczoraj. Jeżeli nie wycofam się w odpowiednim momencie, cóż. Prawdopodobnie stracę wzrok. Wzruszył ramionami, jakby wizja ociemnienia wcale go nie obeszła. Przeciwnie, świadomość choćby i nikłej szansy na utratę wzroku spędzała mu sen z powiek. Ale do tego przyznawać się nie zamierzał, jak i do tego, że podniesienie temperatury w pomieszczeniu o kilka stopni wcale nie sprawi, że przestanie mu być zimno. Lian preferował tropiki, jeżeli chodziło o klimat w domu. Uniósł głowę znad kolan na propozycję zjedzenia z mężczyzną kolacji. Lian mógł sobie uchodzić za bladolicego, chłodnego jak lodowiec i wyzbytego wszelkich potrzeb właściwych ludziom mordercę, ale jeść musiał. O czym właśnie przypomniał mu żołądek kurcząc się boleśnie i informując, że ostatni posiłek miał w ustach zeszłego poranka. — W porządku, pójdę. — Lian westchnął cicho i koniec końców, zsunął się na bok łóżka i niepewnie spojrzał na własne nogi. O dziwo stanął na nich chwilę później i odkrył, że świat przestał szaleńczo wirować mu przed oczami. Pozwolił sobie sięgnąć po coś, co z początku wyglądało mu na jakiś porzucony niedbale pled na fotelu, a co ostatecznie okazało się być jakąś koszulą mężczyzny. Najwidoczniej nie zdawał sobie z tego sprawy i zaraz chętnie się nią otulił. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Sie 27, 2019 12:21 am | |
| Całe szczęście, że mężczyzna nie pokazywał swojej niechęci względem upartego spojrzenia Venceslausa, ponieważ należał do tych gatunków osób, które nie zrozumiałyby, dlaczego patrzenie na kogoś może aż tak bardzo drażnić. Czasem bywał w dużo gorszym stanie niż był na chwilę obecną Lian, a nie robił problemu, gdy zobaczył go ktoś w stanie niewyjściowym. — Na mnie. Jeśli chcę dowiedzieć się, w jaki sposób ona działa, to najlepiej na własnym przeżyciu. Nie sądzisz? — spytał, z nutką cynizmu w głosie, co mogło wydać się nieco irytujące. Nie podchodził do tej sprawy poważnie. Zachowywał się tak, jakby rzeczywiście znalazł sobie nową zabawkę, którą w każdej chwili może wyrzucić, kiedy tylko znudzi się nią. Był ciekaw i zrobi wszystko, aby dowiedzieć się tego, w jaki sposób ona działa i czy będzie wstanie zapanować nad nią do tego stopnia, że Lian wpadnie w jawne przerażenie, że na świecie są osoby, które potrafią być silniejsze od niego. Nie spodziewał się jednak, że wydobycie tych informacji z niego będzie tak proste. Venceslaus był cwany i wiedział, kiedy ktoś próbuje go oszukać — w tym przypadku nie wyczuł, aby podobna sytuacja miała miejsce. Chłopak mówił szczerze o słabościach, z którymi przychodzi mi żyć. Z pewnością bywa to niezwykle upierdliwe. Ale czy nie ma żadnego sposób, aby ominąć ewentualne kruczki, aby tych słabości nie był? Venc na moment wpadł w lekki zamyślenie, ale swoim spostrzeżeniami nie zamierzał się dzielić. — Hm, rozumiem. Wczoraj zemdlałeś, więc sam do końca też nie powstrzymałeś tego wszystkiego. Straciłeś siły, którymi mógłbyś dociągnąć to do końca — odparł, ale nie dodał tego, że gdyby nie on i jego parasolka, to z Lianem mogło być różnie. Nie było takiej potrzeby, a za bohatera też nie chciał robić. Dodatkowo wzmianka o utraceniu spojrzenia nieszczególnie wywarła odpowiednie emocje na Venceslausie. Niejedna osoba z pewnością stwierdziłaby, że to koszmar nie widzieć. Z drugiej strony czy aby na pewno aż tak wielki? Dałoby się żyć i bez tego, choć z pewnością byłoby to początkowo problematyczne. Jednakże on nie był wstanie stwierdzić nic poza tym, co właśnie powiedział. Nawet jeśli miał jakąś teorię odnośnie tego, co widział zeszłej nocy, nie czuł się w obowiązku, aby informować o tym Liana. Nie był dla niego kimś ważnym. Był tylko kimś, komu na chwilę poświęca swoją cenną uwagę. Powinien to docenić. Poczekał aż mężczyzna wstanie z łóżka i jako pierwszy wyjdzie z pokoju. Nie przeszkadzało mu to, że wziął jego ubranie. Nawet delikatnie uśmiechnął się do siebie na ten uroczy widok. Poszedł tuż za nim, przyglądając się z zainteresowaniem jego sylwetce. Bez skrupułów pozwolił sobie zerknąć to tu to tam, oceniając ogólną aparycję jego gościa. Po raz kolejny uśmiechnął się lekko do siebie, po czym pozwolił sobie go nakierować w stronę kuchni. Na jej środku była wyspa, przy której swobodnie było można sobie usiąść. Gospodarz natomiast zataskał rękawy i zanim podkręcił temperaturę, zerknął do lodówki, chcąc zobaczyć, co w ogóle miał do zaoferowania na kolację. Kucharzem był marnym i nieszczególnie lubił to robić. Na co dzień jadał na mieście, zaspokajał swoją nieustanną rządzę lub zamawiał coś do domu. Teraz jednak chciał zrobić wyjątek, bo wiedział, że czekanie na dostawę z jedzeniem potrwa wieki. — Masz na coś ochotę? — spytał, wcale nie z grzeczności gospodarza, chociaż prawdą było, że wolał wybadać grunt. Każdy miał nieco inny smak i jeśli Venceslaus lubił krwiste, ciepłe mięso, to nie oznacza, że inni też będą gustować w tym smaku. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Sie 27, 2019 8:23 pm | |
| Nie skomentował tej wypowiedzi. Ani również następnej, zaledwie zacisnął blade usta w wąską linię. Nie był osobą, która łatwo przyznawała się do własnych słabości, a już na pewno nie lubił o nich słyszeć z ust kogoś innego. Chwilowo opuścił go wojowniczy nastrój, był na to zbyt zmęczony i nie sądził by wdawanie się w zbędne kłótnie z takiego powodu miały mu służyć. Wyprostuje to jak trochę odpocznie, coś zje i może nawet weźmie prysznic, o ile gospodarz nie będzie miał nic przeciwko.
Lian z początku oparł się ramieniem o krzesło przy kuchennej wyspie, wyłącznie obserwując jak Venceslaus zagląda do lodówki. Również do niej zajrzał, a widząc iż mężczyzna chyba nie jest biegły w sztuce przyrządzania posiłków, westchnął ciężko i sam podwinął rękawy. Tak, zdał sobie sprawę z tego, że na grzbiecie miał nie pled lecz grubą, wygodną koszulę. Nie swoją, ale już trudno. — Zrobię to szybciej. I zakładam, że nie jesteś jaroszem. Pierwszy raz odkąd ów Śpiąca Królewna się obudziła, uśmiechnął się. Krzywo, jednym kącikiem ust i to na mgnienie oka, ale jednak. Gotował codziennie, więc miał wprawę. Co prawda dysponował zgoła większym doświadczeniem w zakresie kuchni ojczystej, ale to i owo podłapał odkąd zagnieździł się w Nowym Jorku. Bez słowa wyciągnął z lodówki porządny kawał wołowiny, znalazł warzywa, a nawet i białe wino. Skoro nadużył już gościnności zajmując łóżko, to zawłaszczenie kuchni nie powinno stanowić problemu. Dobrał się do noży, z zadowoleniem stwierdzając, że są naostrzone. Wielu rzeczy nie znosił, a tępe, nieprzydatne do niczego ostrze znajdowało się w pierwszej dziesiątce jego listy. Z wprawą i szybkością niespotykaną jak na człowieka przystało - a już na pewno nie w takim stanie - zaczął kroić szalotkę, cukinię i paprykę. Rytmiczny odgłos siekania traktował jak swego rodzaju mantrę, która go uspokajała. Niejednokrotnie odwracał wzrok od deski, nie przejmując się tym, iż nóż wciąż znajdował się w ruchu. Nie musiał patrzeć, poza tym jego ostrość widzenia nadal pozostawiała wiele do życzenia. Koniec końców warzywa i mięso wylądowały w patelni, a po dodaniu wina i odparowaniu wytworzył się gęsty sos. Teraz, gdy nie było potrzeby już niczego kroić Lian krążył nad kuchenką co raz dosypując różne przyprawy, żałując tylko, że nigdzie nie znalazł chilli. — Potraktuj to jako formę przeprosin za niedogodności związane z moim pobytem. Wolisz łagodniej czy na ostro? — zapytał nie odrywając wzroku znad pojawiających się na tafli sosu bąbelków. Odczekał jeszcze chwilę mamrocząc coś niewyraźnie do samego siebie, po czym zgasił ogień i powiódł spojrzeniem do nienakrytego stołu, a potem jego wzrok osiadł ciężko na mężczyźnie. — Nie wiem gdzie trzymasz naczynia. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Sie 27, 2019 9:33 pm | |
| Venceslaus bardzo często potrafił przewidzieć poszczególne ruchy ludzi — od setek lat starał się badać ich naturę oraz czytać mowę ich ciała. Jednakże nieważne jak bardzo przejrzał na wylot ten specyficzny gatunek, niektóre jednostki wciąż wprawiały go w jawne zaskoczenie. W tym momencie do takich osób zaliczał się Lian — sądząc po początkowym oporze, nie spodziewał się tego, że będzie na tyle skłonny, by wręczyć go w gotowaniu. Mógł się zgodzić ze stwierdzeniem, że był mu to winien, choć równie dobrze Venceslaus wcale nie musiał go do siebie przynosić. Równie dobrze mógł zadzwonić po pomoc medyczną i czekać aż pogotowie zjawi się na miejsce niezwykłego zdarzenia, tylko po to, aby zaopiekowali się nim oraz zwłokami, które wokół niego leżały. Uśmiechnął się do niego całkiem szczerze, po dżentelmeńsku na krótko przytakując głową i odsunął się od lodówki, jak i również blatu, przy którym stał, aby zrobić więcej miejsca gościowi, który z mniejszą bądź większą chęcią podjął się tak niewdzięcznego zadania. Z pewnością będzie to przeuroczy widok, widząc go gotującego w lubianej przez niego koszuli. — A jak sądzisz? Nie trzeba było wiele więcej słów, by mężczyzna zrozumiał, że jaroszem to na pewno nie był. Na to stwierdzenie pozwolił sobie nawet na nieco szerszy uśmiech, przywołując wspomnienia z zeszłej nocy. I bynajmniej nie miał na myśli tu niezwykłych zdolności Liana, przez które znalazł się w jego domu. Tą słodką tajemnicę wolał pozostawić sobie, a tymczasem chciał skupić się na sprawnym tempie przygotowania posiłku przez jego gościa. Szybko zrozumiał, że chłopak zdecydowanie miał wprawę w tym zawodzie. Całe szczęście, że mimo wszystko gospodarz lubił mieć dobrze naostrzone noże, nawet jeśli nieszczególnie używał je w sferze gotowania. Tak samo jak lubił posiadać bogate przyprawy, po które chętnie sięgał jego tymczasowy towarzysz. W międzyczasie pozwolił sobie wstawić wodę na herbatę bądź jakąś dobrą kawę. Swoje spojrzenie z mężczyzny spuścił tylko na ten ułamek sekundy, ponieważ po tej czynności z chęcią wrócił do obserwowania każdego możliwego ruchu wykonanego przez Liana. W sposób, w jaki się poruszał, idealne tempo oraz zachowana przy tym gracja... To wszystko niezaprzeczalnie miał swój bogaty urok. — W porządku. To uczciwy układ — oznajmił z całkiem łagodnym wyrazem twarzy, a na kolejne zdanie mężczyzny uśmiechnął się do siebie nieznacznie, pozwalając sobie zmniejszyć ten niewinny dystans, który między nimi. Czy tego chciał czy nie, odgarnął pasmo włosów, które beztrosko leżało na jego ramieniu, a pochylając się nad jego uchem, zaczął muskać jego skórę swoim ciepłym oddechem — Zawsze wolę na ostro, Lian — po tych niewinnych i niesamowicie miękkich słowach, odsunął się od niego, ponownie zwiększając między nimi dystans, zupełnie nic nie robiąc sobie z dwuznaczności, którą zastosował w swoim zdaniu. Zdecydowanie ciekawość nad reakcją mężczyzny zwyciężyła w tym momencie, przy okazji chcąc troszeczkę podroczyć się z nim. Dlatego liczył, że nie będzie na tyle sztywny, aby jego słowa wziął na poważnie. — Wolisz płytkie czy głębokie? — kolejna gra słów, której dał mały upust miały wybadać grunt nowo poznanego osobnika. Tak naprawdę chciał wiedzieć, na ile mógł sobie przy nim pozwolić i z jakiej gliny był ulepiony Lian. Wyglądał na takiego, co lubił podobne zagrywki, ale czy miał całkowitą rację? Po otrzymanej odpowiedzi, wyciągnął odpowiednie naczynia, a także sztućce do nich. Rozłożył je na blacie od wyspy, bo tylko w tym konkretnym miejscu mogli razem spożywać posiłek. Był jeszcze wybór kanapy, która znajdowała się w salonie, który zaś był połączony z małą, ale dobrze umieszczoną kuchnią. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Sie 27, 2019 9:58 pm | |
| No tak. Obecność mięsa w lodówce była dość jednoznacznym strzałem, bo wątpił, by wegetarianin trzymał w lodówce kawałek soczystej wołowiny. On także nie wystrzegał się mięsa, więc z obiadem nie było większego problemu. I pewnie cały ten wieczór mógłby dopiąć jako relatywnie udany, gdyby nie fakt, iż mężczyzna z sobie tylko znanego powodu postanowił skrócić dystans. Na moment zamarł w bezruchu, gdy poczuł palce smagające miękko jego ramię, patrząc tylko jak pasmo jego włosów na chwilę zatrzymuje się w dłoni Venceslausa. Potem dołączył ciepły oddech i wyjątkowo dwuznaczne stwierdzenie, mające usatysfakcjonować jego proste pytanie. Nie wiadomo kiedy i jak, ale nóż którym przed chwilą kroił warzywa znalazł się w ręku bruneta, by chwilę później zakołysać się na desce gdy go w nią wbił. — Głębokie, inaczej się nie zmieści. Powiało chłodem. Lian nie bez powodu miał w pracy łatkę Królowej Lodu z syndromem niezdobytej fortecy. Ton jakim mu odparował należał do spokojnych, ale nieznacznie zadrżał mu głos. Nie wiadomo czy to z powodu odczucia zagrożenia, czy po prostu stracił rezon. Faktem było, że nie czuł się pewnie gdy rozmowa schodziła na te tematy, ponieważ na tym polu nie posiadał żadnego doświadczenia. Co nie przeszkadzało mu w cedzeniu przez zęby jadowitych uwag i... równie dwuznacznych odzywek, jak się okazało. Gry słowne były jego słabością. Podał szybko obiad, by jedzenie nie ostygło zanadto i z odruchu rozejrzał się za pałeczkami. W swoim mieszkaniu zazwyczaj używał stalowych, lubił nimi gotować i jeść posiłki, ale teraz pozostał mu wyłącznie widelec. No trudno, nie będzie grymasił. Zajął miejsce na przeciwko gospodarza i z kamienną twarzą rzucił mu coś krótko po chińsku, po czym parsknął krótkim, bezgłośnym śmiechem. — Smacznego. Przysunął sobie bliżej talerz, wyprostował się i zasadniczo nie byłoby nic nadzwyczajnego w sposobie w jaki spożywał swój obiad, gdyby nie to, że ani razu się nie odezwał ani nawet nie podniósł wzroku. Była w tym jakaś asceza, harmonia i z boku wyglądało to zupełnie tak, jakby Lian traktował jedzenie bardzo intymnie. Nie potrafił wziąć niczego do ust, gdy ktoś gapił mu się na ręce, a zwyczaje stołowe wyniósł jeszcze z ojczystych stron. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Sie 27, 2019 10:34 pm | |
| Oho. Dość szybko zweryfikował, jakim typem człowieka był Lian, kiedy metaliczne ostrze z charakterystycznym dźwiękiem odbiło się od deski, na której mężczyzna kroił warzywa. To ten rodzaj ludzi, którzy byli bardzo charakterni i w żadnym wypadku nie pozwalali sobie na większe spoufalanie. Byli urokliwi na wierzchu, ale wewnątrz bardzo zepsuci. Zakładał więc, że niewieloma znajomymi otaczał się jego gość, co było na rękę gospodarzowi domu. Szczery uśmiech, którym poczęstował na początku Liana, bardzo szybko zamienił się na ten bezczelny. Podobał mu się moment, w którym mężczyzna zastygł, kompletnie nie wiedząc, dlaczego Venceslaus pozwolił sobie na tak wiele. Ale hej! Nie był przypadkiem u siebie? Co prawda uratował mu życie, ale też nie podziewał mu, czy miał w tym dobre, a może złe intencje. To zabawne jak większość potrafi się rozluźnić, tylko dlatego, ponieważ poczuli się bardziej komfortowo i pewnie. To był spory błąd, który mógł go kosztować. Na kolejną grę słów jedynie nieznacznie się uśmiechnął, ale nic poza tym nie zamierzał mówić. Do momentu, w którym wspólnie usiedli do posiłku. Pech chciał, że tym razem Venceslaus rzeczywiście nie miał chociaż tych jednorazowych pałeczek. A może były gdzieś schowane, ale za bezczelność mówienia językiem, który wydźwięk bardzo dobrze znał, nieszczególnie należał się ten profit? Nawet jeśli jedzenie wyglądało dosyć smacznie. — Też mogę zacząć mówić językiem, którego nie będziesz rozumiał — odparł, a tym razem on zmienił barwę głosu na tą bardziej zdecydowaną i zimną w wydźwięku, Prawda była taka, że chcąc nie chcąc umiał języki, które należały do tych najstarszych. Pech chciał, że język chiński także nim był, jednak tego Venceslaus nie musiał zdradzać mężczyźnie. Lubił patrzeć w jaki sposób pławił się odzywkami, które według niego gospodarz w ogóle nie rozumiał. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Wto Sie 27, 2019 10:48 pm | |
| Nie rozumiał ludzi. Nie chodziło o znajomość języków, bo znał ich również kilka. Nie rozumiał ich zachowania, a Venceslaus ze swoimi zmiennymi nastrojami w ogóle stanowił dla niego enigmę. Najpierw sam wepchnął go do swojego łóżka, potem na niego nawarczał, by zaprosić go do zjedzenia wspólnej kolacji. Tylko po to, by z niewiadomych powodów nagle nawiązać z nim kontakt fizyczny. — Robisz to przez cały czas — odparł, niechętnie odrywając się od posiłku. Zjadł połowę, jakby wiedziony jakimś nawykiem. Nawet jeżeli coś akurat mu smakowało, zawsze coś zostawiał i po prostu nie dojadał. O ile w ogóle dał zmusić się do przełknięcia czegokolwiek. Odłożył sztućce i otulił się szczelniej koszulą, rad, iż mężczyzna nie uczynił na ten temat żadnej złośliwej wzmianki. — Na dodatek byłoby mi o wiele łatwiej skupić się na prowadzeniu z tobą jakichkolwiek rozmów, gdybyś przestał gapić się na mój tyłek. Owszem, zauważyłem. Jedną z cech Liana była bezpośredniość. Widocznie kolacja dodała mu sił i sprawiła, że zdecydował się ruszyć poza zwyczajową małomówność. Spojrzenia Venceslausa nie pozostały niezauważonymi; zdawał sobie z nich sprawę i zaczął nabierać podejrzeń. Jeżeli jego gospodarz liczył, iż w ramach wdzięczności Lian nagle zapała afektem i wskoczy mu do łóżka - po raz drugi - to się bardzo pomylił. Ułożył przed sobą szczupłe, równie blade jak cały on, dłonie, po czym odkaszlnął rzeczowo i zmrużył oczy. Patrzył z cierpliwością kata jak ten kończy posiłek i dopóki nie odłożył widelca, nie odezwał się ani słowem. Jego oczy mówiły jednak, iż oczekuje odpowiedzi. Tu, teraz. Natychmiast. Być może jego oschłość i trudna do opanowania natura miały swoje źródła w jego braku kontaktu z ludźmi. Nigdy nie nawiązał z nikim żadnych zdrowych relacji, nikt nigdy się do niego nie zbliżył, a on po prostu się do tego przyzwyczaił. — Więc? Jak mam rozumieć mogę teraz wziąć prysznic, podziękować ci za gościnę i wrócić do domu? — zapytał, nie spuszczając z niego wzroku. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Fine China Blues Sro Sie 28, 2019 5:18 pm | |
| Testowanie go nie było złym posunięciem z jego strony. W ten sposób wiele informacji mógł uzyskać o jego osobowości, nawet jeśli nieszczególnie chciał o sobie mówić cokolwiek. Venceslaus też należał do tego procentu osób, które nie rozumiały poszczególnych zachowań. Nie rozumiał też i Liana, dlatego dążył do tego, aby chociaż odrobinę poznać jego pospolitą naturę. Łagodny uśmiech zagościł na wyschniętych wargach, tym samym sposobem chcąc powiedzieć Lianowi, że absolutnie nie rozumiał, o czym on mówił. Prawdą jest, że jego gość za bardzo kusił. Kusił wygłodniały charakter mężczyzny, któremu wiecznie wszystkiego było za mało. Zawsze był głodny na cierpienie innych. Lubił na nie patrzeć i obserwować, w jaki sposób osoba druga będzie błagać, tylko po to, aby zaprzestał swoich haniebnych czynów. Teraz, siedząc w tej koszuli, mając na wyciągnięcie ręki całkiem smakowity kąsek, ciężko było powstrzymać się od czegokolwiek. Nawet od zdań, które były wypełnione delikatną dwuznacznością. A to i tak delikatny początek tego, co mogło ewentualnie nadejść. — Skoro zauważyłeś od jakiegoś czasu, to widocznie nie bardzo Ci to przeszkadzało — odparł, posyłając mu pełen bezczelności uśmiech. Nie zamierzał w tej sytuacji się wycofać. Zwrócona uwaga nijak podziałała na mężczyznę, śmiało można stwierdzić, że spłynęła po nim jak woda po kaczce — Poza tym, powinieneś traktować to jako komplement. Niewielu jest na świecie osób, którzy są wstanie wpaść mi w oko — bezpośredniość tych słów była tak samo bezczelna, co jego towarzysza, który już dawno skończył jeść swój posiłek. Venceslaus nigdy nie śpieszył się przy jedzeniu, dlatego nic dziwnego, że swoją potrawę skończył trochę później niż Lian. Również nie przeszkadzała panująca cisza podczas spożywania go. Odłożył miski na bok. Później włoży je do zmywarki, a póki co spokojne spojrzenie chłodny oczu utkwiło się w ciemnych oczach chińczyka. — Nie do końca. Oczywiście, możesz wziąć prysznic, ale nie wypuszczę Cię, do póki nie pokażesz mi tego, co potrafisz — w tym całym oschłym zdaniu nie musiał zaznaczać, że te umiejętności miał zastosować właśnie na nim. Nie lubił powtarzać się dwa razy i miał nadzieję, że mężczyzna zrozumie to bez dodatkowych słów. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Fine China Blues Sro Sie 28, 2019 5:35 pm | |
| Na słowo "komplement" prychnął cicho, jak rozdrażniony kot. Poniekąd nim był, z całą swoją nietykalskością, chłodem i zmiennymi jak pogoda humorami. Nie miał pojęcia o cielesności, a spajanie jej z drugą osobą nigdy go nie interesowało. Oczywiście odczuwał czasami taką potrzebę, naturze zaprzeczyć nie mógł, ale nigdy nie zdecydował się na nawiązanie bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. — Nigdy nie byłem czyjś, teraz również nie mam zamiaru tego zmieniać — odparł wreszcie, zaciskając mocniej długie palce na blacie kuchennej wyspy. Jeżeli Venceslaus miał jakieś złudzenia, to Lian właśnie je rozwiał. Nie był ani łatwy, ani chętny. — Będziesz musiał w takim razie zaczekać co najmniej dwa dni. Nie jestem teraz w stanie, a nie zamierzam stracić wzroku przez twój kaprys. Dziękuję za wspólny posiłek. Wstał od stołu, po czym choć chwiejnie, to z dumnie uniesioną głową przeszedł obok mężczyzny i skierował się tam, gdzie jak sądził, mogła być łazienka. Musiał ochłonąć, a prysznic zazwyczaj pomagał mu odsiać chaotyczne myśli od tych użytecznych. Nie podobał mu się ten ton; nie cierpiący sprzeciwu, pewny siebie i balansujący na granicy ostrzeżenia. Nie będzie z nim łatwo. Jest silniejszy. Muszę spróbować inaczej.
Nie miał niczego, w co mógłby się przebrać. Spędził co najmniej pół godziny pod gorącym prysznicem, który pozwolił mu na chwilę zapomnieć o tym w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Boleśnie przypomniało mu o tym odbicie w zaparowanym lustrze, gdy zorientował się iż żadnym magicznym sposobem nie trafił do własnej łazienki. Niewiele widział, ale kształty i kolory nie były znajome, a i na odnalezienie obcego szlafroka i suszarki zajęło mu dłuższą chwilę. Stojąc bezmyślnie w strumieniu gorącego powietrza starał się poskładać niespokojne myśli, nawet jeśli co chwilę rozpraszała je woda spływająca z pojedynczych wilgotnych pasm. Ich czerń rozlała się na kontrastująco białej skórze, noszącej ślady w postaci otarć i siniaków po wczorajszej walce. Nie pamiętał już kiedy ostatnim razem było z nim na tyle źle, by stracić panowanie nad sytuacją. Nad sobą. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Fine China Blues | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |