Kowboj

First topic message reminder :



Kowboj - X pochodzi z małego miasteczka, w którym wszyscy się znają. Swoją odmienną orientację ukrywał bardzo skrzętnie. Zgodził się na występ nago dla gejowskiego magazynu z sąsiedniego stanu przekonany, że dystans zapewni mu anonimowość. Niestety tak się nie stało. Magazyn trafił w ręce kolegów ze szkoły. X zauważył jak na lekcji przeglądał go Y, chłopak w którym się zawsze podkochiwał. Gdy zobaczył jego zdezorientowane spojrzenie uciekł. Uciekł z miasteczka, stanu. Uciekł żeby nie robić problemów rodzinie. Zamieszkał w dużym mieście i z pozującego do zdjęć stał się dziennikarzem. Duże miasto dało mu wolność w byciu sobą. Nikt nie oceniał go przez pryzmat upodobań seksualnych. Pewnego dnia poproszony zostaje o zrobienie reportażu w dziedzinie związanej z jego młodzieńczymi latami. Podczas niego spotyka Y, który wcale nie chce pozwolić by znów mu uciekł.

X - uciekinier - Amantis
Y - kowboj - Smok

- No nie wiedzieć czemu czuje, że powinienem nazwać was szowinistycznymi świniami. - powiedział w reakcji na ich śmiech.
Przestał się dąsać dopiero, gdy zobaczył minę Chrisa. 
- Co się stało? - spytał, bo mimo że nie widzieli się tyle lat to ciągle potrafił dostrzec kiedy jest mu źle.
- Twojej mamie się nie polepsza? - rzucił a zaraz potem zmarszczył brwi i opuścił głowę.
Po co się tym interesuje, przecież to nie jego sprawa.
- piwo się skończyło, podjechać do sklepu? - spytał jak zwykle taktowny Joe.

Na pytanie Alistaira nie chciał odpowiadać. Joemu jednak odpowiedział
- Pojedź do sklepu na końcu miejscowości. Nie zedrze z ciebie.
Dopiero kiedy Joe zniknął i wzrok Silvera wciąż go przyszpilał w końcu wydusił z siebie.
-Umiera już od paru lat. Każdego dnia jest gorzej. Niestety wychodzi na to, że niedługo nie będzie już mogła pozostać w domu. Opiekunka zostawiła w jej pokoju papiery do specjalistycznego ośrodka.
Odparł idąc do kuchni żeby przygotować dla swoich gości kolację.

- Każdy z nas umiera i to codziennie, Chris. Nie znasz dnia ani godziny, dlatego trzeba się cieszyć z tego co się ma. Przykro mi z powodu mamy, ale... Wiesz, że tam na pewno będzie miała lepsza opiekę niż tutaj? - powiedział wzdychając ciężko. - Twoje rodzeństwo zostawiło cię tu samego z ciężko chora mama, całym gospodarstwem na głowie i jeszcze pewnie im kasę wysyłeś. A, no widzisz. Jednak jeszcze trochę cię znam. Zrobiłeś naprawdę dużo, nie mozesz sobie nic zarzucić. Ośrodek to nie jest nic złego, nie czyni z ciebie wyrodnego syna.

Słowa chłopaka tak jakby nie były mówione do niego. Chris od małego miał wpajaną odpowiedzialność za rodzinę i rodziców. Oczywistym dla niego było, że trzeba się nimi zajmować do ostatnich dni. Nikt więc nie mógł zrozumieć tego czym dla niego było oddanie matki do ośrodka.
- Zmieńmy temat. - Powiedział zwyczajnie uciekając chociaż na chwilę od problemu. - Nie jesteś tutaj przecież po to żeby zajmować się moimi rodzinnymi dylematami a pokazać nowoczesnego kowboja. Co chcielibyście nagrać jutro?
Zapytał podrzucając podsmażoną cebulę na patelni.

- Jak chcesz. - powiedział przewracając oczami. - Tylko na moje to ty chyba taki całkiem nowoczesny nie jesteś. - powiedział sięgając po scenariusz, który zawsze nosił przy sobie i przeglądając go w skupieniu.
- Mógłbyś pokazać jak ujeżdzasz dzikie konie. Najlepiej jakby to było przy zachodzie słońca, no i jeszcze wiedziałem, że masz ule. Może opowiesz o nich przy okazji pogadanki o twoich zbiorach? Wiesz, że jesteś samowystarczalny i w sumie do sklepu jeździsz tylko po piwo. - powiedział pukając się ołówkiem w usta.
- Na koniec fajnie byłoby żebyś pokazał się w konkursie rodeo. To by była wisienka na torcie. Może nawet będą z tego dwa odcinki?

- Też uważam się za raczej staroświeckiego, ale to ci wszyscy dziennikarze twierdzą inaczej.
Puścił mu oczko.
- Ty koniecznie chcesz zobaczyć jak ja coś ujeżdżam... - Rzucił mu znów szczerząc się. Starał się rozładować atmosferę i odciągnąć swoje myślenie od matki.
- Z tymi koniami się przesunie. Dopiero za trzy dni przywiozą mi dwa nieujeżdżone ogiery. Wykorzystajmy to na ogród, sad i ule skoro tak bardzo tego chcesz. Chociaż nimi akurat zajmuje się stary Spike.
Postawił przed chłopakiem kolację i usiadł ze swoim talerzem.
- Nie jestem taki w 100 % samowystarczalny. Nie umiem piec chleba ani robić przetworów.
Odparł z uśmiechem.

- Ujeżdzanie to chyba część pracy kowboja, no nie? - rzucił nie dając się tym razem sprowokować. Bynajmniej nie tak łatwo jak ostatnio.
- Szczegóły. Jak coś ma się dobrze sprzedać, trzeba trochę podkoloryzować. - powiedział zakreślając coś w dokumentach. - Wystarczy, że powiesz, że w sumie można powiedzieć, że nasz tu wszystko czego Ci potrzeba.
Zerknął na talerz wypełniony jedzeniem a potem na Chrisa. 
- Nie czekamy na Joego? W ogóle to niedobrze, że się przedłuża. Od tego codziennego picia piwska Joe się rozpije i wychoduje wielki brzuch. A. I szef nie będzie zbyt szczęśliwy.
Postanowił że tematy czysto zawodowe będą bezpieczne i nie doprowadza do.. Kolejnych gorących scen.

- Posłałem go do sklepu w którym dyżur popołudniu pełni Katrin. Kojarzysz tą cycatą, która jeszcze w szkole zaliczyła każdego chłopaka z drużyny? Prawdę powiedziawszy nie wiem czy Joe w ogóle dzisiaj wróci.
Powiedział z szerokim uśmiechem. Legenda cycatej Katrin rozniosła się po okolicznych miasteczkach i teraz kobieta cierpiała na niedobór nowych penisów w okolicy. Nie udało jej się zaliczyć tylko tych chłopaków którzy nie byli zainteresowani przygodnym seksem a takich było niewielu...
- Czekaj, masz tu...
Wyciągnął rękę i ściągnął mu palcem kawałek liścia z ziół z policzka. Oczywiście w odruchu wsadził do własnych ust palec i zjadł go. Dopiero po spojrzeniu Alistara domyślił się jak to mogło wyglądać. Do końca posiłku już się pilnował. Joe przyjechał ale tylko po to żeby im podrzucić piwo. Zmył się na "poznawanie okolicy".
-Idę pod prysznic. Nie zaśnij znów w fotelu.
Ostrzegł go po posiłku. Tym razem to on zniknął pod strumieniami zimnej wody.

- Nie wiem czy wysłanie go do niej było przysługą czy raczej powinien być zaniepokojony ilością partnerów jakich miała. - odpowiedział unosząc brew do góry.
Prychnął na komentarz o zasypianiu, no co za brak tatku.
-Nie jestem zmęczony. - burknął. - Pójdę się przejść.-dodał, bo uświadomił sobie, że został z nim sam (nie licząc jego matki) w domu i mogłoby zrobić się niezręcznie. 
Zazwyczaj nie miał problemów z określeniem tego czy podoba mu się flirt czy nie, ale w przypadku Chrisa wszystko się komplikowało. 
Miał do niego słabość, uważał że jest nieprzyzwoicie przystojny, ale też.. To był Chris. Kumplem ze szkolnych lat. Część wspomnień, o których wolał nie pamiętać. 
Przechodząc koło stajni wszedł do niej, bo jak leżał tu związany przez lasso, zauważył że srogi ustawione są tak, że.. Można było z nich skakać.
Lata tego nie robił, więc korzystając z tego, że nikt go nie widział.. Wspiął się i skoczył z jednego z wyższych snopków siana. 
Zaśmiał się sam z siebie. Już zapomniał jakie to było fajne.

Chris gdy wyszedł z pod prysznica i nigdzie nie zastał Alistara zmartwił się lekko. Stwierdził jednak, że nic mu się nie powinno stać na terenie farmy. Poszedł do swojego biura. Na monitoringu zobaczył go w stajni i uśmiechnął się. Wszystko grało. Zaczął wypełniać papiery dla matki, a po nich związane z farmą. Tego dnia udało mu się minąć z oboma panami chociaż wchodząc do góry sprawdził czy jego goście są już w łóżkach... i naprawdę żałował, że nie mógł wskoczyć do tego Alistara. Chłopak zasługiwał na małą karę za to, że z nim pogrywał. Widząc jego niewinne wręcz reakcje zaczynał wierzyć, że w środku wciąż jest jego Ali. Miał jednak przez to tylko większy szacunek widząc jak silnie pracuje żeby się wybić. Rano zostawił im śniadanie bo sam już był na polu. Spotkali się więc dopiero kiedy panowie się ogarnęli i dołączyli do niego. Razem z trzema innymi pracownikami zaganiał bydło. Podczas gdy kolejni naprawiali ogrodzenie. Działo się to nagminnie. Zwierzyna podchodziła i niszczyła ogrodzenie a oni je łatali.

Joe od rana był w jeszcze lepszym humorze niż zwykle i próbował opowiadać zniesmaczonemu blondynowi szczegóły ostatniej nocy. 
- Powiedz jeszcze słowo a przysięgam, zarobisz w nos. - powiedział w końcu nie wytrzymując.
- Kto by pomyślał, że ciota może komuś przywalić. - Usłyszał od tego samego mężczyzny, co ostatnio. Zagrzytał zębami i spojrzał w kierunku lysiejącego gostka pod sześćdziesiątkę.
- Świat jest pełen niespodzianek. Nawet najmniej groźnie wyglądające zwierzęta potrafią być tymi najbardziej niebezpiecznymi.- uciał temat nie chcąc dać się sprowokować. 
- Ali, szef dzwoni. - mruknął Joe ciągnąć go lekko za koszule. - Musiał już przejrzeć materiały jakie mu wysłałem. 
- IDE. - wycedził przez zęby i odebrał komórkę od Joego. - Hey, szefie. Strasznie słaby tutaj zasięg. To cud, że szef się dodzwonił...

Po kilkunastu minutach Alistar wrócił z nieprzeniknioną mina. 
- I co? 
-Jest zadowolony... 
- Ale? 
- Chce więcej ujęć że mną i kowbojem. Podoba mu się chemia między nami. - mruknął niechętnie, bo jemu się to wcale nie podobało. 
- Nie mów mu. - dodał patrząc na Chrisa.

Joe tylko kiwnął głową. Jemu samemu podobało się to co nagrywał. Wysłał szefowi też ten materiał, którego nie było w scenariuszu. Widząc ich zaczął przesuwać stado krów w ich stronę.
- Jeden z ludzi zapił. Muszę go zastąpić. Nie będę więc miał dla was czasu. Alistair mówił, że chcecie trochę z ogrodów. Powinna tam być Pam. Sąsiadka przychodzi czasami pomagać. Wszystko wam opowie. Albo idźcie do techników.
Musieli niestety liczyć się z tym, że nie spędzi z nimi całych dwóch tygodni mając na głowie farmę. Nie chciał jednak zatrzymywać ich pracy. Pilnowanie krów było żmudną robotą. One się pasły a ty musiałeś pilnować żeby nic się do nich nie przedostało albo żeby żadna nie postanowiła znów sforsować ogrodzenia bo trawa za nim bardziej zielona.
Gdy w końcu ogrodzenie zostało załatane zabrał pracowników w inne miejsce. Rzeczy do naprawienia zawsze było pod dostatkiem. Dopiero gdy już mieli robotę na resztę dnia i był pewien, że nie jest potrzebny gdzieś indziej zaczął szukać mężczyzn.
Pojawił się konno i dwa inne miał osiodłane.
- Zabiorę was w pewno miejsce. Niestety Joe możesz wziąć tylko jedną małą kamerę bo koń nie uniesie całego twojego sprzętu, a nie będę brał kolejnego tylko żeby go załadować.

Blondyn zerknął na Joego a później na Chrisa.
- To ty w ogóle potrafisz jeździć konno? - spytał blondyn unosząc brew do góry.
Przecież jego kamerzysta to był mieszczuch pełna gębą.
- No.. Co w tym takiego trudnego? - burknął mężczyzna nie chcąc wyjść na ciamajdę przed Chrisem.
- Mm... Chris, gdzie chcesz jechać? To daleko? Ten świeżo upieczony kowboj dojedzie z całymi jajkami? - skierował pytanie w stronę Pana domu.

- Em... czeka nas co najmniej godzina w siodle Joe... Jeśli twoje jeżdżenie przy mnie ostatnio to była pierwsza przygoda to lepiej zostań. Niestety pieszo zajęło by za dużo czasu, a samochodem nie dojedziemy. Nie chcę słyszeć o twojej obolałej dupie do końca pobytu. Jutro wymyślę coś krótszego. Jak się wprawisz to wyruszymy tam znów.
Zaproponował. Gwizdnął i znikąd podbiegł do nich jeden z pracowników. Wyglądał jakby dopiero skończył szkołę i tak było. Był zafascynowany Chrisem a teraz też Joem i Alistairem ze względu na ich sprzęt i "dziennikarstwo"
- Henry, Pouczysz Joego jazdy konnej? My ruszamy na samotnik. Będziemy wieczorem. Zajmij się moim gościem.
- Jasne szefie.
Piegowata buzia odwróciła się do filmowca. Zupełnie odciął go rozmową więc Chris tylko machnął na Alego i spiął konia do kłusa.

- Wezmę drona. Co? Myślisz, że moim jedynym atutem w telewizji jest ładna buzia? Muszę być wielozadaniowy. - powiedział Ali na widok miny Chrisa.
Wskoczył na konia czując się przez chwilę odrobinę niekomforfowo. Długo już nie jeździł na koniu. Jak się okazało, tego się nie zapomniało i już po chwili koń Alistara przegonił siwka Pana włości.
- Powiesz gdzie jedziemy? - spytał odwracając głowę w jego stronę i patrząc na niego dłuższą chwilę spod rzęs. W świetle powoli szykującego się do snu słońca, jego blond włosy zdawały się lśnić jakby były zaczarowane.

Chris nie brał swojego ulubionego konia. Wziął spokojną ciamajdę by nadać tempo wycieczce znośne dla mieszczuchów.
- Samotnik to bardzo urodziwe miejsce. Zobaczysz.
Nie zdradził nic. Po pół godzinie w słońcu wjechali pomiędzy drzewa. Teraz już Chris musiał prowadzić. Konie szły powoli skubiąc po drodze liście z krzaków. Zaczął wspominki jak to jako dzieciaki łazili po lesie. Dojechali do strumienia, w którym jako dzieci się kąpali. Skręcił wzdłuż niego. Zaczęli iść w górę. Droga była wąska. Konie stawały stabilnie po korzeniach i kamieniach ale zdecydowanie nie dojechali by tutaj samochodem, motorem krosowym mogłoby być ciężko.
-Może się zatrzymamy? Nie jeździłeś długo. Na pewno czujesz wszystkie mięśnie.
Chris wybrał miejsce gdzie zejście do strumienia było łagodne i zwierzęta mogły się napić wody, tak jak oni.
- Nie brakuje ci tego? Świerzego powietrza. Ruchu. Bliskości natury?- Zapytał wyciągając długie nogi przed siebie. Położył się na trawie i przykrył twarz częściowo kapeluszem. Tylko usta były widoczne.

- Nie martw się, mam silne cialo. kilka razy w tygodniu ćwiczę jogę. - powiedział, ale jednak zszedł z konia, bo faktycznie dosyć mocno czuł mięsnie nóg.
- Jak mam ochotę poobcować z naturą idę do central parku, albo jadę do rezerwatu przyrody. - odpowiedział wyciągając się i przeciągając.
- I dzięki temu nie muszę użerać się z zacofanymi, irytującymi kretynami.
Zamilkł na chwilę i nad czym się zastanawiał.
- Dobra, może trochę muszę. Ale nie tak bardzo jak tutaj. No i mogę być kim chcę. Spełniać się zawodowo i pić latte na migdałowy mleku. Nie wiesz co to życie jak nie spróbujesz takiej kawy. - świergotał nieświadomy tego, że porzucił oficjalny ton.

- Mentalność małego miasteczka jest taka, że wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Ale... to już wiesz. Nie wiesz jednak, że ta społeczność też dorasta. Stary cap pozostanie starym capem. Ale chociażby ten chłopak, Henry, Słucha muzyki którą produkują geje, zna twoją orientację i nie przeszkadza mu to zupełnie jarać się twoją pracą i tobą jako dziennikarzem z dużego miasta. Stary Cap pozostanie starym Capem. Ale stare capy umierają Al, jest ich coraz mniej. A młodzi którzy tutaj zostają w weekendy jadą do miasta się wyszaleć albo odwrotnie przyjeżdżają tutaj z miasta odpocząć. Jeśli mam być z tobą totalnie szczery to nie znam z naszej starej klasy osoby, która powiedziała by o tobie coś złego. Może w żartach jak Roy. Na tych zdjęciach byłeś na tyle gorący, że paru kolesi nawet się zastanawiało czy dałbyś się namówić na coś i czy mieli by szansę.
Specjalnie wybrał liczbę mnogą, żeby nie odkryć się z tym, że był jednym z tych facetów. On do tej pory czasami zastanawiał się czy miał szansę. Kiedyś... pewnie marzenie o rodzinie by go powstrzymało przed poważnym związkiem z facetem, ale teraz? Wiedział, że dzieci mieć nie będzie. Spoglądał z pod kapelusza na Alistara. Pragnął go. Nie miał jednak 15 lat. Pokazał mu, że go pragnie. Teraz jego zdaniem ruch był Silvera. Nie chciał żeby wyszło, że go napastuje czy coś.

- Pleciesz głupoty. Każdy z Was widział mnie wcześniej nago pod prysznicem. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nagle kumple zaczęli trzepać sobie do moich zdjęć?
Nie jestem odskocznią dla heteryków, którzy chcą sprawdzić jak to byłoby z facetem. Nie potrzebuje problemów z gościami, którzy myślą że wystarczy wjechać komuś w tyłek i spuścić sobie pary. Wbrew temu co myśli większość społeczeństwa, geja nie jest wszystko jedno z kim idą do łóżka. - powiedział zakładając ręce na piersi.
- Nie przespałbym się z kimś niedoświadczonym. Seks powinien być przyjemny dla obu stron a nie tylko dla jednej. - Prychnął. Już dwa razy zdarzyło mu się, że jego kochanek był nim zafascynowany i chciał lecieć na dwa fronty. Z żoną i z nim.

- Myślę, że zwyczajnie nikt nie wpadł na to, że z facetami też można... dlatego nie patrzyli na ciebie w ten sposób. Ja nie patrzyłem. - Teraz wyznanie było bardziej osobiste. W końcu Ayase wiedział, że go pragnie. -Dopiero kiedy odkryłem twoje preferencje zacząłem się zastanawiać. Jak na razie skończyło się na gejowskim porno, gazetkach, nigdy nie uprawiałem seksu z facetem. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że nie lecę na facetów. Wy tam wszyscy w dużym mieście macie nazwy na różne dewiacje. A ja po prostu mówię, że chodzi o człowieka. Staram się wlać to do łba moim ludziom. Ciężko jest jednak naprostować kogoś kto nie musi wychodzić ze swojej strefy komfortu. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę ale twoja obecność...oni zwyczajnie się boją, że wjedziesz im w tyłek. Boją się o swoją "męskość". Mnie to bawi ale... - Wzruszył ramionami. Nie mógł tego inaczej wyjaśnić. - Dlatego powiedziałem wtedy w stołówce co powiedziałem. Wychodzi jednak na to, że chociaż w jednym przypadku się myliłem co?
Kowboj przetoczył się na bok. Jeszcze kawałek i wylądował by nad Alistarem ale nie chciał mu odcinać drogi ucieczki. Wciąż uważał, że to do dziennikarza powinien należeć decydujący ruch.
- Wiem, że czujesz do mnie pożądanie. Widzę to w twoich oczach za każdym razem gdy widzisz mnie bez koszulki... i nie tylko. Nie mydl mi oczu bilszitem teraz. Bądź szczery.
Ostatnie słowo wyszeptał przy jego ustach i pocałował go. Pocałunek poprzednim razem powiedział mu więcej niż właściciel tych koszących ust.
- Lubię cię Alistarze Silver. Niektóre twoje wielkomiejskie nawyki mnie wkurzają ale to nie zmienia faktu, że wciąż jesteś tym samym chłopakiem, przynajmniej w głębi. Nie wiem jak z tobą postępować. Nigdy nie uwodziłem faceta.
Odparł z uśmiechem i się odsunął.
- Wsiadajmy na konie. Czeka nas jeszcze kawałek drogi.

- Ja? Wjechać im w tyłek? - parsknął, bo wbrew temu co oni sądzili to Ali nie był tym, który cokolwiek wsadzał.
To on był tym, który się wypinał.
Stracił oddech, gdy mężczyzna znalazł się tak blisko niego. Patrzał prosto w te niebieskie oczy wyraźnie zauroczony ich blaskiem.
Dotknął ust zaskoczony tym pocałunekiem i wyznaniem. Chris był szczery i czuł to w tym pocałunku. Sapnął mu lekko w usta chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Sprobój. Nie gwarantuje sukcesu, ale kto wie do czego jesteś zdolny. - zamruczał w końcu odnośnie podrywania faceta. Wskoczył na konia i ruszył za Chrisem.
Nie był pewien czy to dobry pomysł dopuszczać do siebie tego mężczyznę. On był taki dobry i wrażliwi, nie chciał go zranić. Jego związki były do tej pory z zupełnie innymi typami facetów.

Chris zaśmiał się w duchu z samego siebie. Właśnie dostał pozwolenie na uwodzenie... to był jakiś paradoks. Jednocześnie dobrze. Miał pewność, że nie jest niechciany. Był wręcz przekonany, że Alistair pragnie go równie mocno. Ruszył przodem wąską ścieżką. Zrobiło się bardziej stromo. Zaczęli oddalać się od głównego biegu strumienia. Słychać było szum wody. Zmierzali w kierunku wodospadu. Chris poprowadził go najpierw u jego dołu. Nad rozlewiskiem unosiła się delikatna tęcza od słońca i spadającej wody.
-Idziemy tam. - Wskazał na górę wodospadu. W miejscu gdzie znajdował się kiedyś mały domek dla traperów stało teraz coś zupełnie innego. Drewniany domek otrzymał wielkie okna. W środku znajdowało się mnóstwo nowoczesnych urządzeń. Taras domku wychodził nad przepaść wodospadu. Miało się wręcz wrażenie, że woda przepływa pod podłogą. Przy domu był mały padok w którym zostawili konie i Chris wprowadził go do domu. Mimo ścian i nowoczesnego wyposażenia przez wielki okna miało się wrażenie, że jest się wciąż w lesie. Chris otworzył okno na taras i do środka wpadło powietrze z strumienia. Widać było stąd całą dolinę, nawet kawałek farmy ale też kolejny wodospad, mniejszy będący powyżej.
- Kupiłem to pięć lat temu i przerobiłem. Materiały spuściliśmy rzeką. Tam idzie droga rezerwatu. Od niej można dojechać pod ten drugi wodospad. Część przyleciała helikopterem. Dużo zrobiłem sam... No i konie.
Cały remont Chris wykonał sam. Kochał nowości techniczne więc położenie instalacji elektrycznej. Turbina wodna i akumulatory dawały mu tyle prądu ile potrzebował. Nie zamierzali tutaj zostać długo więc jej nie uruchamiał w tej chwili. Jeśli Alistair chciał nowoczesnego kowboja to właśnie miał okazję zobaczyć jak mieszkałby gdyby nie matka i farma.

- Joe posika się ze szczęścia. - wykrztusił oszołomiony blondyn rozglądając się zszokowany po pomieszczeniu, to było coś nieprawdopodnego.
- Czesto tu przychodzisz? - spytał podchodząc blisko okna by spojrzeć na płynącą wodę. Była tak krystalicznie czysta i.. Na pewno przyjemnie chłodna. Miał ochotę pozbyć się butów i złożyć nogi. Miał wrażenie jakby znalazł się w jakiejś bajce.
- Co cię skłoniło do odnowienia tego domku? Kurczę.. Można byłby tu wygodnie mieszkać. To świetnie miejsce do wynajęcia dla mieszczuchów. Ukryłbym się tu na tydzień i całymi dniami słuchał szumu wody. Wieczorem to świetne miejsce na obserwowanie gwiazd. Chyba już mówiłem, że to świetne miejsce?
Zmarszczył brwi uświadamiając sobie, że się powtarza.
- Szef padnie jak zobaczy nagranie z tego miejsca. - szepnął podekscytowany.

Uśmiechnął się. Czuł dumę. Dumę z efektu jaki osiągnął i radość z tego, że Alistair nie mógł się nasycić widokiem.
-Jak tylko mam wolne. Mimo, że to ja zostałem, opiekuję się matką i farmą to należy ona do mnie i rodzeństwa. Nie wyobrażam sobie odbierać im prawa do dziedzictwa. Szczególnie, że dzieciaki kochają przyjeżdżać na wakacje. To miejsce... to miejsce jest moje. Tylko moje.
Śmiał się widząc jego zachwyt.
- Nie wynajmuję! Ostrzegam! - Dodał z rozbawieniem.
Pomógł mu odpalić drona i schował się w domu. Nie chciał być na nagraniu i zakłócać widoków. Las,wodospad, strumień, nowoczesna i ekologiczna chatka w centrum tego. Domek mógł pomieścić nawet i 20 osób ale przystosowany był do maks 4. Chris nie zamierzał tutaj robić imprez ani wynajmować. Miało to być miejsce dla niego. Jego oaza spokoju.

Alistar wrócił do domku mając wypieki na policzkach. Był zachwycony efektem jaki osiągnął Chris i był pewien, że szef oszaleje z zachwytu.
Miał nadzieję, że przestanie naciskać na uchwycenie "chemii" pomiędzy nimi.
- Do uchwycenia środka potrzebuje innej kamery. Zostawię to Joemu, bo się zapłaczę, chłopak, jak nie będzie mógł tego sfilmować. - powiedział odgarniając włosy za ucho.
- Czyli co? Farma nie jest zapisana na ciebie? - spytał wracając do ich rozmowy.