Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

- Gdybyś chciał się mnie pozbyć od ponad miesiąca w nocy moja broń leży na komodzie. Ani razu nawet nie próbowałeś się do niej dobrać. Nie. Nie boję się, że do mnie strzelisz. Weź ten w pudełku na dole. Jest nienaładowany. Ten u góry ma pełen magazynek. W każdym sejfie wszystko ułożone jest podobnie. Naładowana broń zawsze jest na wierzchu. Jeśli ktoś zmusi cię do otwarcia sejfu możesz szybko po nią sięgnąć i strzelić. - Wyjaśnił cel takiego, a nie innego ułożenia broni.

Gdy w końcu chłopak podszedł pokazał mu jak się ładuje i rozładowuje broń oraz jak ją odbezpieczyć i zabezpieczyć. Później rozłożył pistolet na części. Pokazywał każdą z osobna.
- Jeśli uszkodzisz albo wyjmiesz ten element broń wystrzeli w ręku. Oznacza to, że zrani osobę która ją trzyma. Jeśli masz wątpliwości co do tego czy broń jest bezpieczna dla ciebie. Nie strzelasz z niej. Oddajesz wrogowi a on zabija się sam.
Wyjaśnił. Później kazał mu strzelać na sucho. Zrobił z tego oczywiście dość erotyczną zabawę. Ułożył się z nim tak jakby mieli zaraz zacząć uprawiać seks. Położył broń na stoliku. Chłopak miał ją złapać i strzelić w kierunku drzwi.
- No dalej kociaku, a jak ktoś zacznie strzelać do twojego męża w trakcie? - Podjudzał go napierając kroczem na zamknięty w spodniach tyłek Kimma.

Kim jęknął zaskoczony  czując, że na niego napiera i opadł lekko do przodu.
- To mąż poradzi sobie nim zdążę zorientować się, że ktoś otworzył drzwi. - odpowiedział próbując go odepchnąć.
- Ivan, no. Nie wyglupiaj się. Zabierz mnie na strzelnice. - mruknął zerkając w kierunku pistoletu.
- Ah, no Ivan! - krzyknął tym razem głośniej i przeturlał się tak, że opadł na niego.
- Jesteś okropny. - burknął patrząc na niego z pod byka.

- W moim życiu nie ma sytuacji jak strzelnica. Cel się rusza. Cel chce cię zabić.
Sam chwycił za broń i zanim Kimmy zdążył się dobrze przyjrzeć nacisnął spust już 6 razy.
- skoro jednak chcesz to chodź. Wiem, gdzie zrobimy sobie strzelnicę.
Ivan był zmuszony do szybkiego zrośnięcia się z bronią. Kimmy miał na to dużo czasu. Ubrał się i wyszli na zewnątrz. Ivan oddzielił kawałek sadu zwykłą czerwoną taśmą żeby nikt im nie wszedł w tor i ustawił baloty z sianem a na nich klasyczne tarcze. Były w 3 odległościach.
- Ponieważ najpierw musisz zacząć celować będziesz strzelał tym. To pustak. Policja zazwyczaj pierwszy nabój wkłada właśnie taki. Żeby pierwszy strzał nie zabijał. Ty dostaniesz cały magazynek.
Podał mu pusty magazynek i pociski.
- Układaj.

- Jak na razie to każdy cel chce mnie zgwałcić. - burknął pod nosem na takie brutalne sprowadzenie go na ziemię.
Ivan jak zwykle był mistrzem subtelności i delikatności. 
Wyciągnął broń przed siebie i ułożył rękę tak jak pokazał mu Ivan. Wtedy przypomniało mu się, że wczoraj strzelił do brata i szybko odłożył gnata czując jak wali mu serce. 
- Ja chyba jednak nie chce strzelać. - powiedział blady jak ściana i wycofał się do tyłu.
Wpadl plecami na Lobosa, który pojawił się zanim niewiadomo kiedy. 
Podniósł na niego nieco spanikowane spojrzenie.

Włożył w jego ręce brutalnie broń.
- Zamknij oczy.
Wycelował za niego i zaczął mu przypominać jak wyglądali jego wczorajsi napastnicy. Nie opisywał sceny a ludzi. Palec Kimma sam się ugiął naciskając spust.
- Nie myśl o bracie. Myśl o tych którzy chcą cię skrzywdzić. Dla nich musisz być bezwzględny. Jak chcesz postawię tam rudego.
Przypomniał mu, że do jego ludzi też już celował z broni.

Słysząc komentarz o Rudym otworzył oczy i mimo woli uśmiechnął się lekko. 
- Nie chce być bezwzględny, ale nie chce też żeby ktoś mnie skrzywdził. - powiedział biorąc głęboki oddech. I w tym momencie, czując za sobą twarde, męskie ciało męża i jego przyjemnie uspokajający zapach zrobił coś, czego jeszcze wcześniej nie zrobił.
Odwrócił się w stronę męża i kierując lufę w niebo, objął go za szyję i mocno pocałował. 
Z pasją i uczuciem. Sam. Z własnej woli. Mimo, że jeszcze kilkanaście minut temu krzyczał , że ma się do niego nie dobierać.

Ivan mruknął z satysfakcją zaskoczony takim przejawem czułości.
- Czyżby parę strzałów podniosło ci nie tylko adrenalinę?
Zapytał obejmując go w odpowiedzi i sam zaczynając drugi pocałunek. W nim przeszkodził jednak Ryba.
- Szefie... Potrzebuję pomocy przy montażu. - powiedział nieśmiało. Ivan westchnął ciężko.
- Poprobuj sam. Przyjdę sprawdzić postępy.
Mówiąc gładził jego policzek. Odchodząc nie mógł odmówić sobie dania mu klapsa.

- Gdybyś się nie odzywał byłbyś znacznie bardziej atrakcyjny. Spróbuj może zostać mnichem i złóż śluby milczeeee... ała... Nia. Dupek. - burknął w odpowiedzi na trzaśnięcie go w pośladki.
Romatyk za funta. Prychnął i słuchając rad Ivana zaczął ćwiczyć strzelanie. 
Szło mu.. Cóż.. Powiedzmy, że Aaron miał dużo szczęścia, że przez przypadek nie dostał w głowę. 
Ze strzelby jakoś łatwiej było mu wycelować. 

Sam został przyjęty do grupy nie dlatego, że był przyjacielem Kima, a dlatego że traktowano go jak wnuka S.J'a. Szukał Kimma więc widząc Ivana postawowił podejść i zapytać gdzie jest. 
- Chłopcy są coraz bardziej wzburzeni. Mówią, że zmiękłeś, Lobos. Dzwonił Taylor... Sam nie da rady.
Sam uniósł brew do góry. Chyba nie powinien być przy tej rozmowie.

Mężczyźnie mocowali się z częścią do browaru. Kocioł do warzenia był ciężki i samemu naprawdę ciężko było spasować poszczególne części.
- Wyruszę rano. Niech odstrzeli parę niewiernych dup. Jak im pokażę to będą srać ze strachu.
- Szefie... myślę, że powinieneś tam być jeszcze dzisiaj wieczorem. - Powiedział mężczyzna dokręcając podczas gdy część leżała na barkach Lobosa. Czuł, że gangster nie chce odjeżdżać. Nie mógł jednak pozwolić żeby stracił kontrolę. Jego własne życie też od tego zależało.

- Nie powinieneś tego słyszeć. - Upewnił chłopaka w jego myślach S.J. - Sam... Kimm nie może o tym wiedzieć. Jasne? WSZYSCY mają myśleć, że znudził się i dlatego wyjeżdża. On też. Od tego może zależeć nasze życie.
Wiedział, że jego cioteczny wnuk wcale nie chciał podsłuchiwać tej rozmowy, a raczej szukał przyjaciela. Zaprowadził go więc na strzelnicę i odszedł.

Godzinę później Ivan pakował swoją torbę na motor.

Uśmiechnięty Kimmy wracał ze strzelnicy, bo Sam jak się okazuje, też trochę się uczył i razem nauka szła dużo łatwiej.
Nie było tak niezręcznie jak z Ivanem.
- Ivan. Miałeś przyjść.. - zaczął widząc swojego męża, ale zamilkł kiedy zobaczył co ten robi. - jedziesz gdzieś? - spytał zaskoczony podchodząc trochę bliżej.
Idący za nim Sam miał nieciekawa minę, odwrócił wzrok i udawał, że nie wie o co chodzi. Kimmy będzie potrzebował jego wsparcia, więc nie odchodził za daleko.

Skończył mocować torbę. Miał nadzieję, że uda mu się odjechać bez spotkania z chłopakiem. Zaklął pod nosem gdy ten się pojawił. Musiał go zostawić. Był przekonany, że w Blackvilige będzie bezpieczniejszy niż z nim, w środku zbuntowanych gangsterów. Chciał wyjechać bez słowa. Chłopak był naiwny. Później chłopaki by mu powiedzieli co trzeba. Westchnął i podszedł do niego.
- Dałeś mi wszystko co mogłeś mi dać skarbie. Nudzę się tym grzecznym seksem. Ssać też nie potrafisz. Czas w drogę. Poszukać nowych wrażeń. Nie martw się. Chłopcy zostaną pomóc w interesie.
Kiwnął głową na pracującego Szpilę, Kevina i Rybę. S.J zmył się wcześniej do siebie zaś Baron, jak zawsze zajmował się swoimi nowymi pacjentami. Nie dotykał go. Nie chciał żeby go nienawidził. Chciał jednak żeby był przekonany, że nie wróci.
- Wrócę jak znów zapragnę tych bzdur o czułości i domku z białym płotkiem.
Specjalnie się zatrzymał żeby chłopak mógł go uderzyć.

Zamiast tego Kim wyglądał jakby dostał od niego w twarz. Nie wiedział co powiedzieć, bo zwyczajnie słowa mężczyzny go zszokowały. 
- żartujesz? - spytał po pierwszej części wypowiedzi Ivana, gdy ten jednak dalej kontynuował swoje, wielkie, słone łzy zalśniły w tych ślicznych oczach. 
Ktoś pierwszy raz złamał mu serduszko. 
Opuścił wzrok i zagryzając mocno wargę ruszył w stronę domu. Nie chciał się tu rozbeczeć na widoku wszystkich. 
Chyba nie takiej reakcji spodziewał się Lobos, ani jego chłopcy. Sam Kim nie wiedział czemu aż tak zareagował. Czemu na niego nie nakrzyczał? Czemu go nie zwyzywał. 
Zatrzasnął drzwi i wbiegł po schodach do góry. 
I tyle go widziano.

Ivan dopiero teraz zauważył Sama. Kiwnął mu głową i pokazał dom.
- Jeśli coś się będzie działo. Dzwoń.
Normalnie chłopak chciałby mu przywalić. Jeśli rudzielec milczał znaczyło, że coś wie. Wsiadł na motor i odjechał.

Przemieszczał się z miasta do miasta. Zabijał. Okaleczał. Stawiał za przykład. Uszczuplił swój gang co najmniej o 10 % w ciągu tygodnia. Wrócił do palenia chociaż często łapał się na myśleniu, że Kimm tego nie lubi i wywalał ledwo odpaloną fajkę zanim zdążył pomyśleć o tym, że chłopaka przecież nie ma obok i wcale na niego nie czeka.

Siedział w barze. Pod stołem dziwka dawała z siebie wszystko liżąc go. On pił whisky i rozmawiał z przywódcami poszczególnych grup należących do jego gangu. W części tych grup doszło do szybkiego przetasowania gdy zastrzelił prowodyrów buntu. W innych nie musiał podejmować tak drastycznych kroków. Ogólnie sprowadzało się to do tego, że paru wiernych mu chłopaków dostało poważne fuchy i tylko oni mieli prawo raportować do niego i tylko z nimi zamierzał bezpośrednio się kontaktować. Chciał wrócić do chłopaka. Przez niego zaczął naprawdę myśleć, że może mieć coś co ociera się o normalność.
- Szefie? Zaatakowali naszych w bunkrach. Grupa z południa. - Ivan zmarszczył brwi i spojrzał na jednego z facetów któremu odstrzelił ucho... dla przykładu.
- Mieli tam zaatakować żeby zmylić trop.
- Do czego. - Zapytał Ivan warkotliwym tonem. Zrzucił dziwkę. Wykopał ją wręcz z pod stołu na co nawet nie pisnęła tylko wytarła usta i odeszła.
- Blackvilige. Wszyscy wiedzą, że to świeży teren. Ledwo zabrany Swanowi.
- Uznali to za słabe ogniwo.
Odpowiedziało mu kiwnięcie głową. Po tym kiwnięciu głowa opadła na stół a z otworu po kuli na środku czoła sączyła się krew. Wytarł broń i wymienił się na tą którą posiadał szef po prawej.
- Chcę twój motor. - Powiedział do jednego z chłopaków. Wymienili się kluczykami.
- Szefie... tam może być cała armia. - Spojrzał tylko na niego jak na idiotę. On już walczył z armią i przeżył.
- Nitro włączaj tylko... - uprzedził go ten który oddawał swój motor. Miejsce Ivana przy stole zajął Tylor. Lobosa już nie było. Nawet nie prosił o wsparcie. Oni za to go nie oferowali.

Kim pozbierał się dopiero na drugi dzień. A przynajmniej starał się zachować takie pozory.
Okazało się, że to, że Ivan pojechał nie znaczy, że jest wolny. Dalej musiał tkwić na farmie i czekać na swojego mężusia.
Mimo, że w złości ściągnął obraczke to tatuaż na palcu nie dawał mu zapomnieć o tym, że nie jest już "panienką".
Kilka razy poklócił się z Baronem i S.J'em, ale w końcu odpuścił myśli o ucieczkach i... Po raz kolejny próbował odnaleźć się w nowej rzeczywistości. 
A to nie było proste. Przyzwyczajone do ciągłych pieszczot ciało zaczęło dawać o sobie znać tydzień po wyjeździe mężczyzny. I to był kolejny problem, z którym musiał sobie jakoś poradzić. 
- Kim do domu! - krzyknął Szpila idąc szybkim krokiem w jego stronę na co nastolatek Drgnął przestraszony.
- Niby czemu miałbym..
Tym razem to Kimmy krzyknął, gdy Szpila padł przed nim.. Martwy. Ktoś go.. Zastrzelił.
- Więc tu cię ukryli słodki Kimmy. - Usłyszał nie znany mu męski głos. Nastolatek nie miał pojęcia co się dzieje.

Parę metrów wcześniej leżały zwłoki Ryby, który sam zdążył jedynie oddać strzał. Chciał dać czas Szpili żeby schował chłopaka. Było ich jednak za dużo. Podczas gdy Ivan gnał ile fabryka dała jeden z pijanych gości baru pochwalił się głośno gdy Sam go obsługiwał.
- Dałem cynka temu z tego drugiego gangu, że Lobos opuścił norkę. Ale się ucieszył.

Baron i S.J. zostali powiadomieni przez Tylora jednak żaden z nich nie był już w wieku żeby robić za coś więcej niż wsparcie. Kevin zaś nigdy w życiu broni nie trzymał. Mimo to panowie wraz z wsparciem pojawili się na farmie. Ludzie z gangu południowego zabarykadowali się w domu. Kevin wiedział, że do domu jest jeszcze wejście ze stodoły przez piwnicę bo Ivan kazał je zrobić z racji swoich wojennych przyzwyczajeń. Obstawili więc wszystkie wejścia. Odciągnęli truchło Szpili i Ryby i modlili się żeby chłopak jeszcze żył.

Chłopak żył i zyskał nowego mężulka. 
Idrys vel Szakal, był byłym przyjacielem Ivana. Byłym, bo on tak jak Ivan chciał rządzić i nie lubił słuchać się rozkazów. 
- No, no, no. Ale się urządził. Nieźle. Fajna chałupa, urocza żonka i miejsce pracy koło domu. Rewelacja, kurwa. No rewelacja.
Kim nie mógł odpowiedzieć bo w tej chwili dwóch osiłków wciskało mu do ust narkotyki. Miał być po nich grzeczny i potulnym jak baranek. 
- Ał, kurwa. Co za dziwka! Ugryzł mnie, kurwa. Mam cie tez ugryźć, szmato?!
- Zostaw go. Kimmiś jest mój. Nie martw się Kimmy, ja będę lepszym mężem. Nie zostawię cię samego. - wymruczał mężczyzna patrząc w pełne łez oczy nastolatka.
Zabili na jego oczach dwóch ludzi, przejęli jego dom... I znowu traktowali go jak maskotkę do ściskania.
Blond włosy gość miał racę, Ivan go zostawił. Powiedział, że mu się znudził.. Chwilę po tym jak calowali się w ogrodzie. Serce chłopaka ścisnęło się z żalu i ten opuścił wzrok. 
- Oooo patrzcie, maluch ma złamane serce. Zaraz cię pocieszę, skarbie. - zaśmiał mu się w twarz Idrys. Chwycił go za włosy i zmusił żeby na niego spojrzał. Z satysfakcja obserwował jak nastolatkowi przyspiesza oddech i mętnieje spojrzenie.
- Słodki. - zamruczał przyglądając się Kimowi z błyskiem w oku. - Teraz mam nie tylko dziecko Swana, ale jeszcze i żonę Lobosa. Lepiej być nie mogło.

Jeśli Kimmy jeszcze pamiętał jak zaczął się nalot bandy Lobosa to miał porównanie. Ivan nikogo nie zabił na wejściu... i wiele innych rzeczy.

Lobos w tym czasie zapierdalał na motorze bo jazdą tego nazwać nie można było. Słyszał telefon ale nie był w stanie na niego spojrzeć. Miał za to ciarki na plecach a to nic dobrego nie wróżyło. Gdy jechał w stronę farmy widział ślady walki. Zwolnił więc i podjechał tak by nie zostać zauważonym z domu. Gdy zobaczył S.J i resztę kiwnął im tylko głową. Spojrzał na telefon. Przewertował telefony i wiadomości i zamarł widząc jedną z nich.
- Będzie prosił o śmierć.
Mężczyznom udało się go przekonać żeby nie wchodził od frontu a wykorzystał swoje własne przejście z stodoły.

Na zdjęciach nagi, naćpany Kim był brany od tyłu przez Odrysa. Napis na tyłku był przekreślony markerem i zamieniony na Szakal.
Po godzinie zabaw z chłopakiem, ten był cały w siniakach i spermie. Narkotyki przedstawiały działać, więc nastolatek zaczął uciekać a to.. Nie spodobało się blondynowi. 
Swan po ciosie w brzuch dosłownie skulił się w kulkę. Nie miał siły żeby walczyć, bo w sumie to.. Po co?
Już tyle razy Ivan pokazał mu, że nie ma szans na wygraną.. Że jest śłaby. 
- Przytul się do mnie i ładnie uśmiechnij, wyślemy zdjęcie Lonosowi.
Kiedy nie zareagował, wkurwiony przyciągnął go do siebie za włosy i zamknął w brutalnym uścisku.
Kimmy jęknął cicho i opuścił głowę nie chcąc pokazać swojej buzi do zdjęcia.

Nikt nie wiedział ilu ludzi jest w środku. Obstawiali że 7 po tym jak podłączyli się do monitoringu okazało się, że 12. Ivan już jednak tego nie słyszał tylko korytarzem przechodził do piwnicy. 2 Załatwił na wejściu. Część ludzi zwyczajnie obserwowała monitoring nie mogąc uwierzyć jak przemieszcza się po domu. Widać było jak kolejne osoby lecą. Dopiero później wpadli na to, że mogą zaatakować od przodu i dać mu tym samym więcej czasu.

Hałas ataku od strony wejścia do domu przeprowadzony przez S.Ja przerwał zabawę Szakalowi.
- Co jest kurwa - Warknął.
W tym momencie kulka przeleciała obok głowy mężczyzny zabijając jednego z tych robiących zdjęcia. Druga zaraz po niej. Tym razem Ivan oberwał w ramię ale nawet nie pisnął. Nie upuścił broni. Wyglądał jak wtedy na froncie kiedy każdy trup przybliżał go do ratunku i przeżycia.

Kim zamknął oczy słysząc strzały. Jeśli mieli go zabić, to wolał tego nie widzieć. Wolał też nie widzieć kolejnych trupów.
- Lobos. - warknął Idrys ściskając mocno Kima, aż tego stracił oddech. - Nie radzę, bo skręce mu kark.
Nastolatek posłużył za żywa tarcze, gnoj schował się za drobnym ciałem jak ostatni tchórz.
Słysząc nazwisko męża otworzył ślepia i spojrzał w kierunku Ivana. 
Wyglądał na wściekłego, nie był pewien czy widział go wcześniej w takim stanie. Nawet jak mu uciekł przed ślubem nie był taki wkurwiony. 
Opuścił wzrok, bał się że na niego też jest zły.

- Zamknij oczy.
Powiedział do Kimma. Ivan w tej chwili był na wojnie. Nie był wściekły. Był martwy. Jego spojrzenie było martwe. Nic więc dziwnego, że pomimo tarczy z Kimma wymierzył z pistoletu. Pierwszy strzał padł w trzymającą kark chłopaka rękę. Kula przeszła przez Szakala i zatrzymała się w obojczyku Kimma. Facet jednak zluźnił uścisk a gdy Kimmy lekko opadł padły dwa kolejne. Zdążył przełożyć magazynek i władował cały w jedną z rąk mężczyzny. Prawie odpadła. Mężczyzna strzelił do niego ale Ivan był szybki i gdy tylko próbował to zrobić po raz drugi miał lufę w jego jajach i tam opróżnił drugi magazynek.
Nie miał już naboi więc ręcznie wydłubał mu oczy. Mężczyzna darł się próbując odsunąć od siebie gangstera jednak już nic nie mogło mu pomóc. Ivan odebrał mu jego własną broń i wsadził w brzuch oddając kolejne strzały. Podłoga była mokra od krwi a z Szakala zaczęły wylewać się flaki. Ivan dostał postrzał w udo i dwa w ramię. Sam zabił za to 8 ludzi. Pozostałych 4 załatwił S.J z wieśniakami.
- Nie otwieraj oczu.
Powiedział po czym wziął chłopaka na ręce i wyniósł z domu. Trupy leżały wszędzie. Wyniósł go i położył do samochodu. Baron wręcz wyrósł koło nich.
- Oczyść go. - Rzucił do Barona. - Nagranie. - Rzucił do Kevina i oddalił się.
Warknął i ponownie wszedł do domu. Kimmiego Baron zabrał ze sobą do swojej prowizorycznej przychodni. Chłopak mógł tylko zobaczyć jak dom wybucha. Ivan postanowił zniszczyć dom. Wszystko co miało złe i dobre wspomnienia.

Kim dalej był pod działaniem narkotyków, dzięki temu postrzał nie był dla niego aż tak bolesny. 
Nie czuł też tego jak obolałe jest jego cialo po zabawach Szakala. 
Kolejna sprawa była taka, że Kimmy przestał się odzywać. Na zadane pytania kiwał tylko głową na tak albo na nie. Nie nawiązywał też kontaktu wzrokowego a z jego ślicznych oczu zniknął waleczny błysk. 
Nawet Sama ignorował na co Baron zaczął się poważnie martwić stanem zdrowia psychicznego chłopaka.

Ivan sprzątał syf i niszczył dosłownie wszystko co było związane z zajściem. Ignorował telefony od Barona. Przyjmował jedynie raporty o stanie zdrowia chłopaka. Po miesiącu w miejscu starego budynku zaczęła powstawać forteca. Dopiero wtedy w drzwiach pokoju chłopaka pojawił się Ivan. Obwiniał się o wszystko co stało się chłopakowi i chociaż bardzo chciał być z nim to czuł wstręt do samego siebie, że pozwolił aby coś takiego go spotkało. Gdy więc ruszyła budowa nowego domu na farmie w końcu zebrał się na odwagę i przyszedł do niego.
- Gdyby wiedzieli, że cię kocham... nawet nie chcę myśleć co by ci zrobili. Przepraszam... musiałem.
Powiedział podchodząc do niego. Od Barona wiedział, że chłopak nie odezwał się od miesiąca. Wziął swoją broń. Odbezpieczył ją i włożył w rękę chłopaka po czym przyłożył w miejsce, w którym strzał na pewno by go zabił.
- Zabiłem ich wszystkich. Wszystkich którzy cię skrzywdzili i mieli z tym coś wspólnego. Zostałem tylko ja... - docisnął jego rękę z bronią do swojej piersi. - Jeśli naciśniesz na spust zniknę ja i to wszystko. Jeśli nie będziesz musiał znosić moją mordę do końca swoich dni bo cię nie opuszczę. Słyszysz? Będę cię ze sobą ciągał po całym kraju jeśli będę musiał ale już nigdy nie zostawię cię samego.

Myślał, że to Sam. Niestety do niego też się nie odzywał. Sam powiedział mu przed wyjazdem, że wszystko co mówił Ivan wcześniej było kłamstwem. Wkurzył się wtedy i po raz pierwszy od tygodnii w jego oczach pojawiła się jakaś emocja. Jak mogli go tak o kłamać?
Miał prawo znać prawdę. 
Czuł też złość na Ivana. Ze tak długo do niego nie przychodził mimo, że był blisko.
Spojrzał na niego spod rzęs, gdy powiedział mu, że go kocha. 
- Niby od kiedy? - spytał zachrypniętym, długo nie używanym głosem.

- Od kiedy co? Od kiedy zabijam? Od 15 roku życia. Od kiedy cię kocham? Chyba od początku. Od momentu jak osłoniłeś brata... Moja matka w podobny sposób osłoniła kiedyś mnie przed moim ojcem. Od tego momentu... tak sądzę. Inaczej nie potrafię wyjaśnić tego bajzlu do którego dopuściłem.
Puścił jego dłoń oparł głowę o ramię chłopaka. Klęknął przy nim i zwyczajnie jego głowa zjechała na kolana chłopaka. Czuł się bezbronny. Po raz pierwszy od wielu lat.