Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

- Miałem nadzieję, że do malinowej kąpieli nie wejdziesz. - burknął ewidentnie nie zadowolony z jego obecności. Jęknął cicho zapierając się o jego silne ramiona.
- Może jeszcze się do ciebie przytulić? - sarknął szybko zaprzestając walki. Był za slaby i zbyt obolał.
Sapnął cicho i w końcu się o niego oparł, bo nie miał siły trzymać głowy prosto.
- Truskawkowy mam szampon. - dodał. - mówiłem już, że nie kryje się ze swoja orientacją.
Umierał. Jak nic.

- To dobrze. Chociaż w takim miejscu musi ci być ciężko.- Przełożył jego nogi tak by ulżyć obolałej dupie Kima. Oczywiście musiał go przez to rozkraczyć. - Mi tam nie robi. Cycki co prawda fajne bo można pomiętosić ale to na tyle z plusów. Malina.... Truskawka... I pewnie gdzieś w szafie różowe rurki co? Trzymaj się mnie słodziaku dla własnego dobra.
Zaczął brać pianę na ręce i rozmazywać ją na ciele chłopaka. Co prawda powiedział, że puki się nie znudzi albo nie kopnie w kalendarz jest jego... Dla niektórych w jego gangu nie znaczyłoby to nic. W końcu puknęli by go po razie i oddali "nienaruszonego"... prawie. Sięgnął do jego tyłka i dotknął zwieracza.
- Hmmm trochę napuchnięty. No nic. Załatwimy to inaczej. Na razie się mocz.

- Ciężko żeby kogoś sobie znaleźć. - przyznał mu rację. - nie mam różowych rurek. Ale modnie się ubieram..  w przeciwieństwie do was..
Odwrocił wzrok i zacisnął dłonie w pięści czując jego dłonie w okolicy swojego tyłka.
- na razie? Jeśli nie chcesz być obrzygany, radzę ci mnie zostawić. - powiedział na samą myśl o kolejnym razie w tym stanie blednąc. Czy on się kiedyś zaspokoi?!
Przymknąl oczy, ale bolała go głowa.
- jesteś jakiś chory z tym alkoholem, chciałeś mnie zabić? - syknał niespodziewanie. - Nikt normalny tyle nie pije.

- Twój tyłek dzisiaj się nie nadaje do niczego Skarbie bo jesteś napuchnięty. Jakbym teraz w ciebie wszedł to mógłbym cię uszkodzić na stałe. Mówiłem o czymś innym. Pokażę ci potem. Spodoba ci się.
Przesunął ręce na jego sutki i zaczął się nimi bawić.
- Nie poświęciłem im wczoraj zbytnio uwagi. Trzeba nadrobić. A alkohol... My tyle pijemy normalnie. To nie zabija. Miało cię rozluźnić. Zadziałało... częściowo. I chociaż nie chcesz tego słuchać to byłeś cholernie namiętny ostatnim razem.

- Nie byłem. Uhhh.. przestań! - zdenerwował się zatrzymując jego dłonie w miejscu.
- Daj mi spokój. Czuję się paskudnie, chce zobaczyć brata. - jęknął spoglądając na mężczyznę sarnimi oczami.
- Jak długo masz zamiar mnie tak męczyć? Dlaczego Aaron może odjeść a ja nie? - spytał nieco dziecinnie, bo uważał, że to wyjątkowo niesprawiedliwe.
- Przecież już zabrałeś mi co chciałeś. - dodał uchylając lekko usta, bo ciężko mu się oddychało. - Pozwól mi odejść. - dodał robiąc smutną minkę.

- Bo tak. Mój ojciec kochał waszą matkę. Swan go wygnał i ją zabrał. Jestem o tyle bardzie wspaniałomyślny że pozwolę mu zostać jeśli będzie grzeczny. Za to zabieram ciebie.
Mówił to pieszczotliwie. Ciągle pieszcząc jego ciało obmywał go.
- Spokojnie. Nie będzie tak źle. Podobno jestem dobry w te klocki. Jak będziesz grzeczny to może pozwolę ci widywać się z bratem normalnie...
Przesunął rękę w dół do jego członka. Jedna pieścił jego a drugą wciąż męczył sutki. Z niewiadomych dla siebie przyczyn chciał zrobić serce tego pedała. To które się tak zarzekał że nie dla niego.

Po takiej odpowiedzi poczuł gniew i gorycz. Miał nadzieję, że go puści, że będzie mógł odejść z Aaronem a on.. zamierzał zamknąć go w klatce!
- Ja nie jestem swoją matką! - krzyknął wzburzony próbując uciec od jego wszędobylskich rąk mężczyzny. Serce tłukło mu się w piersi a ból głowy był na tyle silny, że ciężko mu było zebrać myśli.  
- Nie zostanę z tobą! - dodał pewny tego, że uda mu się w końcu uciec. No... chyba, że ten dalej nie będzie dawał mu żyć, ciągle wykorzystując go seksualnie. Wtedy miał poważny problem.
- I.. co to znaczy.. normalnie? - spytał niepewnie, bo nawet nie brał pod uwagę, że może im utrudniać kontakt. Do tej pory tego nie robił.

- No normalnie. Że nie wiem no... Herbatka, piwo, nie wiem jak gej spędza czas ze swoim bratem. Powiedzmy, że nie będę kutasem i normalnie oznacza bez utrudnień okej?
Ivan nie miał rodzeństwa. Nie miał normalnej rodziny więc nie wiedział jak w sielankowym obrazku Kima wygląda normalnie. Najbliżej brata był mu Tylor, a z nim chodził na dziwki i się upić. Ci faceci byli zbyt nudni na takie życie.
- Na kaca najlepszy jest seks. Co ty na to? - Zaśmiał się. - Oprzyj się o wannę i wypnij do mnie. Trzymaj uda mocno razem. Pokażę ci jak można używać innych części ciała do zaspokojenia faceta.

- Gej brzmi w twoich ustach jak obelga. A sam pieprzysz facetów. - syknął patrząc na niego ze złością.
- Nie chce żebyś mi nic pokazywał! - warknął nie mając zamiaru się go słuchać.
- Na kaca najlepsza jest woda, tabletka przeciw bólowa i zupa. Na pewno nie wymuszony seks! - powiedział czerwony na twarzy ze złości, wstydu i z wysiłku, jaki wkładał w próbę uwolnienia się.
Obecność Iana była taka.. przytłaczająca i frustrująca. Nie mógł zrobić nic żeby się zemścić, uciec mu.

I znów wracali do punktu wyjścia. Ivan stara się złagodzić. A gówniarz syczy i pokazuje pazurki. Stary wilk zaczynał być zmęczony tymi jego wyskokami. Tym razem skończyło się złapaniem za gardło. Dokładnie tak jak za pierwszym razem gdy pyskował.
- Albo zrobisz co każę albo wejdę w twoją dupę i będziesz srał w gacie do końca życia bo ci rozjebie zwieracz. Dotarło? - Wyszeptał mu prawie że czule po czym puścił go by mógł złapać oddech.

Kiedy go puścił potarł zestresowany szyję i złapał killa głębokich oddechów. Dotarło. Zamknął na moment oczy. Ten gnój już mu udowodnił, że jest zdolny do wszystkiego.
Czując na policzkach coś mokrego dotknął ich zaskoczony. Nawet nie wiedział kiedy z jego ślepi poleciały łzy. Starł je szybko i odwrócił się do mężczyzny plecami by ten nie widział tych słonych potoków.
Drań, podły obrzydliwy drań. Zamknął oczy i oparł głowę na rękach zaciśniętych na brzegu wanny. Jego kręgosłup ładnie wyglądał wygięty w eskę i dodatkowo przyozdobiony malinkami z nocy.
Ciekawe czy Ivan pamiętał jak dał się ponieść emocjom i oznakował swojego słodziaka w każdy możliwy sposób.

Obserwował z uśmiechem jak wykonuje jego wcześniejsze polecenie. Dobrze. Może w końcu zrozumie, że jego koszmar się skończy jak ON, IVAN o tym zdecyduje.
- Grzeczny chłopak.
Podszedł i oparł się za nim. Przesunął swojego fiuta po rowku i wsunął go między jego uda. Członek ułożył się pod moszną Kima.
- Trzymaj uda ciasno.
Wyszeptał tuż nad jego uchem.

Wziął gwałtowny haust powietrza i mocno zacisnął uda czując jego fiuta tak blisko obolałego tyłka. Przez chwilę był pewien , że go oszukał i wpadł w panikę, ale całe szczęście nabrzmiały członek przesunął się niżej.
Napięte ramiona i drżące uda pokazywały co o tym wszystkim sądzi nastolatek, ale wyjątkowo siedział cicho.
Niech zrobi co sobie zaplanował i w końcu da mu spokój. Czuł się tak paskudnie, że marzył tylko o tym, żeby ten drań zniknął. Kiedy poczuł go tak blisko siebie, jego ciepły oddech i silne ciało za sobą na jasnej skorze pojawila się gesia skórka. To.. działało na wyobražnie. Nie sądził, że będzie mu przeszkadzał fakt, iż jego gwałciciel jest przystojny. Przez to ciężej było mu nie czuć przyjemności, bo głupie młode ciało go nie słuchało i nastawiało się na pieszczoty.

- Nie udawaj. Jara cię to. Twoje ciało cię zdradza.- Ugryzł go delikatnie w ucho i delikatnie się poruszył. Bujając biodrami ocierał się o jego uda i jądra. Jedną dłoń oparł na wannie na ręce Kima i splótł z nim palce. Drugą sięgnął między nogi chłopaka i pieścił jego członka. Kolejne ruchy tylko sprawiały, że pieszczoty ust Ivana przenosiły się w inny miejsca na ciele chłopaka: szyję, barki, kark, uszy.
- Nie zagryzaj warg bo cię pocałuję.- Ostrzegał i obiecywał między jednym ruchem, a drugim.

Mimo, że czuł się paskudnie to... nie mógł nie reagować na zabiegi mężczyzny. Drań doskonale wiedział gdzie i jak go dotknąć, żeby mu stanął. Jeśli dalej będzie narzucał mu takie tępo to uzależni go od seksu.
I od niego.
Ta myśl tak go przeraziła, że aż zakrył usta wolną ręką.
Ivan zakrywał go prawie w całości, całkiem ograniczając mu możliwość ruchów. Jego biodra kołysały się leniwie wzburzając wodę w wannie.
Najgorzej było pozostać mu obojętnym na dużą, ciepłą, męską dłoń ślizgającą się po jego członku. Zagryzł wargę bo naprawdę ciężko było mu zachować się cicho.

Chciał go słyszeć. Pocałował go więc i wtargnął językiem do jego ust. Z poprzedniego wieczoru wiedział już jak to zrobić by Kim odpływał. Gdy przerywał by dać mu złapać większy oddech słyszał jego dźwięki. Nakręcały go one.
-Śmiało. Razem.
Zaproponował po paru minutach. Przyspieszył ruchy bioder i na członku chłopaka.

Po wszystkim nie odsunął się. Oplukał dłoń i tą również splótł z należąca do chłopaka.
- to tylko seks Kim. I może być tak miło za każdym razem. Bądź grzecznym kociakiem i daj mi to o co proszę.
Przytulał go i otulał swoim ciałem dochodząc do siebie.

Był zrozpaczony, kiedy znowu doprowadził go do wytrysku. Jak on mógł mu to robić? Słuchał jego słow wpatrując się pusto w podłogę, która mokra była od tych wodnych ekscesów.
- Nie jestem kociakiem. - odpowiedział cicho. - jak już to młodym wilkiem. - dodał z wyczuwalnym w głosie gniewem. Był strasznie rozgoryczony tym jak go traktował. Jak tłamsił jego bunt w zarodku doprowadzając go tym do szaleństwa.
- seks jest wtedy kiedy obie strony się na to godzą. - syknął napinając ramiona gdy załaskotał go ciepły oddech mężczyzny. - ty mnie gwałcisz i wymuszasz rzeczy, których nie chcę. To nie jest TYLKO.

- A ja bym powiedział, że daję ci wybór. I ty wybierasz tą drogę.
Odsunął się od niego i wyszedł z kąpieli. Kim, jeszcze nie wiedział, że za chwilę może pożałować swoich słów.
Panowie skończyli swoją partię gdy Ivan pojawił się obok Arona
- Cześć szefie. Wciąż otumaniony. Ładnie go pan połamał. Wczoraj w barze jakaś dziewczyna się o niego pytała. Powiedzieliśmy jej, że jeszcze żyje i że ty zdecydujesz czy go zobaczy.
- Przywiążcie go do stołu i sprowadźcie ją jak tylko zacznie się budzić. Młodego trzymać na dystans. Wypuścicie go do brata dopiero jak będzie tutaj ta laska.
Po nocnej zabawie był głodny więc wziął się za żarcie. Szukał w zdemolowanej kuchni czegoś żeby zrobić kawę i kanapki i.... posprzątał dużą część bajzlu przy okazji.

- Dlaczego? - spytał zaskoczony, kiedy nie pozwolili mu wejść do kuchni. W salonie mignął mu Ivan jedzący śniadnie z nogami na stole.
- rozkaz szefa. - usłyszał odpowiedź na co poczuł gniew i rozgoryczenie. Czy to była jego kara? Nie pozwoli mu zobaczyć brata?
Oparł sie o ścianę, bo zrobiło mu się strasznie słabo.
- szefie szczeniak robi się zielony! - krzyknał jednen z jego ludzi dostrzegając, że coś nie tak z młodym.
Kim zerknał w kierubku salonu zastanawiając się czy jest gotów iść do tego gnoja.
- Ashley. - wyrwało mu się na widok laski jego brata.
- Kimmy! Co oni ci zrobili? - jęknęła podchodząc bliżej. - widziałam jak obroniłeś Aarona. To było takie odważne...

Ivan jedynie pokazał ręką w stronę butelek z wodą. Młody miał kaca. I mógł być głodny. U góry jednak wciąż leżała kanapka ze stacji. Gdyby bardzo chciał jeść to mógł zjeść ją.
- Kundel na nogach? - Zapytał gdy dziewczyna i Kim czulili się przed wejściem do salonu.
- Odzyskał przytomność szefie. Zrobiliśmy jak pan kazał.
- Wpuśćcie ich. Jak spróbują go odwiązać...
- Rozumiem szefie. Baron mówił, że...
- Mówił to co zwykle. 3 tygodnie w gipsie i się zagoi.
Aron nie wyglądał dobrze. Był w wielu miejscach fioletowy. Przywiązany do stołu mógł jedynie ruszać ustami.
Ivan pojawił się później. Usiadł w fotelu i odpalił papierosa.
- Urocza parka. Ashley, kochanie, chodź na kolano do wujka i opowiedz mi co się stało wczoraj w barze. Chłopcy opowiedzieli mi co nie co ale chcę usłyszeć twoją wersję.
Poklepał swoje kolano niczym święty mikołaj zapraszający następne dziecko do zwierzeń. Aron nie bardzo mógł coś zrobić przywiązany do stołu. Zaś Kim zaraz został złapany przez jednego z mężczyzn. Drugi delikatnie pchnął dziewczynę w stronę Ivana.
- Idź! - Syknął jej do ucha stając za nią.

Koszmar. To był jakiś koszmar. Próbował wślizgnąć się z uścisku trzymającego go mężczyzny, ale nie miał szans. Nie w tym marnym stanie.
- Ivan, zostaw ją! - powiedział zestresowany nastolatek bojąc się, że zrobi Ash to samo co mu.
- Szefie, szczeniak jak nic jest zazdrsony! - usłyszał Kimmy przy swoim uchu głośny męski śmiech. Aaron szarpnął za więzy przyglądając się temu wszystkiemu bezradnie.
- Ty chory skurwielu, zostaw ich w spokoju! Trzymaj łapy przy sobie!
Blada, przerażona dziewczyna podeszła troche bliżej Ivana ale nie zdecydowała się usiąść mu na kolanach.
Ciągle zerkała zapłakana na swojego biednego ukochanego.

Ivan musiał sam wciągnąć dziewczynę na swoje kolano. Położył dłoń grzecznie na jej plecach nad biodrami.
- Podobno przybiegłaś wczoraj po walce do baru szukać Arona. Prawda? Chłopcy byli grzeczni? Oni twierdzą, że tak. Podobno odpowiedzieli na twoje pytanie i pozwolili ci odejść.
Poczekał, aż przerażone dziewczę kiwnie twierdząco głową. Zaciągnął się papierosem i wypuścił dym w drugą stronę, by nie dmuchać w dziewczynę.
- Jak widzisz żyje. Odwaga i miłość brata uratowały mu wtedy skórę . Jest bardzo waleczny, ale i głupi wiesz? Spójrz na niego. Zamiast szukać wyjścia z sytuacji wścieka się. Bez sensu. Chciała byś go stąd zabrać prawda?... Aron... Kim... Widzę, że wam obojgu zależy na Ashley. Dziewczyna ma tendencję do wchodzenia do bardzo niebezpiecznych miejsc i zdecydowanie potrzebuje męskiego ramienia...
Przytrzymał bok kobiety by nie uciekła i wbił spojrzenie raz w jednego raz w drugiego z braci.
- Aronie, moja oferta jest aktualna. Możesz zostać w miasteczku. Musisz jedynie zaakceptować fakt, że będę tutaj... włodarzem. Oczywiście możesz też odejść w cholerę. Zła wiadomość jest taka, że zostawisz wtedy i słodką Ashley i Kima za sobą.
Warkotliwe NIE wydobyło się z ust starszego z braci.
- Więc rozumiem, że zostajesz. Świetnie. Pytanie. Ponieważ wasz ojciec zburzył ruderę mojego i postawił część baru na mojej ziemi zanim zakończę porządki trochę czasu minie. Muszę się gdzieś zatrzymać. A jak widzisz sam po sobie, we dwóch w jednym domu być nie możemy. Przynajmniej nie do czasu, aż nie ochłoniesz i nie dojdziesz do ciebie. I teraz meritum. Mogę zostać tutaj z Kimem jako gospodarzem tego domu, a ty przeprowadzisz się do swojej dziewczyny, albo... Zamieszkam u Ashley. Co ty na to złotko. Utulisz wujka Ivana do snu? Nie chcesz żebym skrzywdził twojego ukochanego prawda? Widzisz w jakim on jest stanie. Nie mógłby nawet porządnie wymierzyć ciosu. Gdyby mnie zaatakował musiałbym odpowiedzieć. Widziałaś co się stało na piasku prawda? Ja tego nie chcę. A ty?
Dziewczynie leciały z oczu łzy, ale potaknęła. Nie chciała żeby Ivan znów walczył z Aronem. Nie chciała widzieć swojego ukochanego w takim stanie. Ivan zaś przeniósł wyzywające spojrzenie na Kima. Różowo włosy pokazał charakter wielokrotnie. Pytanie, czy teraz uratuje brata przed wyborem, czy może pozwoli mu na zniszczenie się psychicznie. Lobos był przekonany, że niezależnie jaki wybór padł by ze strony Arona, będzie on sobie go wyrzucał do końca życia.

- Ash, zabierz Aarona do siebie. - powiedział nastolatek z całych sił próbując się nie ropłakać. Nie przy wszystkich tych ludziach, nie obserwowany przez Aarona.
- Kim oszal.. - zaczął Aaron, ale przerwał mu atak kaszlu. Miał pustynie w ustach. Nastolatek znowu próbował podejść do brata, ale i tym razem bez skutku.
- Nie mogę pozwolić żeby rozwalił nam dom. - kontynuował różowowłosy udając, że nie trząsą mu się ze strachu kolana.
Ashley zacisnęła ustaw wąską linie, kiedy poslał jej błagalne spojrzenie. Oboje wiedzieli, że Aaron może zginąć przez swój narwany charakter. A tego żadne z nich by nie zniosło. Dziewczyna zrozumiała, że Kim robi to.. dla nich.

Ivan kiwnął na mężczyznę trzymającego Kima by go puścił i posadził dziewczynę na swoje miejsce. Sam wstał z fotela.
- Baron mówił, że masz się nie ruszać przez trzy dni. Chłopcy przeniosą cię razem ze stołem do domu dziewczyny. Lepiej żebyś się słuchał starego medyka. - Powiedział pochylając się nad Aronem. - Jak będziesz spokojny to możesz przyjść do brata. Nie przysparzaj im obojgu więcej cierpień swoim narwaniem.
Później podszedł do okna.
- Kim, liczę, że jak odprowadzisz brata i pomożesz mu się przenieść dołączysz do mnie w barze. Chłopcy cię odtransportują. Przyślę tutaj kogoś żeby posprzątał w czasie jak my ustalimy co zrobić z pewną budowlaną samowolką.
Opuścił pomieszczenie w wyśmienitym nastroju. Wszyscy grali tak jak on chciał.

Odprowadził go spojrzeniem oddychając dużo za szybko jak na normalnego człowieka. Gnój miał haka na każdego z nich, mógł zrobić im wszystko! I zmusić do czego tylko zechce.
Spojrzał na Aarona.
- chuj. - powiedzial bezgłośnie ruszając ustami. Brat zrozumiał. Uniósł brew do góry, jego braciszek nie przeklinał. Potem zmarszczył czolo i spojrzał na ich ochroniarzy. Przejebane. W życiu nie da im rady. Nie mogli nic zrobić.
Kimmi wyszedł z kuchni zeby znaleźć jakieś ciuchy dla Aarona i.. coś do jedzenia. Ze swojej tajnej skrytki wyciągnął batonika i jedzac go powoli pakował rzeczy brata.
- jak tam twoja dupa mlody? Niezle cię przeruchał co? - spytał wysoki rudzielec. Widział go po raz pierwszy, nie mógł być dużo starszy niż on. Zatrzymał się i spojrzał na niego z dołu tymi swoimi ślicznymi ślepiamy.
- bo co? Zazdrosny? - zakpił probujac go wyminąć.
- mam nadzieje, że szybko się tobą znudzi i odda nam. - kontynuował i pewnie jeszcze męczylby go swoją obecnością, ale starsi mężczyzni wynieśli z kuchni jego brata.
- Puke! Zostaw sukę Lobosa, bo ci szefu paluchy połamie .
Sukę? Syknał przez zaciśnięte zęby. Gnoje. Miał nadzieję, że wszystkim im przydarzy się jakaś paskudna choroba.
W połowie drogi Taylor wciągnął go na swój motor i zawiózł do baru.
- Puszczaj! Ivan powiedział, że mogę.. ahm - jeknął zamykając oczy, gdy w odpowiedzi na jego protesty ten tylko przyspieszył. Kiedy dojechali do baru miał nogi jak z waty i serce w gardle.
- Wszyscy jesteście pojebani. - burknął nastolatek chwiejąc się lekko na boki. Przecież oni go zamęczą.