|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Salvation Wto Lip 18, 2017 11:44 am | |
| Jeszcze z okien kokpitów pasażerowie mogli podziwiać wybuch pierwszej bomby atomowej. Grzyb uniósł się nad Europą, ale już po chwili kolejne pociski spadły na Amerykę. Komunikat nadszedł z Ziemi dwie godziny po starcie. Musiał zostać przesłany w pośpiechu, ponieważ dane uległy w pewnej części zniszczeniu. Dowódcy statku kosmicznego Salvation oberwali drżący, fragmentaryczny obraz, przedstawiający naczelnego dowódcę sił zbrojnych NATO. – Uruchomcie protokół G54. Zmieniony zostaje cel misji. Od teraz zadaniem załogi jest odnalezienie planety [transmisja została przerwana] Przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo [szum, obraz niebezpiecznie zafalował] Powtarzam. Gdy odsłuchujecie tę wiadomość, Ziemia już nie istnieje. [pisk, zmuszający obecnych w pomieszczeniu do zatkania uszu] Przesyłam dane, które mogą wskazać na planetę nadającą się do osiedlenia. Bądźcie ostrożni. Informacje są niesprawdzone. [w tym miejscu wyświetlone dane były czytelne, choć w kilku miejscach wybrakowane] Komandorze Sullivan, los ludzkości jest teraz w pańskich rękach. Powodzenia. [transmisja kończyła się obrazem salutującego generała] – Ta wiadomość nie może wydostać się poza to pomieszczenie. To bezwzględny rozkaz. Wybuch paniki na statku oznaczałby nasz koniec. Ostatnia rzecz, której teraz potrzebujemy, to histeryzujące setki cywili. Zrozumiano? - Tak jest, komandorze. Rok: 2120, kilka dni po starcie z Ziemi Liczba ludności: 21 067 Stan statku kosmicznego „Salvation”: bardzo dobry Misja: odnaleźć planetę nadającą się do zasiedlenia |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Wto Lip 18, 2017 3:00 pm | |
| Pokładowa karta identyfikacyjna:Personalia: Ismael Isaac al-Hariri Wiek: 27 lat Status: Pracownik sekcji rozwojowej: naprawy zewnętrzne silników Dodatkowe: W trakcie teoretycznego szkolenia w zakresie programowania ofensywnych działań bojowych aka obsługa programów walki. Wzrost: 186 cm Rekomendacje: Al Kafaat University: school of technology// NASA Zdecydowanie jest bystry. Bystry na tyle, by wiedzieć, że w walce na siłę i autorytet należy odpuścić. Absolwent libańskiego uniwersytetu, zatrudniony w programie kosmicznym ze względu na swoje długo pielęgnowane zainteresowania, wygrane konkursy na projekt ulepszeń silników odrzutowych i pracę dyplomową traktującą o fuzji paliw i jej wpływie na polepszenie osiągów pracy silników. Relatywnie młody i wciąż bez widocznych osiągnięć praktycznych, wylot statkiem traktuje jako sposobność do wykazania się. W przyszłości chciałby współtworzyć bezzałogowe jednostki badawcze zdolne do wylotów (i powrotów!) poza orbity Plutona. Jako najdalszej (niekiedy wciąż nieuznawanej, zwłaszcza w kręgach ojczyźnianych) planecie układu słonecznego, zawdzięcza Plutonowi właśnie zacięcie naukowe i studencką ksywkę "Pluto", w teorii mającą go przyrównać do głupiutkiego psa z bajek. Pochodzi z dobrej, pełnej rodziny szanującej tradycje i wartości religijne, jednak przedkładającej rozwój i naukę przed nie. Jego ojciec to znany profesor fizyki kwantowej, zmarły tragicznie w wyniku ataku terrorystycznego fanatyków Allaha w roku 2114. Sam Ismael jest dość neutralnie do życia nastawionym człowiekiem. Najgorszą z jego cech jest nieokiełznane wścibstwo stające w konkury ze stażem sąsiedztwa wiejskiego. Poza tym nie jest przeczulony ani na punkcie swojej ojczyzny, ani religii (wierzy, lecz nie praktykuje), ani osoby. Dla celów naukowych jest w stanie poświęcić dumę, honor, wszystkie pieniądze, przyjaciół, ciało, a być może nawet i życie. Jako tylko pracownik sekcji rozwojowej, nie jest jeszcze zaznajomiony z obecną sytuacją. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Wto Lip 18, 2017 3:30 pm | |
| Imię i nazwisko: Jason „Silvershot” Sullivan Data urodzenia: 29 lat Status: pilot ze stopniem kapitana Wzrost: 190 Kapitan Sullivan jest człowiekiem o ogromnym poczuciu humoru. Nikt nie zna tylu rasistowskich i seksistowskich żartów. Podczas lat służby w wojsku dość często otrzymywał nagany za problemy z dyscypliną, wymykanie się do burdelu i wzniecanie bójek. Nadrabia ponadprzeciętnymi zdolnościami strzeleckimi i pilotażu. Podejmuje się najbardziej ryzykownych misji nie z heroicznych pobudek. On po prostu musi być najlepszy. Zaryzykuje życie, żeby to udowodnić. Zna pojęcie żołnierskiego honoru, ale nie wiąże go w żaden sposób z etyką. Liczy się rozkaz, a nie ludzie. Plotkuje się, że został żołnierzem, bo lubi znęcać się i zabijać. Inni twierdzą, że chce zasłużyć na uznanie ojca. Szeptem dodają, że w oddziałach specjalnych zajmował się przesłuchiwaniem więźniów i nikt nie był w tak skuteczny jak on. Jest człowiekiem gwałtownym, ze skłonnościami do przemocy i wydatnych biustów. Kieruje się własnym interesem, a nie empatią. Z komandorem łączą go chłodne stosunki, choć ojciec próbuje naprawić ich relację. Są zupełnie różni. William Sullivan wierzy w ludzi. Jason wierzy tylko w dobrą zabawę. Nadużywa swojej pozycji, a wieść o końcu świata pozbawiła go tylko resztek skrupułów. Dzieci z amerykańskiej szkoły jadą na wycieczkę. Nauczyciel poucza dzieciaki, żeby w czasie wycieczki odnosiły się do siebie poprawnie. - Nie chcę słyszeć żadnych rasistowskich dowcipów. Wszyscy są równi bez wzgledu na kolor skóry. Dlatego umówimy się, że wszyscy są niebiescy. A teraz proszę wsiadamy do autobusu. Jasnoniebiescy proszę do przodu, a ciemnoniebiescy do tyłu. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Sro Lip 19, 2017 9:54 am | |
| Po paru dniach w kosmosie widok gwiazd nikomu już nie wydawał się taki urzekający. Pasażerowie coraz częściej pytali o datę powrotu na Ziemię. Domagali się informacji. Większość pozostawiła w domach bliskich. Jason rozumiał ich troskę, ale nie potrafił zdobyć się na współczucie. Jebło to jebło. Na chuj drążyć temat. – Wiesz, co ma wspólnego Murzyn z plemnikiem? – klepnął w tył głowy młodego, czarnoskórego żołnierza. Chłopak podniósł na niego oczy znad starannie pucowanych, wojskowych butów. W tym spojrzeniu nie było gniewu, ani buntu jedynie strach. Jason uśmiechnął się cudownie, czekając na odpowiedź. – Bo tylko jeden na milion pracuje – młodzieniec mówił spokojnym, zrezygnowanym tonem, któremu zawtórował po chwili głośny, śmiech starszego rangą żołnierza. Nikt nie odważył się interweniować, gdy ten znęcał się nad słabszym kolegą. Większość pewnie nawet myślała, tak jak kapitan Sullivan. Mężczyzna w nagrodę za udzielenie upokarzającej odpowiedzi, poklepał go po policzku. – Widzisz, Marcus. Jesteś kurwa wyjątkowy – zarechotał znowu, pastwiąc się nad bezradnym chłopakiem. Tym razem zawtórowały mu również głosy innych żołnierzy. – Ale jak moje buty nie będą idealnie wypastowane, to cię zapierdolę. Rozumiesz? – Z przystojnej twarzy Jason nie znikał ten całkiem ujmujący uśmiech. Chłopak zacisnął usta, zwiesił głowę i wrócił do szorowania buciorów kapitana. Jason szukał kolejnej ofiary, a jego spojrzenie padło na Ismaela. W kantynie wiele się można było dowiedzieć. Choć nieoficjalnie prawo do przychodzenia do niej mieli jedynie żołnierze. Pracownicy techniczni w najlepszym wypadku byli przez nich wypraszani. – A ty tu kurwa czego? Też pracy szukasz? Zaraz ci jakąś znajdę. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Sro Lip 19, 2017 11:31 am | |
| Ismael był człowiekiem, który twardo stąpał po… Ziemi. Gdy udało mu się dostać na statek jako oficjalnemu członkowi, zwęszył okazję do ucieczki z wielu względów niebezpodstawnej. Współpraca z programem dawała mu wiele satysfakcji, jednak wszystko to było jeszcze jak lizanie loda przez papierek. Teorię odbębniał już tyle lat, że perspektywa poczynienia praktyki jawiła mu się niczym złoty tron – korona jego specjalizacji. No i zawsze mógł ziścić buntownicze, młodzieńcze marzenie nasikania na glob z odległości. Był jedną z nielicznych osób, które nie narzekały będąc zapuszkowane w ogromnym, kosmicznym waleniu. Żył w jego wnętrzu niczym biblijny Jonasz, wcale nie starając się uciec, a wręcz dbając, by ten nie dostał niestrawności. Miał także świadomość odległości, która pozwalała mu nie jęczeć jak babie, kiedy każdy dzień zaczynał wyglądać tak samo i nie niósł ze sobą magii przebywania wśród gwiazd. Kosmos był piękny, tego nie dało się ukryć. Bardziej jednak rosła w nim fascynacja przyziemnością i potrzeba sprawienia, by wraz z końcem tej wycieczki dla bogaczy sprowadzić wszystkich bezpiecznie na ziemię. To znaczy POMÓC, ponieważ jako niższy rangą nawet w swojej sekcji miał jedynie ganiać pod rozkazami. Na decyzyjność przyjdzie pora – jeżeli się wykaże, być może to on oficjalnie zacznie odpowiadać za silniki podczas następnych rejsów? Co go zaś sprowadzało do kantyny? Potrzeba zaradzenia konfliktom, które jak grzyby po deszczu narosły wraz z plotkami odnośnie zakazu komunikacji z rodzinami poprzez mostek kapitański. Teorii było wiele, tak samo jak zwolenników ich obalenia. Ich metody zaś były wyjątkowo, jak na ludzi wykształconych i zamożnych, prymitywne. - Przynoszę wieści, sir. W części południowej lewego skrzydła doszło do bójek, w wyniku których część medyczna przeżywa aktualnie prawdziwe oblężenie. Mój szef prosi o wojskowe wsparcie, gdyż dezorganizuje to pracę naszej sekcji. – Krwawiący z nosów zalęgli się tam jak szerszenie, brudząc wszystko dookoła i zupełnie w poważaniu mając niewielką odległość lekarskiego gabinetu od części naprawczej. Tam zaś ciągle coś się działo – toteż szturmujący korytarze ludzie byli jak widok i doświadczenie korridy w rzeczywistości. Ktoś ich musiał wziąć za pysk i usadzić na dupach. Autorytet żołnierzy byłby teraz nieoceniony. W końcu jak dupa od srania byli oni tu od utrzymywania porządku i wzbudzania posłuchu. To, że nie mieli najlepszych relacji z otoczeniem tylko wzmagało chłodny szacunek oparty na zrozumieniu własnej pozycji i strachu. Nikt nie chciał im podpaść – mieli tu władzę praktycznie absolutną. Ismael stał wyprostowany jak napięta struna. Nie patrzył Sullivanowi w oczy. Dobrze słyszał o jego poglądzie na odmienny kolor skóry, toteż nie chciał mu się w jakikolwiek sposób niepotrzebnie narażać. Wystarczyło, że nawet bez przed wymianą pierwszych uprzejmości narosło pomiędzy nimi napięcie.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Pon Lip 24, 2017 1:56 pm | |
| Podniósł się z miejsca i zmierzył posłańca niechętnym spojrzeniem. Zapiął ostatni guzik od munduru i wytarł dłonie w spodnie z grubego materiału. Wyglądał na kogoś, kto samą swoją obecnością mógł zaprowadzić porządek. – David i Blaise pójdziecie ze mną. Phil przekażesz mojemu ojcu wiadomość o tym, co ta hołota wyprawia. Nikt nie dyskutował z wydanymi przez mężczyznę poleceniami. Decydował wysoki stopień, pokrewieństwo z komandorem oraz ten nieznośny styl bycia, który wszystkich natychmiast stawiał do pionu. Dwoje rosłych wojskowych stanęło po jego bokach. Nie wyglądali na kogoś, kto mógł się poszczycić wybitną inteligencją, ale Ismael potrzebował teraz raczej siły mięśni, skoro próby negocjacji z zaniepokojonym tłumem zawiodły. – Zaprowadź nas – zerknął obojętnie na Ismaela. Ostatecznie, samo przywleczenie tu swojego czarnego dupska było z jego strony wyczynem, wymagającym odwagi. Dobrze, że nie dostał w mordę zanim powiedział, z czym przychodzi. Troje żołnierzy szło za technikiem. Stawiali ciężkie kroki w wojskowych butach i zwracali uwagę każdego z napotkanych cywili. Wszyscy ustępowali im z drogi, a Ismael przekonał się, jak przyjemnie jest przemierzać korytarz i nie być nieustannie potrącanym. Niestety w samej izbie nie zapanował spokój od samego pojawienia się mężczyzn. Kilku mniej rannych natychmiast podeszło do wojskowych. – Jesteście nam winni informację! – Na ziemi została moja żona z trójką dzieci! – Waszym obowiązkiem jest nas chronić! – Zejdźcie do ludzi i zobaczcie, co się tam dzieje. Jeden z mężczyzn okazał się na tyle nieostrożny, by popchnąć kapitana. W ułamku sekundy później leżał przygwożdżony do ziemi kolanem jednego z jego żołnierzy i stękał, gdy ten wykręcał mu zbyt mocno rękę. – Zamknąć mordy i nie marnować lekarstw na tę bandę debili – Jason nie podniósł głosu. Przekroczył tylko leżącego na glebie krzykacza. - Marnować lekarstw?! Nie masz prawa! Ty skur- Inny mężczyzna nie dokończył, ponieważ pięść kapitana uderzyła go mocno w splot słoneczny. A kolejny cios poderwał z ziemi i obalił na plecy. – Dokładnie marnować, pizdo. Jeszcze jakiś problem? – Kilku z obecnych na pokładzie było gotowych do bójki, ponieważ mieli przewagę liczebną. Wreszcie znalazł się ktoś, na kim mogli wyładować swoją frustrację. Jason sięgnął po spluwę i wymierzył w jakiegoś zaryczanego dzieciaka. – Jak nie, to wszyscy wypierdalać. Szkoda na was leków. Tłum jeszcze chwilę kręcił się w miejscu. Padło kilka nieśmiałych szeptów, ale nikt nie odważył się już głośniej odezwać. Po kilku minutach w poczekali było pusto. Został tylko zdumiony personel. – Możesz podziękować – Jason zwrócił się bezpośrednio do Ismaela i znów obdarował go tym rozkosznym uśmiechem. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Wto Lip 25, 2017 9:27 pm | |
| Był lżejszy, zwinniejszy i szybszy. Goniony przez trzy nosorożce przemykał korytarzami niczym szczur po labiryncie. Wielokrotnie gubił się w ich plątaninie – wszystkie one wyglądały tak samo, przeraźliwie puste, jasne, stalowo szare i czasami nawet czyste. Wszystkie opatrzone jeno drzwiami do kabin i pomieszczeń pracowniczych, czy masywnymi, grubymi jak udo Sullivana przejściami do kolejnych sekcji. Raczej ciasne, długie, bazujące na wewnętrznej budowie mrowiska, okalające centralne pomieszczenia i wielkie, ziejące mrokiem jamy magazynów. Oświetlone na modłę nowoczesnych szpitali mocnym, białym światłem sznura żarówek ciągnących się pod sufitem niczym żyły. Ismael długo nie mógł znieść tego widoku i dopiero niedawno przyzwyczaił się, że chwilowo to cały jego świat. Niemniej parł przed siebie, zaś ludzie nie odważyli się go tknąć nawet małym palcem u stopy. Widok trzech dryblasów jakich za sobą prowadził działał na wyobraźnię. Immunitet młodego technika był jak haust świeżego powietrza po długim przebywaniu pod wodą. Podobał mu się, chociaż był dopiero nowością; pierwszym liźnięciem dania, które kryło w sobie całą feerię smaków. Nie mówił niczego, dobrze wiedząc że zbędna paplanina nie przysporzy mu uznania, może się za to skończyć połamanymi nogami. Był jak Rudolf prowadzący resztę zaprzęgu, oświetlający im drogę i wskazujący cel podróży. Sprawdził się, szybko i bez przeszkód doprowadził żołnierzy aż pod dział sanitarny. Potem zaś, pchnięty czyimś łokciem na ścianę w porę wcisnął w nią własne plecy, unikając jatki, jakiej sam się nie spodziewał. Na początku wyglądało to całkiem normalnie. Byłby głupcem, gdyby od ludzi branych za bezmózgich mięśniaków spodziewał się pokojowych pertraktacji. Dlatego gdy padł pierwszy cios nie był nawet zaskoczony. Wolał się w to personalnie nie wplątywać, gdyż odwalił swoją robotę i nie do niego należało studzenie zapędów wojskowych. Ciosy w twarz, jakkolwiek brutalne, nie niosły ze sobą widma śmierci ani kalectwa. Były jak pastuch utrzymujący konie na padoku. Jak palcat mający przywołać je do porządku, gdy się nazbyt rozochocą. Dopiero gdy Jason wyciągnął broń, Ismael pobladł na swoim śniadym obliczu i przełknął ślinę żałując tego co zrobił. Jeżeli padną strzały, nie wywinie się od konsekwencji. Było nie było zaplątany w to był, a znając tupet Sullivana ten jeszcze próbowałby przerzucić na niego ciężar winy. Wyciągnął ręce przed siebie odpychając się od ściany i otwierał usta by cokolwiek powiedzieć… Nastroje jednak opadły. Nie był zbytnio w szoku. Broń działała na wyobraźnię, zaś wybuchowy temperament ją dzierżącego już niejednokrotnie udowadniał, że ten nie miał oporów przed niczym. Wyglądało to komicznie… Wkurzeni, poirytowani, gniewni bezimienni rozchodzili się w każdym kierunku pustosząc przestrzeń, w jakiej się zalęgli. Zostało kilku tych najbardziej potrzebujących, w tym nieszczęśliwy pieniacz, któremu celne uderzenie naprostowało krzywą przegrodę. Sapał jak mała Azjatka, gdy cherlawy blondynek w białym kitlu stażysty prowadził go pod rękę do gabinetu. Ismael opuścił ręce, niezdolny do wyrażenia choćby skrawka podziwu wobec skuteczności Sullivana. - Ja… – Odkaszlał zebraną w przełyku ślinę, zaciskając dłoń w pięść tuż za własnymi plecami. Jak miał niby podziękować komuś, kto jedynie po raz pierwszy od dawna odwalał własną robotę? Powinien rzucić się na ziemie i wylizać mu buty? – To uspokajające wiedzieć, że wojsko jest jak zwykle skuteczne. Wszyscy jesteśmy niezwykle wdzięczni. – Uraczył Jasona ciężkim spojrzeniem nie siląc się nawet na uśmiech. To nie było pieprzone love story z bajkowym akcentem. Zabawa w uprzejmości obowiązywała jedynie na płaszczyźnie werbalnej. – Możecie wracać do własnych obowiązków… Tak sądzę. Naprawdę dzięki.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Nie Lip 30, 2017 9:48 pm | |
| Rzucenie się na ziemię i wylizanie butów byłoby zapewne dobrym początkiem. Dużo lepszym niż chłodne podziękowanie. Ismael miał w sobie tyle czelności, by nawet nie udawać wdzięczności. Nic mu się nie należało poza porządnym kopniakiem w dupę. Jason nie przestawał się uśmiechać w ten najbardziej wkurwiający sposób z możliwych. Zrobił krok w stronę dzielnego naukowca, niwelując dystans między nimi. Przeciętny obywatel już w tej sytuacji tracił odwagę i nerwowo mamrotał pod nosem przeprosiny. – Chyba zapominasz, gdzie twoje miejsce, kundlu. Ja decyduję, kiedy wracam do swoich obowiązków i co do nich należy, a nie jakieś ciapate ścierwo – widać nie tylko obywatelom udzielił się stres. Każdy pasażer statku miał napięte nerwy, a emocje szukały najprostszej drogi ujścia. Ismael stanowił doskonały przedmiot do ich wyładowania. Nikt nie miałby do niego o to pretensji. Jeden złamany nos nie robił różnicy w obliczu zagłady niemalże całej ludzkości. – Wyjaśnić ci to lepiej? – Zadawszy to uprzejme pytanie, stał już tuż przy Isamelu. Młodzieniec czuł zapach pasty do butów i wody kolońskiej. – Silvershot, daj spokój – odezwał się jeden z jego przybocznych kumpli. – Szkoda czasu. Piwo się robi ciepłe – mężczyzna obrzucił Isamela ostrzegawczym spojrzeniem, jakby chciał go w ten sposób powstrzymać przed zgrywaniem cwaniaka, co mogło doprowadzić tylko do eskalacji przemocy. Jedyną słuszną odpowiedzią, było teraz: Bardzo przepraszam, kapitanie Sullivan.
|
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Pon Lip 31, 2017 11:36 am | |
| No i się, najprościej ujmując, przestraszył. Gdyby nie fakt, że ubliżanie i kiepskie uwagi o jego pochodzeniu nie były mu obce, pewnie zatrzasnąłby się jak galareta, w najgorszym wypadku zaczął jąkać i przepraszać, a już na pewno wyciągałby przed siebie ręce by stworzyć zaporę pomiędzy nim i kapitanem. Jedyne do czego się jednak ograniczył to pogryzienie języka i kontakt wzrokowy, którego nie był w stanie przerwać i pod wpływem nagle wtłoczonej adrenaliny i pamięci o tym, że pozorowanie ofiary CZYNI ofiarą. Nie chciał dać się stłamsić teraz, kiedy jedyne czym zawinił to próba przywrócenia porządku w miejscu pracy. Czuł na sobie jego oddech; woń wody kolońskiej mieszała się z ciężkim zapachem mężczyzny i widocznie klarującym się wkurwieniem na poziomie alarmowym. Prawie widział czerwoną diodę w głowie gwałcącą wzrok błyskami ostrzeżenia. Nie powiedz niczego głupiego, Ismael. To bezmózgi buc uciekający się do przemocy, a Ty biłeś się ostatnio dwadzieścia lat temu. Masz ZEROWE szanse wyjść z tego bez szwanku.] - Nie no, oczywiście! Nie umniejszam wagi waszych zajęć, są niebywale istotne. Jestem naprawdę – Tu przesunął się o krok w kierunku korytarza, by uciec jakoś wyraźnej obecności Sullivana. Cały czas plecami w ścianie, szorował swoim granatowo-szarym mundurkiem wszelkie wypukłości w pionie. – naaaaaaprawde wdzięczny i chyba muszę już iść, bo i ja mam coś do zrobienia. Tak właśnie, dezercja wydawała się najlepszym rozwiązaniem. SIlvershot pójdzie do swojej klatki, umoczy mordę i będzie z nim na chwilę spokój, nienękany zaś Ismael będzie mógł wrócić do piekielnie absorbujących zabaw z częściami zamiennymi. Mmm, brzmiało jak plan na życie, pozostawało więc go zrealizować. A dziękować bardziej i tak nie miał zamiaru. Szanował się zdecydowanie zbyt bardzo by lizać mu buty nawet, jeżeli ten „ładnie prosił”.[/b][/b] |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Pon Lip 31, 2017 2:35 pm | |
| Teraz Jason wyglądał na szczerze rozbawionego. Na sekundę jego uśmiech wydawał się niemal sympatyczny, gdy obserwował, jak Ismael niczym przestraszony królik zmyka do swojej nory. Pozwolił mu zrobić kilka niepozornych kroków i się oddalić, a następnie ponownie uniósł broń, wymierzył i strzelił. Kula świsnęła tuż przy uchu mechanika. Nie mogła uszkodzić wzmocnionych ścian statku. Wbiła się w gruby metal, ale huk w zamkniętym pomieszczeniu na sekundę ogłuszył wszystkich. Jason zabezpieczył broń i schował ją do kieszeni wojskowych spodni. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wsunął niedbale ręce do kieszeni. – Gdy skończysz z tymi ważnymi rzeczami, stawisz się w mojej kajucie o dwudziestej. Numer 113 – wydał polecenie i poczekał, aż młodzieniec potwierdzi jego przyjęcie. Doskonale się nadawał. Inteligentny na tyle, żeby się bać. Racjonalnie odważny. Niezbyt pyskaty. Da się zastraszyć. A przy tym wyglądało na to, że znał się na technologii, o której Silvershot miał zaledwie blade pojęcie. Nigdy nie zastanawiał się, jak zbudowana jest broń, którą posyłał ludzi do piachu. Towarzysze kapitana wymienili ze sobą znaczące spojrzenia, a w kąciku warg jednego z nich czaiła się złośliwa satysfakcja. W kajucie kapitana nie czekało go nic dobrego. Jedyną dobrą decyzją w tej sytuacji było nigdy nie stawić się we wskazanym miejscu. Niestety, na statku nie było, gdzie się schować. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Pon Lip 31, 2017 5:16 pm | |
| Świsnęło mu przy uchu. Było to tak bliskie, tak intensywne, że czuł pęd pocisku na własnej skórze. Gorący strzał sparzył go, zupełnie jakby trafił w małżowinę. Ismael nie był pewien czy tego nie zrobił, był zbyt przerażony by wydać z siebie chociaż dźwięk. Wtulił się w ścianę jak kameleon, próbując zniknąć i nie zwracać na siebie uwagi. Do tej pory udawało mu się być niewidzialnym. Grzecznie siedział w swojej norze, projektował, planował, składał. Szykował się do wdziania gustownego skafandra i kosmicznego spaceru, by na własne oczy zobaczyć maleństwa, którymi się zajmował. Jego kariera kwitła, rozwijała się i możliwe, że zaczęłaby mu przynosić więcej satysfakcji niż do teraz gdyby nie jeden, drobny szczegół. Sullivan zdawał się nagle nim zainteresować. Nie mrugał, prawie nie oddychał. Nie drgnął ani na milimetr, póki echo wystrzału nie rozeszło się falami w głąb korytarzy. Był jak zając zagoniony do kąta. Intensywnie myślał nad drogą ucieczki, strach jednak paraliżował każdy jego mięsień. Nagle zbladł tak, że ciężko było określić jego narodowość. Gdy Jason przemówił, Hariri pozwolił sobie na głęboki oddech, ufając że wszelkie niebezpieczeństwo minęło. Doprawdy, kto tym gorylom wydawał pozwolenie na broń? Wystarczyło tylko podejść i już czuło się respekt, z pukawkami zaś wychodziły z nich bestie. - Tak jest, sir. – pisnął cienko, zupełnie nie potrafiąc zapanować nad własnym głosem. Był w szoku. Łatwość z jaką kapitan wystrzelił. Był też pewien, że zdecydowanie nie zamierza wybierać się do jego kajuty, a już na bank nie bez obstawy. Jason mógł wyczytać to z jego spojrzenia, wlepiał je bowiem w jego twarz z uporem godnym frajera, co to mu życie zbrzydło. Bał się, że jeżeli spojrzy w jakimkolwiek inny kierunku, znowu przeoczy jakąś krzywą akcję i tym razem mężczyzna nie chybi, nawet jeżeli zrobił to naumyślnie. Echo wystrzału wciąż szumiało mu w uszach powodując dyskomfort, nie ruszył się jednak ani o centymetr by coś zaradzić. Nie wiedział czy może już wracać, czy ten coś jeszcze miał do powiedzenia. Chęć ucieczki sprawiała że wyglądał, jakby nagle mocno zachciało mu się do łazienki.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Pon Lip 31, 2017 11:43 pm | |
| Siedział w swojej kajucie, popijał piwo i słuchał dobrych, rockowych przebojów, których już nigdy, nikt nie będzie miał okazji usłyszeć na żywo. Gust muzyczny, jak na prostaka, którego zgrywał miał nienaganny. Oparł nogi na stoliku i czekał, aż ten frajer przyprowadzi tu swoją czarną dupę i posłucha, co ma ze sobą dalej zrobić. W końcu zerknął na zegarek. Było już pięć minut po wyznaczonym czasie. Jason zaklął pod nosem. Może źle ocenił inteligencje tego chłopaka? Gdy otworzył drzwi i upewnił się, że nikt za nimi nie waruje, był już pewien, że go przecenił. Jeszcze moment miał nadzieję, że po prostu nie usłyszał stukania, ponieważ słuchał muzyki zbyt głośno, ale wyglądało na to, że mały kutas nie raczył się nawet pojawić. Westchnął ciężko, porządnie rozczarowany postawą naukowca. – Te brudasy nigdy nie rozumiały, co to patriotyzm. Zatrzasnął drzwi za sobą i ruszył w kierunku części medycznej południowego skrzydła. Skoro było to miejsce pracy tego frajera, jak twierdził, to pewnie znajdzie się tu ktoś, kto go zna. Silvershot wątpił, żeby ktoś dał sobie za niego mordę obić, więc miał nadzieję, że dość szybko pozna imię i nazwisko tchórza. A później poczeka spokojnie pod jego kajutą i grzecznie wytłumaczy, że rozkazy należy wykonywać. Jak każe mu zeżreć własne gówno, to ma je zjeść i zapewnić, że smakowało. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Pon Lip 31, 2017 11:56 pm | |
| Przeczekał najgorsze. Nerwowo wpatrywał się w minutnik na ścianie stołówki, co i rusz obracając głowę, by w drzwiach dojrzeć rosłą sylwetkę kapitana. Ten jednak nie zjawiał się przez kolejne 40 warty Ismaela, toteż uznał on, iż niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Miał szczerą nadzieję (czym życzył dobrze i Jasonowi) że ten obalił swój przydział alkoholu i właśnie popierduje wesoło w materac do rytmu rechotu pobratymców. Byleby o nim zapomniał, oby więcej nie zobaczył i zostawił w świętym spokoju. Ismaelowi ręce drżały na samo wspomnienie jego ciężkiego, nieznoszącego sprzeciwu wzroku i uśmieszku tyrana-despoty, który znakomicie bawił się doprowadzając innych do zawału. Poczekał jeszcze kilka chwil, nim zwlekł się zza stolika, pożegnał towarzystwo i postanowił cichcem prześlizgnąć się do kajuty. Z dupą przy ścianie będzie najprawdopodobniej łaził przez kolejne dwie doby tak na zapas. W razie gdyby jego i kapitana ścieżki się przecięły, a on musiał szybko i niezauważenie spierdolić. Zerknął zza winkla na korytarz, po czym upewniwszy się że w zasięgu wzroku nie ma zarożenia rannym krokiem przeciął jego długość, by skręcić w wąskie przejście prowadzące do kajut mechaników i technologów. Sufit był tam o głowę niższy, co jemu nie robiło różnicy, pomagało jednak wierze w to, że dryblasom z woja nie będzie chciało pchać się tam gdzie nikt ich nie chce. Och, jakże srogo się przeliczył. Na Sullivana trafił prawie natychmiast po skręceniu we właściwy odcinek, nadziewając się na jego ramię tuż przy samych drzwiach. Co – do chuja – on tu robił? -Eahira! – Pisnął w swoim języku, zataczając się na przeciwległą ścianę. Nie mógł się szybko schować, mężczyzna bowiem blokował wszelki dostęp do drzwi. Jedyna droga ucieczki to wycofka, przypomniał sobie jednak o tym, że kapitan posiada broń. Nie mógł po prostu o nim zapomnieć?
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Sro Sie 02, 2017 11:46 am | |
| Złapał go mocno za kark, niczym niesfornego kociaka. Wbił boleśnie palce w skórę nim ten szczur zdecydował się zrealizować swoje głupie fantazje o uciekaniu. Jason dość już stracił czasu na tchórzliwego brudasa. A najbardziej w tym wszystkim irytowało go, że potrzebował jego pomocy. – Nawet nie próbuj mnie wkurwiać. Uznam, że przez cały ten czas szukałeś drogi do mojej kajuty – warknął mu do ucha i popchnął z powrotem korytarzem. – Bez robienia scen. Zapierdalasz prościutko pod numer 113. Nikogo zachowanie Jasona nie dziwiło. Wszyscy tracili cierpliwość zamknięci na statku bez żadnych wieści. Kto zresztą chciałby się narażać kapitanowi ze względu na jakiegoś chłopaka? Da mu pewnie po mordzie i na tym się skończy.
Pokój kapitana Sullivana był dużo bardziej przestronny. Jego powierzchnia była taka, jak kajuty dla sześciu techników. Poza łóżkiem znajdowało się tu również przytwierdzone do podłoża biurko oraz niewielkie okno z widokiem na niekończącą się przestrzeń kosmiczną. Jason podszedł do szafki, z której wyjął butelkę szkockiej i jedną szklankę. Nalał sobie i opadł na fotel. Wyciągnął nogi na blat. Nie zaproponował Ismaelowi miejsca do siedzenia. Niech się idiota cieszy, że nos ma jeszcze w całości. – Zajmujesz się techniką, prawda? Znasz się na tym. Zanim coś powiedź, wiedz, że czytałem twoją kartę identyfikacyjną. Potrzebuję kogoś z dostępem do panelu statku. Kogoś, kto podejmie się zadania. Jeśli ktoś cię złapie, nie mam z tym nic wspólnego. Wykonasz je. I nikomu o tym nie powiesz. Padło na ciebie. Powinieneś się cieszyć, że wreszcie się na coś przydasz. To wyróżnienie. Uśmiechnął się krzywo i zmoczył wargi w złocistym płynie. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Sro Sie 02, 2017 3:18 pm | |
| Trochę go sparaliżowało, trochę zmroziło i trochę parzyło w podeszwy. Część jego umysłu nakazywała mu wiać ile sił w nogach, instynkt samozachowawczy jednak zwracał uwagę (z wyraźnym naciskiem na niewielką ilość miejsc sposobnych do pomieszczenia jego libańskiej dupy) że sprint przed przeszkolonym wojskowym, którego trening zapewne składał się przede wszystkim z żarcia gwoździ i zapieprzania po lesie za samochodami mógł nie być najlepszym z możliwych rozwiązań. Palce na karku wrzynające się w skórę z mocą kowadeł dodatkowo utwierdzały go w tym przekonaniu. Dobrze że ludzie nie posiadali ogonów, podwijałby go bowiem pod siebie jak ostatni przegryw na świecie. Kiwnął głową i grzecznie jak tresowany piesek podążył prosto do kajuty, wspomagany boleśnie górującą osobą Jasona. Dopiero wewnątrz zdawał się przypomnieć sobie jak się oddycha i mówi. Przylgnął do ściany nieopodal wejścia, nienękany ani mocnym uściskiem, ani ciężkim spojrzeniem. Korciło go by przemieścić się do okienka, lubił bowiem widok kosmosu a dostęp do niego miał tylko przy śluzach technicznych, gdzie zza kilku warstw przezroczystych drzwi wyglądał wracających kolegów, niosących mu jego maleństwa do zabawy. Niektórzy to byli jebanymi szczęściarzami że każdego dnia mieli sposobność do podziwiania cudu wszechświata. Wysłuchał mężczyzny do końca, po czym parsknął krótkim, urywanym śmiechem. - Zaszło pewne nieporozumienie, sir. Oczywiście należę do sekcji rozwoju… Technologii, jednak panel statku jest poza moim zasięgiem. – Widział go co prawda podczas wizytacji w sprawie szkolenia, nawet zalogowano go, nie miał jednak do niego dostępu od tak. Projekt dotyczący działek obronnych, w który go zaangażowano powstał dopiero na statku, nie wiedział zatem czy w ogóle został wpisany do jego karty. Z drugiej strony Jason jako wojskowy mógł być w to zaangażowany bardziej niż al-Hariri, który przyswajając ich budowę i działanie miał się wkrótce przekwalifikować na ich obsługę techniczną. Nadal jednak nie posiadał ani jednego klucza dostępu do panelu i sam nie wiedział, czy w ogóle potrzebował informacji apropo tego, do czego Silvershotowi jest on potrzebny. Mógł przecież zawsze uderzyć prosto do jego przełożonych. – Klucz dostępu jest w rękach kapitana sekcji nawigacyjnej i obronnej. – Raz jeszcze zerknął w stronę prześwitu i westchnął z tęsknotą. – Czy to już wszystko?
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Czw Sie 03, 2017 8:14 pm | |
| – O tym, że jesteś nikim też miałem okazję przeczytać. A ja właśnie potrzebuję takiego frajera, który nikogo nie obchodzi – stwierdził bezczelnie, obserwując dzieciaka. Nie ukrywał tego, jak wiele satysfakcji sprawia mu świadomość, że może wszystko i nie spotkają go żadne konsekwencje. Najwyżej chłopczyk mógł się na niego rzucić z tymi drobnymi piąstkami, ale da to raczej efekt komiczny i pretekst mężczyźnie, by jednak wytrzeć podłogę jego buźką. Zakołysał szklanką. Popił szkockiej z przyjemnością. Niczego mu nie było tak szkoda, jak świadomości, że takiej gorzały już nie będzie. – Dostępami nie musisz się martwić. Potrzebuję tylko, żebyś podłączył nośnik danych. Twoja obecność pewnie nikogo nie zainteresuje. Daje ci okazję do wykazania się. Powinieneś się cieszyć. Wychylił się lekko w bok. Przyłożył kciuk do czytnika linii papilarnych i wyjął z szuflady malutki nośnik. Podrzucił go i złapał, a następnie obrócił w palcach. – I nie pytam cię o zgodę. To rozkaz, którego wykonaniem zajmiesz się jutro, zrozumiano? I nikt z sekcji technicznej się o tym nie dowie. Kapitanowi zależało widocznie na dyskrecji. Ismael nie mógł mieć bladego pojęcia, czego tak naprawdę dotyczy jego misja. To był jeden z głównych kryteriów, dla którego został wybrany. Znał się na technice, ale niewiele zrozumie z celu zadania. Nie wzbudzi podejrzenia, a w razie czego całą winę można zrzucić na niego. Jason dopił szkocką, która przyjemnie zapiekła go w gardło. Czekał, aż piesek zamerda ogonkiem i zgłosi gotowość do usłyszenia szczegółów. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Czw Sie 03, 2017 8:39 pm | |
| Wsłuchiwał się w zdecydowaną większość tego, co kapitan miał do powiedzenia. Mówił cokolwiek składnie, mądrze i logicznie, co biorąc pod uwagę jego reputację i wygląd dziwiło zapewne 90% rozmówców, w tym Ismaela. Niewiele go co prawda obchodził ogólny zamysł, bowiem rozkazywanie sobie powierzył innym ludziom i wolałby pozostać im wierny, wymogi Jasona jednak niespokojnie chodziły mu po głowie, nastręczając pytań, na których odpowiedzi nigdy nie pozna. Cóż, mógł sprawdzić przynajmniej jedno nim zostanie oddalony i zniknie stąd, by już nigdy więcej się nie pojawić. Do tej samej rzeki nie powinno wchodzić się dwukrotnie zwłaszcza, jeżeli nurt pełen jest wygłodniałych piranii. - Co… – zawahał się lekko, czując pewien rodzaj onieśmielenia warunkowanego przypuszczeniem, że wie co usłyszy. – Co jeżeli odmówię wykonania rozkazu? – Zdegradować go nie może. Pobije? Najpewniej. Znając jego gorącą krew – nawet się nie zastanowi. Co prawda i tak nie zamierzał nikomu się zwierzać, a nawet gdyby przedmiotem tej rozmowy były małe, latające koniki nic nie wyszłoby poza cztery ściany kajuty. Brzydkie sekrety Sullivana wolał na chwilę obecną zachować dla siebie, by w razie kłopotów móc ich użyć jako karty przetargowej. Kłopotów zaś spodziewał się jak syreny zwiastującej nadejście ciszy nośnej. Generalnie to stał i wyglądał, jakby mu kapitan podsunął pod nos kawałek padliny i kazał polizać. Stężała twarz nie wyrażała niczego poza uprzejmym zainteresowaniem, sylwetka zaś, napięta jak struna, wspierała się na opoce ze wzmocnionej ściany dając wrażenie że bez niej osunęłaby się pierw na kolana, potem na łopatki. Przełknął ślinę, smakując ją w ustach niczym podejrzanego drinka od nieznajomego –długo i ostrożnie. Wzrok, spłoszony i szukający drogi ewakuacji co i rusz uciekał mu w kierunku okienka, zza którego mrugały ku niemu zalotnie kolejne pasy sekcji i gdzieś tam w tle konstelacje z gwiazdami. Jakże pragnął znaleźć się gdziekolwiek indziej. Nawet w domu, nawet przy rodzinnym stole, nawet, pomimo wieku, w ramionach matki. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Pią Sie 04, 2017 12:11 pm | |
| Westchnął ciężko, rozczarowany postawą chłopaka. Odstawił swoją pustą już szklankę i zdjął nogi ze stołu, mierząc Ismaela tym ciężkim spojrzeniem, pod którym miało się ochotę instynktownie skulić ramiona i udawać, że nie istnieje. Podniósł się, wycierając dłonie o uda. Wyprostował, a szerokie barki przysłoniły chłopakowi widok na gwiazdy za niewielkim oknem. Podszedł do niego leniwym, ciężkim krokiem. Chłopiec i tak nie miał dokąd uciec. To jak zostać zamkniętym w klatce z groźnym drapieżnikiem. Na szczęście w tej chwili Jason wydawał się syty przemocy. Poza tym… naprawdę potrzebował pomocy tego cholernego gówniarza, który pojęcia nie miał jak poważna jest sprawa. Wzrok chłopaka znalazł się mniej więcej na wysokości torsu mężczyzny. Idealnie wyprasowany, zapięty pod samą szyję mundur. Z dumą noszone na ramionach pagony, potwierdzające jego stopień. – Nic – oznajmił spokojnym, niemal łagodnym tonem, jakby zwracał się do dziecka. – Absolutnie nic. – Twarz o wyrazistych, ostrych rysach wykrzywiło coś, przypominającego parodię uśmiechu. Ismael mógł być pewien, że to było tylko słodkie kłamstewko, w które nawet nie miał uwierzyć. W końcu niewypowiedziane groźby są dużo straszniejsze i skuteczniejsze. – Ale nie chciałbyś sprawić mi przykrości i odmówić, prawda? |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Pią Sie 04, 2017 12:27 pm | |
| - Nie, sir. Być może to górująca nad nim sylwetka, być może spojrzenie wwiercające się w niego z mocą wiertarki udarowej, a być może tchórzostwo Ismaela sprawiło, że ten skapitulował w czasie tak krótkim, iż przysługiwała mu jakaś nagroda specjalna. Nie startował do konkursu Darwina, by mielić teraz ozorem i patrzeć na kiepskie wyniki swoich starań z perspektywy kosmicznego odpadu. Nie był przecież głupi. Słowa Sullivana, chociaż w teorii przeczyły jakimkolwiek przykrościom, w praktyce jedynie wytłuszczały druk ich groźby. I jego doszły słuchy o szczęśliwcach, którzy weszli nagle w sferę zainteresowań kapitana, by potem zniknąć na okresy rehabilitacyjne z życia społecznego. Chociaż nie znał żadnego z nich osobiście, współczuł im tak mocno, jak współczuć może ktoś ze szczątkowym chociaż poziomem empatii. Nie merdał ogonem, nie wystawiał języka i nie podawał łapy. W wyniku zmniejszenia odległości pomiędzy nimi nie zdejmował z Silvershota spojrzenia, zahipnotyzowany kobrą szykującą się do ataku. Miał komentarz do jego zachowania, jednak życie było mu zbyt miłe by tracić je na rzecz szczerości, połknął zatem swoją ocenę i przetrawił, by nie kusiła go możliwością ujawnienia. - Za pozwoleniem jednak… Po co czekać do jutra? – O tej godzinie i tak mało kto interesował się czymś więcej niż zakończeniem dniówki i relaksem przed kolejną. Zaburzenie systemu dzień-noc brakiem świtów i zmierzchów sprawiło, że ludzie radzili sobie odliczeniem czasu do końca swoich zmian. Jeszcze z obrót lub dwa tarczy i pokład opustoszeje, wysyłając wszystkich do własnych kajut i sekcji towarzyskich. Ostatnio mało kto się bawił. Nikt nie miał jakoś humoru.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Pią Sie 04, 2017 2:26 pm | |
| Jego zgoda wcale nie sprawiła, że mężczyzna się odsunął. Jason miał instynkt drapieżnika. Zdobywał. Zmuszał do posłuszeństwa. Nie wycofywał się. To czyniło go tak dobrym żołnierzem, ale kiepskim towarzyszem. Życie nie jest przecież nieustanną wojną. A z ludźmi można rozmawiać, a nie jedynie wydawać im rozkazy. Niestety, za takie uwagi kapitan wyśmiałby kogoś niemiłosiernie i zaproponował setkę pompek na wyrośnięcie z dziecinnych fantazji. Wsunął do kieszeni młodzieńca niewielki nośnik danych. – Wystarczy, że to zainstalujesz. A tutaj masz wszystkie dostępy – podał mu klucz elektroniczny. Na breloku wyraźnie widoczne było imię i nazwisko szefa sekcji technicznej. Seth Smith słynął ze swojego przywiązania do porządku oraz zaangażowania w pracę. Na pewno nie zgubił klucza. Jason musiał mu go ukraść, a teraz przekazał chłopakowi. Jeśli by je przy nim znaleźli… Sullivan mógł zgrywać bezmyślnego mięśniaka, który lubi przemoc, ale nie wystarczy dobrze obijać mord, żeby tak szybko dosłużyć się stopnia kapitana. – Podoba mi się twoje zaangażowanie. Będę wiedział, czy zrobiłeś, co kazałem. Zrobił krok w tył, a młodzieniec w końcu mógł wziąć głębszy oddech. – Na co czekasz? Kopa w dupę na szczęście?
|
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Pią Sie 04, 2017 5:42 pm | |
| Na co czekał? Na bank nie na poklepanie po ramieniu i życzenia połamania nóg. Jason stał zdecydowanie zbyt blisko by móc chociażby swobodniej pomyśleć, a co dopiero oddychać. Ismael czuł jego zapach – woń potu przemieszaną z niedawno pranym mundurem i jakąś kiepską esencją do golenia. Oddychał tym niechętnie, wiążąc to z nakazem, wymogiem bezmyślnego posłuszeństwa i paraliżującym strachem wobec zwierzęcia lepiej przystosowanego do praw panujących w tej dżungli. Nie odzywał się, póki ten nie wykonał kroku w tył, Ismael zaś zwolnił blokady stresowe. Miał ochotę otrzeć pot z czoła, ze zdziwieniem odkrył jednak że spociły mu się jedynie ręce. Zerknąwszy na brelok spochmurniał. Kojarzył Smitha, jego metody działania i pedantyczne nawyki i wkurzające całe otoczenie odzywki nawiązujące humorem do dawno wymarłych sitcomów. Był poważany, stateczny i zupełnie odmienny od Sillivana, toteż podejrzenie nielegalnego nabycia jego własności było co najmniej pożądane. Czyżby w nośniku teraz ciążącym mu w przedniej kieszeni był jakiś super wirus? A może program szpiegujący? Silvershot był kretem? Nie byłoby to „pierwsze lepsze i bezpodstawne” oskarżenie wobec jego praktyk. Miał taką władzę, że mógłby wspierać amerykańskie ramię ISIS a nikt by go nie zaaresztował. Nagle Ismaela przejęła odraza wobec tego, co mu wepchnął. Jeżeli da się złapać… Jeżeli w ogóle zrobi to, o co „prosił” go kapitan najpewniej wyleci w próżnię przy pierwszym zsypie odpadów. Powinien wyjść od niego, pójść prosto na mostek i podkablować. Tak, to byłoby najrozsądniejsze, tak powinien zrobić. Tak zrobi. - Tajest. - Rzucił mu ostatnie spojrzenie, w którym czaił się cień ironicznego uśmiechu. Skinął głową porozumiewawczo i skierował się do upragnionego wyjścia z pieczary smoka.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Pią Sie 04, 2017 9:48 pm | |
| Pieczara smoka była doskonale urządzona i niezwykle wygodna. Tym bardziej jeśli w myślach znów porównać ją do nory pracowników technicznych niższego stopnia. Kapitan sięgnął do kołnierzyka i odpiął jeden z guzików. Sięgnął do następnego, gdy wyczuł na sobie spojrzenie chłopaka. – Robiłbyś właśnie dziesięć kółek wokół dolnego pokładu, gdybyś w ten sposób odezwał się do przełożonego. Nieszczególnie cię wytresowali – rozpiął kolejny guzik, pozbywając się metodycznie marynarki, pod którą nosił szarą koszulkę na ramiączkach. Ją również zsunął. Nie czuł wstydu w obecności młodzieńca, który znaczył tyle co pokładowy szczur. Na nagim torsie, pod którego ciepłą skórą rysowały się twarde mięśnie zawieszony był nieśmiertelnik. Zahaczył kciuki na krawędzi czarnego, skórzanego paska. Na obijaniu ludziom buziek można było sobie wyrobić naprawdę imponującą klatę. – Chcesz sobie jeszcze popatrzeć? Może ty jesteś ciepły, co? Palcem wskazującym dotknął dużej, srebrnej klamry, jakby zamierzał ją rozpiąć, po czym jednak tylko parsknął śmiechem. – Spadaj już. To śmieszne, ale właśnie na barkach kogoś takiego jak ty, znalazło się bezpieczeństwo nas wszystkich. Nie spieprz tego, żebym nie musiał ci dawać lekcji odpowiedzialności.
_________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Sob Sie 05, 2017 11:43 am | |
| Przystanął i odwrócił się do niego, gdy ten dodał jeszcze jeden komentarz. Nie był psem, by poddano go tresurze. W jego sekcji wzajemny szacunek i posłuszeństwo motywowane były respektowaniem cudzej pracy. Jeżeli rozumiało się jej specyfikę i potrafiło wydawać zwięzłe, acz treściwe polecenia, szybko awansowało się z roli trutnia do królowej roju. Niczego nie powiedział, wlepiając jedynie spojrzenie w mężczyznę i czekając, aż ten znowu go oddali. Wszak nie chciał denerwować lwa nie posiadając na niego bata. Gdyby go teraz zignorował, jak zrobił to jakąś godzinę temu, kto wie jak Sullivan by się zachował. Gdy tak stał, patrzył i milczał nadszedł kolejny, krótki monolog, który wstrząsnął nim i zadecydował o skrystalizowaniu nastawienia do Jasona. Co za dupek, co za podła świnia. Śmiano się i wytykano palcami wiele „wad” Ismaela. Jego pochodzenie, imię, korzenie… Dało się przeboleć i uodpornić przez całe życie spędzone na wysłuchiwaniu jakim to się nie jest śmieciem i przegrywem. Religię porzucił już w trakcie studiów, będąc zbyt słabym i nie będąc w stanie stawić czoła przykrym odzywkom rówieśników i stereotypom, jakie wiara w Allaha ze sobą niosła. Nie był ani kozojebcą, ani terrorystą, ani szowinistą… Nie latał w sukienkach i turbanie – miał dość nowoczesną, inteligencją rodzinę. Nie modlił się co chwila i nie wymagał poszanowania dziwnych zwyczajów, jednak odbijanie piłeczki przykrych słów okazało się zbyt trudne. Orientacja, którą odkrył kilka lat temu była jednak sprawą zbyt świeżą by nabrać odporności. Zupełnie jakby było mu za łatwo w życiu. Spiął się widocznie i najeżył. Miał ochotę coś powiedzieć, zdławił jednak słowa za zębami i jedynie spochmurniał na twarzy. Przełknięcie goryczy w ustach było ciężkie, potrzebował chwili na zaniechanie myśli o wykrzyczeniu do mężczyzny o powinności odpierdolenia się od nieswojego biznesu. Zbladł ze złości, zaciskając obie ręce w pięści. Obrócił się w kierunku drzwi i z prychnięciem wymaszerował, przed trzaśnięciem nimi mrucząc jedynie pod nosem „chciałbyś”. Nie był pewien, czy Silvershot miał dobry słuch i pewnie jak ochłonie będzie się modlił by nie miał. Pobiegł. Nie zatrzymywał się, nie reagował na nic, wracał do siebie; niewielka, ciasna klatka techników była w tej chwili jedynym miejscem, w którym chciałby się, w całym kosmosie, znaleźć. Zamknął się, zakluczył i zsunął na podłogę, szorując plecami po drzwiach. Oddychał ciężko od biegu i wzburzenia. Dobrze wiedział że krążą na jego temat przykre plotki, nie sądził jednak że te dotarły już do wojska. Dlatego właśnie odpuszczał sobie branie prysznica gdy inni zajmowali natryski. Zazwyczaj chodził myć się albo przez końcem wieczornej zmiany, albo w nocy, woląc szybko uwinąć się z kwestią higieny niż wpatrywać w męskie, nagie, namydlone ciała wprawiające go prawie że w śliniące osłupienie. Reagował na cielesność, nie na wydumane wierszyki o miłości i „tym jedynym”. Pieprzony Sullivan. Na pewno wiedział i dlatego jak raz dobrze wyważył komentarz. A żeby się oczodołem nadział na swoją cholerną broń. Jego słowa umocniły go w przekonaniu, że podpieprzenie go było najlepszą z opcji. Pójdzie, doniesie na niego i niech go Jason cmoknie w jego ciemną dupę. Z tą myślą przespał na podłodze kolejne 5 godzin, aż do alarmu wzywającego pierwszą zmianę. Ismael ocknął się, podniósł spod drzwi i ogarnął zupełnie tak, jakby miał zamiar pojawić się w swojej sekcji i grzecznie przepracować kolejne godziny. Zamiast tego jednak znalazł się pod śluzą oddzielającą go od królestwa Smitha. Klucz i nośnik ciążyły mu w tylnej kieszeni, a on po prostu stał i stał, patrząc przez szybkę na wcale nie zapełniony dział. Każdy siedział wpatrzony we własny ekran i na bieżąco reagował na błędy w systemie. Komputer pokładowy, prócz funkcji obronnej, regulował także dostęp światła, pracę maszyn, napędzaną silnikami elektryczność, przepływ wody – dużo by wymieniać. Nie roiło się tu od ludzi, nie widział także tych postawionych wyżej. Złapał kilka oddechów, motywując się do przejścia i zaanonsowania debilzmu Sullivana, gdy poczuł oddech na karku i czyjąś obecność za sobą. Kogoś, kto nie uznał za stosowne wydrzeć się od progu, tylko najwidoczniej czekał, aż Hariri sam się zorientuje, że w szybkę nie zagląda sam. Ismael oblał się zimnym potem i odwrócił.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Salvation Sob Sie 05, 2017 10:19 pm | |
| Mężczyzna, który stanął mu za plecami, nie był kapitanem Sullivanem, choć odpowiadał mu mniej więcej wzrostem i szerokością barków. Używał odrobinę mniej wody kolońskiej i nie miał tak irytującego uśmiechu. Wzbudzał raczej sympatię niż strach i szacunek. Nieznajomy uniósł lekko do góry jedną brew i przygryzł mocniej wykałaczkę, niecierpliwie czekając, aż chłopak w końcu zejdzie mu z drogi. Za ucho wsunął sobie własnoręcznie skręconego papierosa, a pagony na jego mundurze nie świadczyły o szczególnie wysokim stopniu wojskowym. – Masz zamiar wejść, wyjść czy tylko podglądasz? – Zagadną z dość sympatycznym uśmiechem. Zerknął znad ramienia młodzieńca na krzątających się po pomieszczeniu technicznych. Chwilę obserwował ich z pewnym powątpiewaniem. Widok nie był szczególnie interesujący. Podrapał się po zarośniętym policzku. Nie wyglądał groźnie, ale równie dobrze mógł zostać tu przysłany przez Jasona. Miał przyjemną, pełną nonszalancji aurę. Wyglądał na kogoś, kto chętnie da ci w mordę, jeśli rozlejesz jego piwo, ale na pewno nie za kolor skóry. Po cieniach pod oczami, zmęczonym spojrzeniu, rozczochranych włosach i zaroście łatwo było się domyślić jak intensywnie spędza wieczory. – Ja miałem im przynieść cały ten burdel – machnął dłonią na kilka skrzynek za swoimi plecami. Była to kara za to, że wczoraj po jednym kieliszku za dużo gonił się z dwoma pilotkami nago po pokładzie. – Jeśli chcesz, możesz wejść ze mną, młody. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Salvation Nie Sie 06, 2017 12:46 am | |
| Prawie dostał zawału. Co prawda wyczuł go jakimś tam swoim paranoicznym zmysłem, jednak sylwetka rudego żołnierza za nim w pierwszej chwili wbiła go w podłogę. „No pięknie” – pomyślał. „Mam obstawę, dzięki za wiarę” – Przełknął gulę, jaka narosła mu w gardle. Fakt że spodziewał się za sobą co najmniej Sullivana skutecznie rozproszył jego uwagę. Nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział, czy w ogóle powinien cokolwiek mówić. Gość zdawał się nie zajarzyć że Ismael stał tu nie bez powodu, a jego zachowanie mogłoby wzbudzać pewne podejrzenia. Był dziwny. Brzmiał jakby od miesiąca nie wychodził z cugu – podrapane gardło bulgotało miłą uchu chrapką zmuszając do zastanawiania się, czy, jak często i gdzie odcharchuje. Prezencja niepoukładanego bad boy’a i luźne nastawienie do otoczenia łagodziły obyczaj, dając szansę na miłe pierwsze wrażenie. Wyglądał na takiego, kogo pomimo ubioru można polubić i gdyby nie sytuacja, Hariri pewnie nawet by zagadał. Teraz jednak rudy nieznajomy był wrogiem numer dwa, zaraz po kapitanie. - Pomogę! – Wyczuł swoją szansę Wtyka Sullivana zapewne miała mu ułatwić dostęp, jego zachowanie zaś nie wzbudzać podejrzeń. Ismael złapał za skrzynkę, w pierwszym odruchu chcąc ją dźwignąć jak gdyby nigdy nic, a potem przypominając sobie, że na lekcjach wuefu raczej się rozciągał niż pakował, toteż siły nie miał w nadmiarze. Stęknął głucho, opierając sobie ciężar o biodro, gdy doszło do niego że lekko się przechyli i skrzynka przeważy. Co oni tam dźwigali, kule do kręgli? Wejdzie, znajdzie Smitha, odda mu co jego i naskarży jak wzorowa harcerka, żeby potem z rozkoszą patrzeć na miny Jasona i jego „wczorajszego” kompana. Tak nakazywało sumienie, chociaż rozsądek szarpał za kraty postanowienia i wołał o opamiętanie. Jeżeli bowiem żaden z nich nie poniesie konsekwencji (co było dość prawdopodobne zważywszy na pokrewieństwo Sullivana z górą), kto jak nie on znajdzie się na świeczniku sadystycznych zapędów? Mężczyzna zawahał się przez chwilę, patrząc na nieznajomego równie cielęcym wzrokiem jak wcześniej na trudnie za przesłonką. Kalkulował wszelkie za i przeciw, ziębiąc silniki wkurwu po wczorajszym komentarzu kapitana. Po pierwsze, znaleźć się legalnie po drugiej stronie drzwi. - Prowadź. I tak jedynie zabijałem czas.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Salvation | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |