Miłość smoka

First topic message reminder :

Miłość smoka - Historia X z tatuażem smoka na plecach oraz Y. X jest synem rodziny mafijnej, w dodatku gejem. Y to jego ochroniarz i przyjaciel, bardzo mu zależy aby X przejął rolę głowy rodziny. X to następca smoka, jego przeznaczeniem jest stać się głową rodziny. Nie chce tego. Pragnie by Y w końcu zaakceptował, że jego uczucia nie są platoniczne i uciekł z nim od tego wszystkiego. -Tytuł nadany dwuznacznie. Miłość smoka jako miłość X przyszłego następcy do Y, oraz Miłość smoka jako Y, facet który nade wszystko ceni porządek i zasady.

X - Amantis
Y - Last Dragon

Richard uśmiechnął się na jego widok ale nic nie powiedział. Położył ramię nad jego głową i pocałował go w skroń.
- Szakale mają jakiś biznes w związku z akcją w porcie. Nie wiedzą, że odbiłem cię praktycznie sam. Nie wyprowadzaj ich proszę z błędu. Będzie zabawniej. Niestety z tego co zrozumiałem zamierzają ściągnąć panienki na godziny, ale nie musimy sami z nich korzystać. Możliwe nawet, że będziemy mogli się ulotnić...
Z jakiegoś powodu Black nie chciał żeby ktokolwiek widział jak on i smok okazują sobie czułość więcej niż to co było teraz. Czuł zazdrość na samą myśl, że ktoś mógł by zobaczyć ten inny rodzaj ognia w oczach chłopaka. Nie mówiąc już o reszcie.

Zatrzymał się gwałtownie.
- Ooo nie! Żadnych panienek! Przysięgam, że jeśli któraś się do nas zbliży to zacznę strzelać. - powiedział znowu się wkurzając. Brakowało tylko żeby tuonął nóżka.
- Strarta czasu. - warczal marudnie pod nosem. - ciągnąć mnie przez takie głupoty. - burczał wyraźnie nie w humorze.
Kiedy w końcu zobaczył gang szakala ledwo łaskawie skinął im głową.
Jakby był cobajmniej królowa anglii a nie następca smoków.
Dzięki swojej urodzie wszystkie takie gesty były mu wybaczane, bo jego niesamowita aparycja odwracala uwagę od tego, że był raczej niegrzeczny.

Zdaniem Richarda chłopak był podobny do ojca jednak tupet miał wybitnie swojej mamuśki. Ona też chodziła z głową uniesioną jak królowa gdy tylko pojawiała się wśród gangsterów.
Chociaż słowa kierowane były głównie do Luckyego to Richard odpowiadał na ich pytania prosząc jedynie o potwierdzenie czy się z nim zgadza. Niestety panienki pojawiły się szybciej niż mogli się ulotnić. Blue oczywiście został od razu obstawiony przez parę z nich które ewidentnie wolały wdzięczyć się do młodego blondyna jak panów w średnim wieku. Richard dyskretnie wyciągnął mu broń.
- Jeszcze chwila. Zaraz stąd pójdziemy.

Warknął na swojego męża, gdy zorientował się, że ten bezczelnie pozbawił go jego straszaka na te głupie cizie. Każdy normalny uciekał by przed spojrzeniem jakim poczestował ukochanego, całe szczęście na Richarda to nie działało.
Odwrócił głowę od dziewczyn i gestem zdobywcy wpakował się Richiemu na kolana. I jakby jeszcze się nie zorientowały, że nie jest zainteresowany, zaborczo objął mężczyzne za szyję.
- Hoho, jaki zazrośnik. Kto by pomyślał, że twój ojciec pozwoli na to małżeństwo. Byłem pewien, że zawrzecie jakiś sojusz z innym z klanów.
- Nie żyjemy w średniowieczu. Książęta mogą sami wybierać sobie mężów. - mruknął blondyn widocznie mając już dosyć tego spotkania.

- Też byłem tego pewien. Jak się jednak okazało niezależnie z którym ze smoków masz do czynienia. Biorą to na co mają ochotę. - W jego tonie zabrzmiała dość niebezpieczna nuta. Ostrzeżenie żeby nie drążyć tematu. Mimo, że cała wypowiedź była żartobliwa to widząc Richarda panowie z klanu Szakali nie mogli mieć złudzeń, że poderżnie im gardła za jedno słowo więcej w tym temacie.
- Więc jeśli chodzi o port...
Panowie znów wrócili do tematu. Wiadomo było, że dla tygrysów miejsce było spalone. Obszar wpływów był nieprzejęty, a Smoki nie chciały zabrudzonej krwią i już będącej na celowniku policji lokalizacji.
- Wasza propozycja jest do rozważenia. Wiem, że parę pomniejszych rodzin interesowało się tematem. Jak rozumiesz musimy rozważyć wszystkie możliwości. Wrócimy do tematu. A teraz pozwolicie.
Dokończył drinka i skłonił im głową na pożegnanie. Ponieważ Lucky siedział mu na kolanach wziął jedną z jego dłoni i gestem nakłonił by się podniósł. Poczekał aż chłopak się pożegna i delikatnie trzymając rękę na jego plecach, tuż nad tyłkiem wyprowadził go na zewnątrz. Dwa inne psy bardzo szybko dołączyły do nich. Wręcz wyłonili się znikąd. Richard oddychał przez nos jednak był w pewien sposób żądny krwi, przez to jego nozdrza były lekko rozszerzone. Chłopak mógł go nigdy takiego nie widzieć, ponieważ zazwyczaj w takich rozmowach brał udział Smith senior, a on był tylko tłem. Tym razem cała presja spadła na niego i utrzymanie postawy skały wymagało od niego bardzo wiele. Był przez to też podniecony. Wiedział, że to niebezpieczna mieszanka. Normalnie poszedł by i wyżył się na jakiejś kurwie, ale nie mógł tego zrobić Luckyemu. Spojrzał na niego i był przekonany, że chociaż Lucky nigdy nie widział Richarda w takim stanie, to doskonale wiedział, co gra w jego duszy. Potarł kciukiem jego policzek
- Wciąż mamy zamachowca. Wróć z chłopcami grzecznie do domu. Jak wrócę i nie będziesz spał spróbuję wyleczyć cię z zazdrości. Zgoda?

- Nie zgoda. Nie widziałem cię cały dzień. - powiedział zakładając ręce na piersi.
- Idziemy spuścić z ciebie trochę pary i zarobić pieniądze. - dodał uśmiechając się łobuzersko.
- Psy idą z nami. Na wszelki wypadek. - zdecydował podchodząc do kierowcy by szepnąć mu coś do ucha.
Już on znajdzie sposób na radzenie sobie z gniewem i temperamentem męża. Miał też pomysł na bardzo gorąca grę wstępną. Był pewien, że Richie padnie z wrażenia. No i nie chciał jeszcze zabijać zamachowca, a był pewien że jego kochanie nie darowałby mu dzisiejszej nocy.
Zabrał go do tajnego miejsca, znanego tylko ludzia z podejrzanego półświatka. Odbywały się tu nielegalne walki, w tym miejscu Richie będzie mógł się trochę rozładować.
- Będę Ci kibicować. - zamruczał uwodzicielsko wsuwajac mu dłoń pod koszulkę żeby przejechać paluszkiem po twardym brzuchu.
Spoglądał na niego błyszczacymi w ciemności oczyma, kto by pomyślał, że ktoś z taką angielską twarzą mógł mieć takie diabelskie pomysły.

Był czas kiedy Smoki wystawiały psy w tych ringach. Później odsunęli się od tego. Jeszcze jego ojciec za młodu walczył na ringu. Później okazało się, że lepiej żeby reszta nie wiedział jak zabójczy są poszczególni członkowie rodziny Smoka. Ring przenosił się i za każdym razem był gdzie indziej. Kwestia bezpieczeństwa. Richard rozpoznał jednak od wejścia specyficzny zapach potu i krwi. Tak. To były jego klimaty. Wszystkie chwyty dozwolone. Oczywiście ich pojawienie się wzbudziło niemałą sensację. Szybko walka znów ją pochwyciła.
- Potrzebuję dresów. - Rzucił do chłopaka stojącego z tyłu.
- Rozmiar? XL będzie w porządku?
- Tak. - Znów wrócił spojrzeniem do Luckyego. - Jesteś prawdziwym demonem. Kocham cię. Muszę się przebrać. Zapisz mnie ale pamiętaj, że nie możesz na mnie postawić.
Upomniał chłopaka. Nie potrzebowali dodatkowych problemów. Za sam start i wygraną dostaną sporo hajsu. Głupio było by ją stracić z powodu zakładu. Richard przebrał się w jednym z kątów. Spodnie od garnitury nie pasowały do walki na ringu. Tak samo koszula i eleganckie buty. Pozbył się więc tego co zbędne i został w białym podkoszulku i dresach. Na boso. Żadnej biżuterii, dodatków, zbędnych bajerów. Odnalazł później Luckyego i psy.
- Jak mnie zapisałeś?- Zapytał rozbawiony. Widać jednak było, że jest nabuzowany i podniecony w jego postawie. Na jego ramionach widoczne były tatuaże przynależności. Nikt nie mógł mieć wątpliwości do kogo należy ten zawodnik.

Zamruczał na jego widok jak zadowolony kocur. Ale jest seksowny, aż miał ochotę zgarnąć go w jakiś ciemny kąt i wykorzystać.
Wiedział jednak, że najpierw musi pozwolić mu się rozładować. Nie mógł się doczekać jego miny, gdy zafunduje mu kolejna niespodzianke.
Rownie niebezpieczną co seksowną. Westchnął podekscytowany, aż mu się zrobiło ciasno w spodniach.
- Olej ten podkoszulek. - powiedział podciągając mu bluzkę do góry. - Nie jest Ci potrzebna.-dodał z wyraźnymi iskierkami w oczach, przyglądając się jego umięśnionemu ciału.
- Kotku, jestem smokiem. Zapomniałeś? - spytał błądząc rękoma po tym wspaniałym sześciopaku.
- Szkoda, że nie mogłem na ciebie postawić. - dodał robiąc smutna minkę. - Spuszczam cię ze smyczy, skarbie. Pokaż jaki wspaniały jesteś, niech w świat idzie potęga smoków. Co niektórzy chyba już zapomnieli na co nas stać.
Błękitne oczy znowu zabłyszczały złowrogo. On też miał ciężki dzień i chciał dać upust emocją.

Richard ściągnął podkoszulek i dał go tak jak resztę rzeczy jednemu z chłopaków. Wszyscy przyzwyczaili się już jakiś czas temu do tego, że Lucky obmacuje Richarda i się do niego dobiera. Nie robiło więc do żadnego wrażenia na pasch. Co innego mijający ich ludzie. Black złapał palce chłopaka i ucałował je gdy wywołano jego kolejkę. Spojrzenie smoka było spojrzeniem boga - to oni decydowali o życiu, śmierci, wolności i niewoli. Spojrzenie wielu psów było spojrzeniem drapieżnika - zabiję cię. To zdawała się mówić postawa Richarda gdy wszedł na ring. Był pewien, że to nie przypadek gdy po drugiej stronie stanął zawodnik Tygrysów.
- Zaszczekaj piesku. Gdzie twój pan? Założył ci obrożę na kutasie?- Próbował wyprowadzić Richarda z równowagi
- Wręcz odwrotnie. Spuścił ze smyczy i kazał się dobrze bawić. - Powiedział uśmiechając się kącikiem ust. Po gongu już nie wymienili żadnego słowa. Doping szedł równo dla obu zawodników. Richard początkowo trochę się bawił przeciwnikiem. Męczył go i torturował zadając ciosy wymierzone tak by bolało, ale by mógł się ruszać i walczyć. Wyglądało przez to jakby to Richard przegrywał. Oberwał parę ciosów ale nie były one dla niego znaczące. Tylko wprawne oko znające jego sposób poruszania się i walki mogło zauważyć jak dobrze się bawi.

Dwa psy stały po bokach Luckyego. Jeden z nich trzymał ubranie Richarda. Kulejąc Josh pojawił się koło nich z obstawą swoich ochroniarzy.
- Witaj blondi. Szybko chcesz się pozbyć męża. Roy cię nie zawiedzie. Skręca karki jak łamie się zapałki.
Gdy próbował podejść jeden krok bliżej zastąpił mu drogę jeden z psów.
- Proponuję skupić swoją uwagę na ringu sir. - Powiedział drugi z psów patrząc nad ramieniem chłopaka. Josh oczywiście odwrócił się w tamtą stronę.
Richard widząc, że Josh zbliżył się do Luckyego przestał się bawić. Należało dać nauczkę wszystkim. Zrozumiał co miał na myśli smok i wykonał zadanie bezbłędnie. Najpierw połamał mu obie ręce. Kolejne ciosy złamały facetowi kręgosłup pozbawiając władzy w nogach. Krzyczał z bólu gdy podniósł go za kark w stronę dwóch przyszłych głów mafijnych rodzin. Próbował jeszcze połamanymi rękoma wyprowadzić jakiś cios.
- Jego życie jest w twoich rękach SMOKU.
Przez twarz Josha przeszedł grymas wściekłości i zaczął wychodzić z ringu. Richard zaś uśmiechał się szeroko. Ludzie którzy tutaj się zebrali nie przejmowali się niczyją śmiercią. Była to norma w tym ringu. Bardziej interesowało ich, że zawodnik w ewidentnej furii opanował się, stał teraz tak sztywno i zimno czekał na decyzję.

- Ty też jesteś teraz smokiem, skarbie. - zamruczał do mikrofonu, który podsunął mu prowadzący. Na taki komentarz tłum zafalował, ludzie zapomnieli, że Richie jest jego mężem.
- Zapakuj go ładnie dla tygrysow. - dodał oglądając się przez ramię na wychodzącego Josha. Nie był żadna blondie, czas żeby każdy się o tym dowiedział.
Nawet się nie skrzywił, gdy zabrzmiał kolejny dzwięk łamanych kości..
- Next, please. - powiedział dzwięcznym głosem siadając wygodnie na przygotowanym dla niego fotelu. Jak na księcia przystało, musiał mieć swój tron.

Kiedy po kilku walkach zauważył, że Richie jest już trochę zmęczony, szepnął coś do jednego z psa. Ten uniósł wysoko brew, ale bez szemrania wykonał jego rozkaz.
Po czekał jeszcze na ostatniego przeciwnika męża i zniknął z obstawa.
- A to niespodzianka! - Usłyszała publiczność i Richie podekscytowany głos prowadzącego. - Tego jeszcze nie było! Black, twój mąż też domaga się walki i... O kurwa, ale on wygląda!

Blondyn kołysząc lekko biodrami szedł w kierunku scenym. Miał ubrane skórzane obcisłe spodnie i także nie miał koszulki ani butów. Wyglądał niebywale seksownie, posmarował się olejkiem by ciężej było mu go pochwycić. Już raz tak zrobił, ale od tego czasu dużo ćwiczył z kochankiem. I wiedział już jak się bawić z nim, żeby od razu nie przegrać.
Rozległy się podniecone gwizdy męskiej i damskiej części publiczności.
- Black ty szczęściarzu!
Lucy mrugnął zalotnie do swojego mężusia.

Richard nie lubił takich decyzji. Kolejni przeciwnicy byli bardziej rozumni i po pierwszym pokazie siły, nie próbowali już go wkurzać. Gdy Lucky zniknął nie spodobało mu się to. Po pojedynku zamierzał zejść z ringu i go znaleźć. Zanim jednak zdążył to zrobić zaczął się nieprawdopodobny szum w koło... nikogo innego jak Blue. To, że Richard był wściekły to za mało powiedziane. Miał ochotę przełożyć go przez kolana i zlać jak pięciolatka. W jego głowie Lucky swoim postępowaniem mógł upokorzyć smoki. W dodatku był zbyt roznegliżowany i zbyt narażony na atak na ringu. Aż mu para poszła uszami. Warknął na osoby w pierwszym rzędzie. Nie zamierzał walczyć z smokiem. ŻADNYM SMOKIEM. Oczywiście spotkało się to z falą gwizdów. Miał to jednak w dupie. Jeśli Lucky chciał go publicznie pookładać to proszę bardzo. Ten jednak miał inny plan. Najpierw publicznie oznajmił o jego zazdrości wszystkim zgromadzonym a później zaprosił na ring kogoś innego. To już było za wiele. Richard podszedł do niego i przerzucił sobie przez ramię jak worek kartofli.
- My podziękujemy za imprezę. Tom. Weź kasę za show.
- Black ty się jednak nie umiesz bawić. - Zaczepił go członek jednego z zaprzyjaźnionych gangów. Był naprawdę wściekły więc odwarknął mu tylko.
- Ja się nie bawię. Ja zabijam.
Nawet nie kierował się do prowizorycznej szatni. Od razu zaniósł go do samochodu i wrzucił na tylną kanapę limuzyny.
- Ani słowa. - Warknął do chłopaka i władował się do niego zmuszając do przesunięcia się w głąb. Dwa pozostałe psy usiadły z przodu. Jeden z nich podał mu tylko zestaw rzeczy jego i chłopaka.
- Ubieraj się. - Dalej burczał.

Jęknął cicho i przewrócił oczami, gdy znazl się wysoko w górze.
- Coo? No chyba troszeczkę cię poniosło. - burknął słysząc o tym, że nie wezmie kasy.
- Ja się nie bawię, ja zabijam. - marudził zirytowany z naburmuszona mina, gdy ten taki wściekły niósł go do auta.
Już otwierał usta żeby coś powiedzieć, gdy została mało grzecznie uciszony. Założył ręce na piersi i ostatencyjnie obrucil głowę w bok.
Nie będzie się ubierał na rozkaz. Nie byli jeszcze w łóżku żeby słuchał się rozkazów. Heloł, Lucky był rozpieszczonym księciem. Nawet rodziców nie słuchał. A co dopiero męża.

Cisza nawet mu się podobała. Był przyjemnie zmęczony i gdy się ubierał zeszło z niego napięcie. Zamiast prawić chłopakowi morały, jak na starca przystało, ubrany w garnitur zwyczajnie zaczął rozmowę z psami. Pytał o ich obserwacje podczas jego walki i dawał im burę za to, że dopuścili do tego by ich podopieczny próbował realizować tak durny pomysł. Całkowicie ignorował przy tym wpół roznegliżowanego męża. Był w tym dobry. Ignorował w końcu takie wybryki już ponad 20 lat. Gdy podjechali pod posiadłość zachowywał się tak jakby nic się nie stało. Wysiadł i zwyczajnie wyciągnął do niego rękę kompletnie ignorując miny i fochy. Wciąż był zły chociaż jego emocje ostygły.
- Richardzie co się stało? - Zapytała jedna z pokojówek. Oczywiście była z nim spokrewniona. Nie był jednak do końca pewien jak daleko.
- Panicz zapragnął powalczyć w ringu. Nie wystarczyło mu jednak wystawienie mnie. Chciał się pobawić sam. Musiałem go szybko stamtąd zabrać. Czy mój brat śpi?
- Nie. Siedzi w swoim pokoju. Jeszcze coś pisał jak przynosiłam mu pół godziny temu herbatę.
-Dziękuję. - Odprawił dziewczynę skinieniem głową i odwrócił się do Luckyego. - Pójdę do niego a później do siebie. Jestem na ciebie zły za twoją lekkomyślność. Jeśli chcesz spać dzisiaj w moim łóżku to proszę bardzo. Radzę jednak pomyśleć nad sposobem na przeprosiny. Jestem twoim mężem Lucky. Sam zmieniłeś zasady tej gry. Idź z chłopcami.
Zostawił go w holu a sam ruszył do skrzydła w całości zajmowanego przez psy. Pokój jego brata był zaraz obok jego pokoju. Po krótkim zdaniu relacji z dnia, spotkania z szakalami, ringu i wyskoku Luckyego ruszył do swojego pokoju. Prysznic okazał się zbawieniem. Richard miał nadzieję, że po paru sparingach grzecznie wrócą do domu i będą się kochać do świtu.
- Sory kolego. Nie dzisiaj.
Powiedział do swojego sterczącego penisa i zaczął namydlać głowę.

Co za podla skarżypyta! Aż fuknął na niego, zapomniał już że nie jest psem tylko jego mężem?!
Spoglądał na niego z wyraźną pretensja a kiedy ten oznajmił mu, że idzie do swojego pokoju to już w ogóle się wkurzył.
- Sam potrafię trafić do swojego pokoju. - warknął na mężczyzn, którzy mieli być jego obstawa i rzucając w nich swoimi ciuchami poszedł szybkim krokiem do sypialni.
Zamiast uciekać do siebie, powinien z nim porozmawiać! O co on się w ogóle tak wścieka?
Czemu tylko Richie mógł się dobrze bawić? A tak poza tym.. Co za niewdzieczny dupek.
On mu to załatwia walkę, a ten co?!
" Dupek." wysłał mu bardzo dorosła i dojrzała wiadomość SMS i zanurzył się w jacuzzi. Może bombelki i wino poprawia mu humor.

Richard był wdzięczny za walkę. Nie podobało mu się co innego. Problem z blondynem był taki, że nie rozumiał większości postępowań swojego męża. W drugą stronę niestety wyglądało to podobnie. Odczytał wiadomość kiedy kładł się do łóżka.
"Dobranoc"
Odpisał i położył się spać. To nie były przeprosiny. Lucky nie miał też pięciu lat żeby mu mówił " a teraz przeproś pana bo nie wolno kopać ludzi "

Richard skoro świt znów był na nogach. Tym razem jednak z powodu swoich obowiązków jako szefa ochrony. Siedział więc na ich sali gimnastycznej i ćwiczył z małolatami. Te dzieciaki będą niedługo osłaniały Luckyego i ich adoptowane dziecko.

Lucky postanowił rozwiązać to po swojemu. Nie lubił przepraszać, zawsze uczono go, że on przepraszać nie musi. To inni powinni błagać o wybaczenie go.
Postanowił załatwić to po swojemu i kiedy Richard miał chwilę przerwy.. Bez ostrzeżenia zaatakował go.
Chciał odebrać swoją walkę i rozładować klebiace się w nim negatywne emocje.
Od rana wdzięcznyl się do dziwek i miał już tego wszystkiego dość.
Mało brakowało żeby znowu wybuchnął.

Richard miał na Luckyego swój wewnętrzny radar. Chłopak pojawiał się w pobliżu a on zaraz odczuwał pewien rodzaj pobudzenia. Zdziwił się jednak gdy został zaatakowany. Szybko przerzucił go przez ramię zmuszając do bezpiecznego wylądowania na materacu. Każdy kolejny atak osłaniał bądź przyjmował na napięte mięśnie. Podniecała go determinacja smoka. Postanowił wykorzystać jego wczorajszy pomysł przeciwko niemu. Zaczął go obłapiać zamiast atakować.
- Tylko ja mogę widzieć ciebie w takim stanie.
Kolejny atak, unik i przerzut.
- Tylko ja mogę cię wąchać, smakować, dotykać.
Pozwolił się położyć na łopatki po to by złapać chłopaka w pasie nogami i odwrócić się zmieniając to kto był na dole.
- Tylko dla mnie masz się pocić, stękać i jęczeć.
Docisnął się do jego krocza swoim... bardzo twardym. Chciał żeby go poczuł. Żeby zrozumiał.
- Tylko ty możesz widzieć mnie pokonanym. Bo tylko u twoich stóp leżę. - Wyszeptał mu do ucha nagryzając jego płatek. Złapał jego biodra i zaczął swoim kroczem pocierać o jego w rytmie sugerującym stosunek.
- Będę cię torturował aż nie przeprosisz za swoje zachowanie.
Ostrzegł całując go i pozwalając by go przewrócił bądź odepchnął jeśli będzie chciał.

Sfrustrowany Lucky nie zamierzał odpuszczać i atakował swojego męża raz za razem.
Dopiero kiedy ten docisnął go swoim fiutem do ziemi to wyrwał mu się cichy jęk.
Słysząc gorące zapewnienie, że leży tylko u jego stóp.. Poczuł dreszcze i momentalnie stwardniał. Podziałało to na niego jak jakiś egzotyczny afrodyzjak.
Szlag by Richiego i to jego boskie ciało.
- Kto by pomyślał, że jesteś taki zaborczy. - syknął próbując wywinąć się spod niego.
- Dobrze wiesz, że smoki nie przepraszaja. To po pierwsze. -warknął gryząc go całkiem mocno w ramię, dzięki czemu udało mu się rozproszyć na moment męża i się spod niego wyslizgnąć. Na chwilę.
- Po drugie.. To nie potrafisz się bawić. - burknął niezadowolony z tego, że przegrywa.

- Zabawa ma granice. Moja zabawa ma się nijak do twojej. Pamiętaj o tym zanim znów wytniesz taki numer. Sam powiedziałeś, że też jestem smokiem. Więc przeprosisz. To nie muszą być słowa. Wiem, że to ci przez gardło nie przejdzie. Wymyśl coś... tyle potrafisz. A teraz spadaj kotku.
Gdy zaczął mówić zbliżał się do niego. W porównaniu z Luckym był wielki. Wysoki szczupły blondyn wyglądał jak marzenie. Brakowało mu za to tej męskiej twardości jaką miał w sobie Richard. Złapał go w talii i przyciągnął do siebie. Nie miało to nic wspólnego z walką. Pocałował go i podniósł oplatając sobie w koło bioder jego nogi. Całował go i pieprzył przez ubranie przypartego do ściany aż nie usłyszał zbliżających się młodzików.
- Koniec przerwy mój mężu. Muszę wrócić do pracy. Nie przeszkadzaj mi. Bądź grzeczny.
Opuścił go delikatnie na ziemię i w tym momencie weszli młodzi. Rozległo się przynajmniej 15 "dzień dobry paniczu" i kolejne tyle "dzień dobry smoku".

Ciężko mu było nie pojękiwać cicho kiedy ten z taką namiętnością uderzał o jego penisa, swoim. Był już twardy jak skała i mało brakowało by spuścił się w spodnie.
- No japierdole kurwa mać. - warknął pod nosem na widok młodzieńców. Nie mieli kiedy przyjść?
Posłał mężowi wściekłe, przepełnione pożądaniem spojrzenie. Jak mógł go zostawić w takim momencie? Powinien olać te gowniarze i zająć się nim.
Posłał nastolatka takie spojrzenie, że niektórzy z nich wyraźnie się zmieszali i zatrzymali w pół kroku. Zrobili coś nie tak?
- Przyjdź dzisiaj do naszej sypialni. - wycedził przez zęby z trudem nad sobą panując.

- Pomyślę o tym.
Odparł specjalnie podjudzając go. Chciał żeby czuł niepewność. Podjudzał go by sam przekroczył granicę równości. Zdaniem Richarda równości w ich związku nigdy nie będzie. Lucky pozostanie smokiem a on psem. Tak się urodzili i wychowali. Wrócił do chłopców. Odwrócił ich uwagę od blondyna. Lepiej żeby za bardzo nie wchodzili w ich małżeństwo.

Dla Richarda dzień był intensywny fizycznie. Brak biurowych spotkań mu pasował. Nie był głupi ale wolał akcję od przekładania papierków. Gdyby nie był psem byłby w służbach mundurowych... albo najemnikiem. Takie życie bardziej mu odpowiadało. Nie mogło jednak trwać wiecznie, dlatego musiał na poważnie wziąć się za biznes. Westchnął ciężko i wszedł do sypialni Luckyego.
- Twój ojciec nalega na wspólną kolację - zaczął od drzwi szukając wzrokiem chłopaka.

I znalazł go rozłożonego na łóżku w seksownej pozie. Do łóżka przypięte były czarne kajdanki a sam Lucky.. Wyglądał jak milion dolarów. Wypielęgnował się od stóp do głów i ewidentnie był gotowy na zabawę.
Na zabawę dla dorosłych.
Lucky nie lubił tracić kontroli więc te kajdanki ewidentnie były przeprosinami.
Na długiej, jasnej szyi chłopaka zawieszony był czarny, aksamitny choker co przy jego typie urody wyglądało niesamowicie podniecajco. Oprócz tej czarnej ozdoby nie miał na sobie nic innego.
- Pieprzyć kolacje i ojca. - mruknął patrząc na niego błyszczącymi oczami. - Jesteśmy dziś zajęci.

Wzrok Richarda szybko przeniósł się w miejsce, z którego pochodził głos. Na twarzy nie drgnął mu żaden mięsień jakby nic go nie zaskoczyło. Jedynym co wskazywało na poruszenie tego wielkoluda były rozchylone nozdrza. Głęboko wciągnął powietrze nosem.
- Masz rację. Powiem facetowi który opłaca twoje widzi mi się i moją pensję, że nie przyjdę na kolację z nim bo jestem zajęty pieprzeniem się z jego synem. Szczyt dyplomacji.
Mówił z ironią. Kącik ust drgał mu lekko w kierunku uśmiechu. Jednocześnie zaczął ściągać z siebie przepocone ciuchy. Podkoszulek wylądował na podłodze ukazują jego pięknie wyrzeźbiony tors. Spodnie zjechały wraz za nim w dół. Został w samych bokserkach które w żaden sposób nie ukrywały tego jak działał na niego Lucky.
"Nie będę szedł pod prysznic. Zaraz i tak się spocę. Pójdę po"
Pomyślał i ruszył w stronę łóżka. Nakrył swojego męża swoim ciałem wyciągając jego nadgarstki w kierunku kajdanek by je zapiąć.
- Przygotowałeś dla mnie swój tyłeczek?
Zapytał przerywając na chwilę pocałunek żeby sprawdzić jeszcze wizualnie czy kajdanki są dobrze zapięte.

- Myślę, że by zrozumiał. - odpowiedział prężąc się seksownie w pościeli w oczekiwaniu na ukochanego.
Czując na sobie ciężar ciała męża jęknął podekscytowany. Uwielbiał czuć go tak blisko siebie, te wspaniałe, twarde mięśnie. Znowu jęknął, nie mogąc się powstrzymać.
- Sprawdź. - mruknął rozchylajac zachęcająco uda. W tym cholernie ciasnym tyleczku tkwił bardzo stylowy, totalnie pasujący do blondyna korek analny. Zakończony błyszczącym diamentem.
Lucky spojrzał do góry na swoje ręce, szarpnął lekko. Sapnął, nie lubił tego uczucia bezradności. Wiedział jednak, że Richie będzie zadowolony móc pobawić się w ten sposób.
- Nie przyzwyczajaj się do tej uległości. - wymruczał cicho.

Widząc mieniącą się zabawkę pokiwał tylko głową z uśmiechem. Już rozumiał dlaczego tak się kręcił. Delikatnie nacisnął na jego zwieracz i wyciągnął korek. Był pewien, że diament był prawdziwy, tak jak materiał korka. Zastanawiał się przez chwilę kiedy zdążył go kupić bo był prawie pewien, że nie widział go wcześniej w zabawkach chłopaka. Wsadził w niego dwa palce i zaczął naciskać na ścianki.
- Jest dobrze, ale potrafisz lepiej. - Skomentował drocząc się z nim. Po ich tygodniu miodowym wiedział już doskonale na jakie pieszczoty Lucky jest wrażliwszy. Zaczął więc torturować chłopaka nimi z radością słuchając jak się wije i przeklina.