Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

Za Ivanem przyszli pozostali meżczyźni. S.J. trząsł się starając się nie wybuchnąć śmiechem. Baron i Kevin z szerokimi uśmiechami przenieśli pudło do salonu.
- Właśnie pytałem twojego męża co z ozdobami. - Wyjaśnił Baron widząc naprawdę przekomiczną minę Ivana.

- No jak to co? Właśnie przyjechały! - powiedział chłopak podchodząc do męża i wyciągając z pod jego bluzki nóż. Tak po prostu jakby to było najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
Kimmy doskonale wiedział w których miejscach mężczyzna ma schowana broń. Tym razem nóż posłużył mu jako pomoc przy otwieraniu kartonu.
- Jaaa, ale ładne! Wow i to też! - zachwycał się prawie wpadając do olbrzymiego kartonu. - Co?! Za swoje kupiłem! - powiedział prostując się i zakładając ręce w obronnym geście na widok miny Ivana.

Ivan zachęcał chłopaka żeby go rozbierał i zapoznał się z jego ciałem jak najlepiej. Nic więc dziwnego że wiedział dokładnie gdzie jaki rodzaj broni sobie przypina. Ivan wciąż patrzył na wielki karton ozdób świątecznych jak na gniazdo jadowitych węży.
- Zamierzasz rozwiesić to w domu?
Zapytał Lobos nie do końca wiedząc jak sobie z tym poradzić. Ozdoby mu nie robiły ale... czuł się z tym dziwnie.

- W domu, w stajni, przed domem. Zobacz, kupiłem nawet renifera przed dom. - powiedział wyciągając z dużego kartonu jeszcze jeden, trochę mniejszy.
- Nie podoba Ci się? - spytał wyraźnie zawiedziony brakiem entuzjazmu Ivana.
- S. J.  Brzydkie? - odwrócił się do dziadka z miną dziecka, któremu ktoś powiedział, że w tym roku gwiazdki nie będzie.

- Eeeee to nie... - S.J. tym razem nie wytrzymał wybuchnął szczerym śmiechem.
- Ivan chce powiedzieć, że on się na tym nie zna. Kiedy miałeś w domu choinkę?
- Nie pamiętam.
S.J. kiwnął tylko głową. Ivan nie wiedząc jak sobie poradzić z tym co miało miejsce zostawił chłopaka z SJem. Usiadł na kanapie i wrócił do tematu ludzi w miasteczku. Od wizyty Ashley jakoś mniej się stawiali.
-Jego ojciec zjeżdżał na święta jak żył, a ta obecność nie była zbyt świąteczna. Masz więc okazję pokazać mu, że święta to nie tylko dziwki w przebraniach ale coś więcej.
Ostatnie słowa dodał już ciszej żeby Ivan tego nie usłyszał.

- Cooo dziwki w przebraniach?! - oburzył się jakby Ivan faktycznie planował w te święta zamówić jakieś. Stał się bardzo zazdrosny o zaborczy względem Ivana.
Jak to mówią z kim przystajesz takim się stajesz.
- Ivan będzie miał najlepsze święta w swoim życiu. Jestem w tym ekspertem. - powiedział chłopak wypinając dumnie pierś do przodu. Puścił staruszkowi oko.
- Też jesteś zaproszony na kolacje S.J. - Zamruczał uśmiechając się uroczo.
I w tym momencie do pokoju wrócił Ivan. Trochę słaba sytuacja, jego żona zaprasza innego faceta na kolacje z uśmiechem wartym miliony.
Zostawić Kima na chwilę samego.

Akurat S.J chociaż był przystojnym mężczyzną był w Ivanowej strefie komfortu. Staruszek był hetero i był jedną z osób której mógłby dać swoje życie w ręce i wiedział, że by przeżył. Mimo to był zazdrosny, że podobny uśmiech przypadł innemu mężczyźnie. Powinny być tylko dla niego.
- S.J. spędzi wigilię u Sama. Z tego co zrozumiałem z ostatniej rozmowy Będzie tam pół wsi. Ale jakby ci się znudziło jesteś zawsze mile widziany.
Klepnął mężczyznę w ramię i przeszedł na sofę. Nie wiedział co ma z tym wszystkim zrobić. Bał się zostawić tego Kimmowi. Utrata kontroli nad otoczeniem zawsze była dla niego trudna.
- Choinka. - Powiedział Baron patrząc na niego rozbawiony.
- Co?
- Załatw choinkę. Ozdoby zostaw Swanowi ale możecie ją później razem ubrać. Co ty na to Kimm? - Zapytał głośniej wiedząc, że chłopak i tak ich słyszy.

- Ma być duża, gęsta, zielona i pięknie pachnieć. - zaczął wymieniać Kimmy nie zrażony tym, że został przyłapany na podłuchiwaniu.
- Trzeba jeszcze jechać na zakupy spożywcze. - dodał podchodząc do męża. - Będziemy robić pierniczki.
Widząc, że taka opcja dodatkowo przerażała jego męża nachylil się i szepnął do jego ucha.
-... Będę w samym fartuszku.
Taka obietnica na pewno sprawiła, że Ivan nie mógł sie doczekać pieczenia ciastek.

Ivan nie wiedział jak się zachować. Wyobraźnia podłożyła mu za to bardzo czytelny obraz Kimma w samym fartuszku. Uśmiechnął się drapieżnie.
- Nie licz że będę ugniatał ciasto. Będę zajęty czymś innym.
Odparł, a Kimm mógł się domyśleć że chodzi mu o obmacywanie chłopaka podczas gotowania. Reszta mężczyzn skwitowała to śmiechem.
Później pomogli nawet rozłożyć ozdoby. Ivanowi pozostał inny problem. Co też kupić pod choinkę Kimmiemu? I, albo czy powinien, pomyśleć o pozostałych osobach które zaprosi chłopak.

Kim przyjrzał się Ivanowi, po słowach S. J'a inaczej spoglądał na męża.
Postanowił zrobić wszystko by czuł się komfortowo.
-Może pojedziemy jutro na zakupy? - spytał siadając mu na kolana. Zaczął przeczesywać jego włosy robiąc mu przy tym masaż głowy.
- Moglibyśmy kupić prezenty. Nie mam pojęcia co wybrać dla staruszka. - szepnął konspiracyjnie do jego ucha. - alkohol? To takie mało oryginalne.
Chciał mu pokazać, że nie jest w tym wszystkim sam. I sprawić, że te święta magiczne.

Panowie się ulotnili więc mogli rozmawiać swobodnie.
- Jeśli chcesz go rozczulić zrób coś własnoręcznie. Może być nawet czapka mikołaja. Będzie z niego prawdziwy dirty santa.
Śmiał się Ivan. U nich nikt nigdy nie przywiązywał wagi do świąt. Widział jednak, że chłopakowi zależy. A masaż głowy był przyjemny na tyle, że gotów był rozważyć mordęgę w chodzeniu po sklepach.
- Dostaniesz dwie godziny w tej bramie piekieł którą nazywasz galerią handlową. Najwyżej pojedziemy tam jeszcze raz...
Odparł zgadzając się ugłaskany na tortury zakupowe.

- Obiecuję, że tym razem nie będę zastanawiał się pół godziny nad kolorem kurtki. - zaśmiał sie przypominając sobie ich ostatnie wyjście. - tym razem będziemy kupować prezenty dla innych, więc pójdzie szybciej. - dodał posyłając mu piękny, promienny uśmiech.
Az mu się oczy zwężyły w wąskie szparki a w policzkach zrobiły dołeczki.
- A co ty chciałbyś dostać, kochanie? - spytał siadając na nim okrakiem i calując lekko w usta.

- Mam wszystko czego pragnę. Moje seksualne fantazje mogę realizować na bieżąco. Chociaż nie. Ale to nie realne. Żebym mógł cię brać z każdej strony i dotykać wszędzie gdzie chcę na raz musiałbym się sklonować, a tego jeszcze nie robią.
Często miał tak, że gdy Kimm wyginał się podczas seksu miał ochotę zanurkować członkiem w jego słodkich ustach. Nie mógł jednak tego zrobić jednocześnie go posuwając a z tego też nie zamierzał rezygnować.
- Hmmm co o tym myślisz kochanie? Dałbyś radę... trzem takim jak ja?
Zapytał z rozbawieniem.

- Chcesz mnie zabić? - spytał autentycznie przerażony wizja trzech Ivanow dobierających się do niego.
Popukał się w głowę by obrazowo pokazać co o tym wszystkim sądzi.
- A Ciebie własnoręcznie robiona czapeczka nie rozczuli? - zażartował gryząc go lekko w policzek.
Zaczepiał go, wiedząc dokładnie gdzie zaprowadzą ich takie zabawy.
Nie przeszkadzało mu to jednak.

- Tu już dobrze wiesz co mnie rozczula.
Ivan miał maślane oczy tylko w dwóch przypadkach i oba dotyczyły Kimma. Gdy go ssał, a robił to już kosmicznie dobrze, albo gdy go ujeżdżał. Parę minut później prezentowa przekomarzanka przerodziła się w seks.
- Jak to jest, że nie mogę oderwać od ciebie rąk mimo, że minęło już tyle czasu? Baron mówił, że w końcu seks ustępuje czułości ale kiedy tylko zaczynasz robić... coś to nie mogę się powstrzymać.
Zapytał gdy później leżeli okryci kocem przed kominkiem. Drewno lekko trzaskało. Płomień przyjemnie chłodził.

- Bo jestem pierwszym twoim partnerem, który widzi w Tobie coś więcej niż okrutnego gangstera.-odpowiedział na stawiając się na mizianie po karku.
- I nikogo wcześniej nie dopuściłeś do siebie tak bardzo jak mnie. Kochasz mnie. A seks z miłością zawsze smakuje inaczej.
Ziewnął.
- Tak przynajmniej słyszałem, bo w sumie nie robiłem tego z nikim innym. - dodał sennie wtulajac się w swojego męża.

Ivan się spiął. Robił to z innym. Szakal wciąż był cieniem w jego pamięci.
-Ja robiłem to z innymi i nikt nie wyciągał ze mnie tyle co ty.
Odparł zaraz się uśmiechając. Trochę później zawinęli się do sypialni.
- Zdecydowanie jesteś pierwszą osobą przy której nie mam koszmarów.
Ciepło ciała chłopaka i jego błogi spokój uspokajały wojenne koszmary kryjące się w głowie mężczyzny już od dłuższego czasu.

Następnego dnia Ivan robił za woła jucznego. Nosił kolejne siatki z zakupami i wciąż nie wiedział co chce dostać Kimmy.

Kimmy był za to w swoim żywiołe i raz za razem wyciągał kartę kredytową z zabójczą mina godna zakupoholoczki.
Zatrzymali się przed sklepem zoologicznym, bo różowowłosy zdawał się zakochać.
Znowu.
I tym razem to nie był piękny jedwabny szalik a mały, niezbyt ładny szczeniak siedzący smutny w kącie.
- Ivan.. Już wiem co chciałbym na święta. - powiedział spoglądając na psiaka z zachwytem. Z jakiegoś powodu przypominał mu nieco Ivana. I chyba dlatego tak bardzo chciał go przygarnąć.

Ivan już widział pożarte buty, osikany dywan i podrapane meble. Zacisnął jednak usta w wąską kreskę.
- Zgoda.
Oddał pakunki jednemu z ochroniarzy i wszedł z chłopakiem do sklepu. Gdy wychodzili ochroniarz zadbał o wózek na zakupy bo nie dało się tego pomieścić już w rękach.
- Nie ma wejścia do kuchni, sypialni ani gabinetu. Jasne?

- No co ty, Ivuś. - powiedział robiąc smutna minkę. - Jak możesz być taki okrutny? To tylko małe psie dziecko. Potrzebuję jeszcze miłości. - dodał podnosząc psiaka na wysokość swojego męża, by zobaczył jaki on jest malutki. I w tym momencie ten malutki słodziaczek obsikał Lobosa.
Zapanowała grobowa cisza. Każdy bał się zaśmiać w obawie o własne życie.
Kimmy Odrzaknął, by ukryć paniczny rechot. Przez to wyszło mu coś na krztalt chrumkania świni. Az mu łzy pociekły po policzkach a twarz zrobiła się czerwona.
- Widzisz? Lubi cie!

Ivan złapał szczeniaka za futro na karku i oddał ochroniarzowi.
- W wózku jest smycz. Zabierz go stąd bo poleje się krew.
Warknął Ivan. Ochroniarz przejął ostrożnie szczeniaka złapał za nieodpakowaną obrożę i smycz i dosłownie wybiegł z galerii. Ivan za to odwrócił się i wszedł do pierwszego sklepu z odzieżą. Wolał się nie odzywać. Ilość bluzgów byłaby nie do przyjęcia. Tym bardziej groźby śmierci.
- Pies nie ma wstępu do domu.
Warknął do Kimma sięgając po jakąś koszulkę. Na oko jego rozmiar. Oczywiście nie spojrzał, że to slim i wychodząc z szatni miał koszulkę suchą, owszem, ale za to przylegającą do ciała, że było widać każdy mięsień. Warczał więc dalej gdy płacił gotówką. Ludzi wręcz rozpierzchli się dając mu przejście do kasy.
- Twoje pomysły na prezent doprowadzą mnie do szewskiej pasji. Najpierw koń. Później klacz. Teraz pies.
Ludzie mijający ich robili wielkie oczy bo Ivan wcale nie był cicho. Rozdrażniony gadał tak głośno jakby chciał przekrzyczeć tłum w barze.
- Następnym razem zobaczysz jakieś dziecko i co też je przygarniesz? - Burczał gdy wychodzili.
Przed samochodem stał wielki ochroniarz z swoim bojowym kundlem. Szczeniak zaszczekał głośno na widok Ivana i zaczął merdać ogonem. Ewidentnie polubił strasznego gangstera.
- Już rozumiem czemu go polubiłeś. Ma te same tendencje samobójcze jak ty.
Stwierdził tylko i wsiadł do samochodu. Szczeniak władował się mu na kolana.
- Idź sobie. Nie lubię cię. Naucz się sikać gdzie trzeba to pogadamy.
Chociaż marudził to widać było, że nie zgania psa ani nie próbuje go zastrzelić.

Kimmy chodził za Ivanem z głupim usmieszkiem i w przeciwieństwie do innych wcale nie wydawał się bać mężczyzny.
Wręcz przeciwnie, ledwo powstrzymywał się przed wybuchami śmiechu. Co mógł mu zrobić Ivan w ramach kary? Co najwyżej pieprzyć się z nim cała noc. To było kłopotliwe, ale nie straszne.
- Jeśli uznam, że potrzebujemy dziecka... - zaczął, ale warkniecie Ivana zamknęło mu na moment usta.
- Nie martw się, mały. Mnie też na początku nie lubił. A teraz zobacz. Żyć beze nie nie może. - zaszczebiotał słodko chłopak przybliżając się do męża.
- Ivan...-Zamruczał różowołosy przesuwając drobna dłonią w kierunku jego brzucha. - Wiesz.. Wyglądasz w tej koszulce baaardzo seksownie...

- Ta koszulka to jakieś pierdolone kpiny. Ten pies to pomyłka. Zeżre ci te twoje drogie buty. Zobaczysz.
Groził mu. Nie dodał, że wygląda jak jakiś metroseksualny pizduś bo wiedział, że Kimmy potrafi się do takich ślinić. Jak się okazało pies też miał inne zdanie na temat koszulki bo jak tylko dłoń chłopaka zaczęła sunąć do brzucha rzucił się na nią uznając za świetną zabawę pogryźć mu dłoń.
- Bojowy pudel...- Zaśmiał się Ivan i zabrał psiaka na drugą stronę. Ten jednak zamiast odpuścić zaczął wspinać się znów na jego udo i szczekać na Kimma, że ma oddać rękę do zabawy.

Kimmy zachichotał i pomógł psu wejść na Ivana.
- Wygląda na to, że jest zazdrosny. Znam takiego jednego zazdrośnika co pragnie całej mojej uwagi. - mruknął rzucając mężowi przeciągłe spojrzenie spod rzęs.
- Nie są takie drogie. Kupuje na wyprzedażach... - dodał przewracając oczami.
- Mi się podobasz. A to chyba najważniejsze, prawda? - zapytał gryząc go lekko w odsłonięty mięsień. - Powinieneś częściej w takiej chodzić.

Wywrócił oczami.
- Wyglądam jak jakiś laluś z tv. Mowy nie ma. Prędzej będę chodził bez.
Odpowiedziało mu wesołe szczeknięcie i szczeniak zasnął w ułamku sekundy kładąc się na udach Ivana.
- Nie ogarniam tego futra.- Stwierdził patrząc na śpiącą spokojnie kulkę.