Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

Chłopak nie zdążył nawet się odwrócić kiedy mocnym uściskiem złapał go za nadgarstek i cofnął do siebie.
- Nigdzie nie idziesz. Wracamy.
Warknął Ivan, a Sam modlił się po cichu żeby tamci nie darli się mocniej. Niestety Kimmy pojawiło się ponownie. Tym razem Lobos na pełnym wkurwieniu wpadł do baru i od razu wystartował do drącego ryja studenciaka. To były sekundy jak uderzenie posłało chłopaka dwa stoliki dalej.
- Jeszcze któryś? - Warknął patrząc na resztę.

- Eeejj gościu! Porąbało cię? - pisnęła dziewczyna rzucając się do swojego kumpla geja.
- Ivan dupku, puść! I się uspokój! - syczał Kimmy, bo Ivan w tym swoim gniewie nie zauważył że pociągnął za sobą także różowołosego.
- Kim ty do diabła jesteś? I co mu robisz?! - oburzył się inny typek na co Sam interweniował martwiąc się, że zaraz będą tutaj trupy.
- Luz, to mąż Kimma.
Pół azjata prychnął zirytowany słysząc jak został im przedstawiony Lobos.
- mąż? Nie bądź śmieszny. Kimmy jest za młody na męża.
- i nie ma obrączki! - dodała blondii jakby to był ostateczny dowód, że kłamie.

Oczywiście uchwyt ręki nie zelżał.
- Jestem mężem tej niewiernej suki i jeśli w ciągu pięciu sekund nie opuścicie baru. Odstrzelę wam łby.
Ivan nie bił kobiet i dzieci. Tylko to uratowało dziewczynie życie. Mężczyzna zaś był coraz bliżej skraju swojej wytrzymałości.
- Raaaaaz
Powiedział i wyciągnął broń. Studenci z przerażeniem odkryli że to nie czcze w pogróżki. Przy dwa krzesła w pośpiechu zostały odsunięte. Chłopak startujący do Kimma chciał coś powiedzieć i się zatrzymać ale reszta go pociągnęła. Na pięć byli już za drzwiami. Tam natknęli się na dwóch członków gangu.
- Ten facet to Lobos. Macie szczęście że żyjecie. Radzę nie powtarzać błędu i go nie wkurzać.
Po tej jakże uprzejmej poradzie zanieśli się wręcz histerycznym śmiechem.

Ivan zaś stał w miejscu i ściskał dość mocno rękę chłopaka. On sam ściągał obrączkę tylko do prac mechanicznych i budowlanych. Nie widział powodu by Kimmy jej nie nosił. Nie mówiąc o racjonalności w tym momencie.
- Będziesz nosił tą pierdoloną obrączkę non stop. Zadbam by każdy wiedział że należysz do mnie.
Warknal na niego.

Kim przegryzając policzek od wewnętrznej strony obserwował jak studenciki uciekają z baru.
- Sam jesteś niewierna suka! Mogę sobie rozmawiać z kim chce! - warknął , gdy tamci zniknęli za drzwami.
- Kim nie robił nic złego, Lobos. - wtrącił się Sam próbując uspokoić groźnego mężczyznę. Kim ewidentnie nie miał zamiaru iść za głosem rozsądku tylko był w nastroju do walki.
- Nie będę jej nosił. - wycedził znowu próbując wyrwać mu swoją drobną dłoń z mocnego uścisku. Pewnie gdyby nie drinki już jęczałby z bólu, że zaraz urwie mu rękę.
- Kimmy jest nawalony, Lobos. Nie wie co mówi.
- Nieprawda! Doskonale wiem co mówię! - pieklił się chłopak tupiąc nogą jak małe dziecko.

Sam pełnił w tym momencie rolę S.J. Nawet nie wiedział jak bardzo był w tym swoim postępowaniu podobny do stryja.
- Chcesz mi kurwa powiedzieć że nie próbował nadziać się na fiuta tego gówniarza? Bo jak dla mnie ten pierdolony studenciak liczył na bzykanko tej nocy i był bardzo niepocieszony że nasz słodki Kimmy jednak nie da mu dzisiaj dupy.
Warczał wręcz Lobos ciągnąc swojego małżonka na zaplecze.
- Będziesz robił co ci KURWA karzę. On doskonale wie co mówi Sam. ... Widzisz... Zamknij bar i wróć do domu. A ty..... jedziesz ze mną. Załatwię ci taki dowód własności, że nie będziesz mógł się go pozbyć.

Pod barem stał kaczorek i do niego Ivan zapakował chłopaka. Ruszyli w stronę miasta.

- A ciągnij się, dupku! - odpowiedział Kimmy zapierając się nogami i szarpiąc, ale dla Ivana mógłby równie dobrze grzecznie iść, bo jego pokazy sił nie robiły na nim wrażenia.
Mało delikatnie wrzucony do samochodu jęknął cicho. Dopiero teraz zauważył jak czerwona jest ręką za którą go trzymał. Syknął i poruszył lekko palcami. Działają, to nic mu nie złamał.
- Masz zamiar unieszczęśliwiać mnie do końca życia?! W końcu mogłem się trochę pobawić a ty oczywiście musiałeś ZNOWU wszystko zepsuć! Śledzisz mnie?!

Gdyby Ivan chciał mu coś złamać zrobił by to bez wahania. Ewentualne szkody wyniknąć mogły z szarpania się chłopaka.
- Mam zamiar?! Ty mi Kurwa nie dajesz wyboru! Muszę pilnować twojej dupy na każdym kroku! Koło odpowiedzialności to ty Kurwa nie stałeś nawet! Dobrze, że był tam Sam to przynajmniej twoi nowi koledzy zapłacili za swoje chlanie. Twoja dobra zabawa o mało nie zdechła ze zdziwienia jak się okazało, że kogoś masz. TY kurwa nawet nie widzisz co? Ja pierdole. Nie dość że nieodpowiedzialny to jeszcze głupi.

Darli się na siebie i wyzywali przez paręnaście kilometrów. W końcu Ivan wcisnął chłopakowi piwo na kolana i kazał się zamknąć bo inaczej go brutalnie wyrucha. Mały diabeł w głowie Ivana podpowiadał, że chłopak wkurza go specjalnie bo liczy na ostre bzykanie skoro mu się nie udało z tamtym gościem. Myśli Ivana robiły z chłopaka prawdziwą dziwkę a to nie pomagało mu w utrzymaniu emocji w ryzach.

- W końcu mogłem porozmawiać z kimś normalnym, kto mnie rozumie! Nie wszystko sprowadza się do seksu, wiesz?! - warknął by po chwili zamilknąć, gdy zagroził mu wyruchaniem.
Założył ręce na piersi i oburzony odwrócił głowę w stronę swojego okna.
Widząc gdzie podjechał jego szanowny małżonek zrobił duże oczy i... Spierdolił.
_ Nie ma, kurwa, mowy! - krzyczał biegnąc w stronę drogi. Zrozumiał jego słowa o tym, że nie pozbędzie się tego dowodu przynależności.

Studio tatuażu, z którego korzystał Ivan było sprawdzone. Bezpieczne i znali go tutaj wszyscy. Było też przy okazji wielkie. Ponieważ był na skraju wytrzymałości ogarnęła go zimna furia. Bardzo powoli wysiadł z samochodu i go zamknął. Długim i jak na jego stan emocjonalny niepokojąco powolnym krokiem ruszył w stronę Kimma. Wiedział, że pijany chłopak daleko nie pobiegnie. Gruntem było nie stracić go z oczu.

Kimmy był... Największym pechowcem świata. Kiedy wpadł na jakiegoś gościa w glanach, aż go odrzuciło w tył. Gdy podniósł głowę do góry by przeprosić, zabraniał. W życiu nie pomyślałby, że  wpadnie na tego agresywny ćpuna z jego byłej szkoły.
- Sorry.. - powiedział zerkając nerwowo przez ramię. Choleraaaaa! Ivan miał w oczach takiego wkurwa, że aż zmiękły mu nogi.
Trzeba spadać!
- Swan. Czy to nie twój brat wywalił mnie ze swojego baru? - Usłyszał kiedy chciał go ominąć i spierdzielać przed wkurwionym mężem.
No nie...
Pchnięty na ścianę jęknął głucho. Cholera. I po co on dzisiaj tyle pił? Kręciło mu się w głowie. Zamrugał by odzyskać zdolność widzenia.
- Ejjj to łaska czy facet?
- Słodziutki!
Ze sklepu obok wyszli kumple metala. Jakby miał za mało problemów.
Zagryzł wargę zerkając nerwowo w kierunku z którego nadchodził jego mąż. Jego to on się bał jednak najbardziej.
- zgubiłeś się, malutki?
- Kurwa.. A weź się odczep. Muszę już iść! - mruknął próbując ich wyminąć, bo Ivan był coraz bliżej.
Jęknął kiedy jeden z nich pachnął go spowrotem na ścianę budynku.
Dobra. Może jak wyżyje się na nich to mu się nie oberwie.

Oczywiście z rzeczy, które wkurwiały Ivana dotykanie Kimmiego przez innych facetów było na pierwszym miejscu. Wcześniej podburzony teraz naprawdę miał ochotę zabijać. Normalnie przedstawił się najpierw aby gówniarze mogli uciec na dźwięk jego nazwiska.
- Ej, kolo, spierdalaj, nie widzisz że się dobrze bafaaa...
W otwartych ustach metala znalazła się lufa krótkiej broni. Odbezpieczył ją i spojrzał mu w oczy z dzikością. Pozostali zostawili chłopaka i zaczęli uciekać. Mocnym ciosem w brzuch posłał metala na ziemię i wyciągnął broń z jego ust. Wystrzelił wprost w kolano kolegi Kimma. Sprzedał leżącemu metalowi jeszcze dwa kopniaki i strzelił do drugiego uciekiniera jego też skutecznie spowalniając.
- Nie ruszaj się stąd. - Warknął do Kimma.
Dopiero gdy pierwszy z trójki zaczął pluć krwią ruszył do kolejnych. Minął po drodze stojących w drzwiach ludzi. Ostentacyjnie schował broń pod nogawkę spodni odsłaniając tatuaż Gangu na kostce. W drzwiach zaczęło się robić pusto. Nikt nie chciał zadzierać z jego gangiem.
Zmasakrowanie kolejnych dwóch zajęło mu chwilę. Swan mógł porównać walkę wściekłego Ivana do tego co robił wieśniakom i jego bratu. W porównaniu z tą masakrą tamto było zabawą z dziećmi. Gdy wracał do Kimma siedział już przy nim jeden z członku gangu, który bawił się w barze. W drzwiach minął barmana, który dał mu mokry ręcznik by wytarł dłonie z krwi. Przekazał chłopakowi z gangu broń którą strzelał i wymienił ją na tą należącą do niego.
- Wiesz gdzie masz zadzwonić jak do ciebie dotrą?
- Wiem. Zakończyć czy puścić?
- Zakończ.
Po tych słowach sprzedał Kimmiemu soczystego liścia.
- Gdybyś nie był moim mężem za tą ucieczkę przestrzeliłbym ci kolana jak tym dwojgu. Nie wkurwiaj mnie bardziej. Wezmę cię teraz na ręce i grzecznie idziemy do studia.
Podczas gdy to mówił chłopcy z gangu sprzątali po nim.

- Nie zgadzam się na tatuaż. - powiedział mimo, że cały dygotał jak galaretka. Gdyby nie członek gangu Ivana na pewno by spierdolił, a tak musiał stawić czoła wkurwionemu mężowi.
Policzek piekł go od uderzenia, więc chłodził go sobie lodowato zimną dłonią i... Patrzył na Ivana hardo.
Kimmy był chyba samobójca. Naprawdę powinien nauczyć się kiedy należy być cicho i potulnie przytakiwać głową.
- I... Nie strzeliłbyś mi w kolano, bo wtedy nie mógłbyś wymyślać tych wszystkich zboczonych pozycji, dupku. - dodał ewidentnie pod wpływem alkoholu.
Tak. Kimmy ten mały głupek ewidentnie prosił się o lanie.
- Poza tym obiecałeś, że nie będziesz mnie bił. - burknął oskarżycielsko. Czuł się oszukany i jednocześnie spanikowany, pewnie jak alkohol puści będzie też zrozpaczony i przerażony. Tyle emocji w takim małym ciałku.

Brew Ivana uniosła się do góry nadając jego twarzy pytający wyraz.
- Naprawdę? - Zapytał a jego ton głosu mówił, że był od krok od zabicia Kimma zamiast wyżycia się na tamtych chłopakach. Wkurwiony Ivan nie myślał o seksie a o zemście. W tym wypadku zemście za zdradę. W świecie Ivana zdrada była tylko o poziom niżej od zamordowania kogoś mu bliskiego.
- Nie bił bym cię tylko zastrzelił. Nie mówiłem nic o strzelaniu prawda?
Czuły facet robiący mu śniadanie rano zniknął w tym momencie i pojawił się naprawdę wkurwiony szef gangu. Wziął chłopaka na ręce i przerzucił sobie przez ramię jak worek ziemniaków.
- Jak skończycie dostarczcie mi pilsa. Tak... 20-tkę. - Jeszcze specjalnie uniósł lekko ciało Kimma żeby się upewnić co do wagi chłopaka. Nie ruszył z nim jednak do studia a do samochodu. Wywalił go na tylne siedzenie i złapał za szyję dość mocno. Nie podduszał jednak. Chodziło o to by z trudem oddychał i nic nie gadał.
-O duszeniu też nic nie mówiłem prawda? Co ci kurwa nie pasuje co?! Próbuję być dobrym mężem, a ty odpierdalasz szajs. Wkurwiasz mnie, a ja do spokojnych ludzi nie należę. Staram się być miłym to robisz wszystko żebym znów wpadł w furię. Daję ci trochę luzu to od razu próbujesz się nadziać na jakiegoś fiuta. Ty naprawdę chcesz żebym zaczął zabijać? Obiecuję ci, że odstrzelę fujarę wszystkich twoich fagasów i zrobię ci z nich wystawkę. A ciebie pierdolona mała dziwko wsadzę do klatki żebyś mógł sobie popatrzeć na te uschnięte zielone fiuty. Dla ciebie powstrzymałem się żeby nie zabić twojego pojebanego brata, dla ciebie nie odstrzeliłem łba tym wieśniakom którzy przyleźli w nocy, dla ciebie trzymam na odległość swoich chłopaków, idę na każdym kroku na jebane kompromisy. Próbuję zrozumieć ale tego się kurwa nie da!
Monolog przerwał członek gangu, który przyniósł w strunowym woreczku dwie małe pigułki.
- Szef poda razem. Chemik mówił, że jak pił to lepiej obie.
- W porządku. Zajmijcie się trupami.
Podczas tej rozmowy nie pozwolił Kimmowi się podnieść, a nawet mocniej zacisnął rękę na jego szyi. Mężczyzna odszedł, a dłoń Ivana przeniosła się na szczękę chłopaka otworzył mu siłą usta. Wcisnął w nie pigułki. Wziął łyk wody i pocałunkiem wcisnął ją w usta chłopaka zmuszając do połknięcia. Jedna z nich miała ochronić chłopaka przed zmieszaniem narkotyku z alkoholem. Druga była środkiem odurzającym o dodatkowym rozluźniającym, zwiotczającym i uśmierzającym ból działaniu. Innymi słowy Kimmy powinien dużo lepiej znieść skomplikowany tatuaż i nie wyrywać się tak mocno. Była to też idealna pigułka gwałtu.

Puścił go gdy był pewien że przełknął. Wyszedł z samochodu i odpalił papierosa. On miał kluczyki więc nie bał się, że chłopak spróbuje odjechać. Musiał jedynie przypilnować żeby nie zwymiotował w ciągu 10-15 minut aż środek zacznie działać.

Pilsa? Chcę go naćpać? Jęknął cicho... A zaraz potem głośniej, kiedy wpakował go do samochodu i zacisnął ręce na jego szyi.
- Nie, nie, nie... - pisał widząc co zostało dla niego przyniesione. Co za podły drań! Jak mógł mu to robić?
Nawet nie dał mu dojść do głosu tylko ciągle gadał wyraźnie nakręcony.
Pozostawiony sam sobie wysiadł z samochodu czując, że kręci mu się w głowie. Kiedy jego nogi dotknąły ziemi zachwiał się niebezpiecznie i w ostatniej chwili przytrzymał auta.
- Lubisz przypominać mi o tym, że jestem twoim mężem, ale... - urwał czując mdłości i przez chwilę zapomniał co chciał powiedzieć. -... To nie ja jestem pierdolona dziwka.. A ty.. Podłym chuu.. Chujem.
I skończyło się rumakowanie, śliczne oczy zmętniały a oddech się wyrównał. Nie wiedział co było potem, bo wszystko zlewało mu się w jedną całość.
Pamiętał zapach papierosów Ivana, brzęczenie maszynki i ramiona mężusia oplatające wątłą talię.
A rano czuł się jak kupa. Miał kaca i.. Pierwsze co zrobił to poleciał rzygać.

Powinna go dodatkowo boleć dupa, kostka i ręka bo Ivan poszedł na całość. Poza piękną obrączką na palcu z napisem "Love Ivan" i datą ślubu miał tatuaż gangu na kostce dokładnie taki jak Ivan i kolejny będący potwierdzeniem do kogo należy... na pośladku. Lobos poszedł na całość, a że chłopak dzielnie wszystko zniósł po dragach to nic go nie hamowało w tej kwestii. Nie hamowało go też w kwestii wyładowania swojej złości na chłopaku seksualnie. Był to kolejny powód do bólu dupy...

Prace w domu trwały w najlepsze i większość dużych robót była skończona. Panowie zajmowali się doprowadzeniem ogrodu do porządku a w domu tylko parę osób kręciło się kończąc wszystko pod malowanie, tapetowanie i podobne pierdoły. Meble stały już zabezpieczone w połatanej stodole i czekały na to by je wnieść. Ivan zostawił przy chłopaku Tylora, a sam poszedł grzebać w motorach. Mężczyzna ruszył zaraz za chłopakiem do łazienki.
-Te, Kimmy, Chcesz wody?
Zapytał gangster stojąc w drzwiach.
- Baron już cię widział. Mówił, że masz zostać w łóżku, nie wkurwiać Ivana, jeszcze raz nie wkurwiać Ivana i pić dużo wody.

- Ni..ee wymawia imienia tego... Tego.. - znowu rzyg. -.. Skurwiela. - dokończył wisząc na wannie. Co on mu do cholery wczoraj zrobił?
Kiedy zobaczył tatuaż na palcu jęknął głośno a potem zaczął szorować go gąbką.
- o japierdole, on nie schodzi! Jest prawdziiiiwyyyy! - zawył zrozpaczony. Potem nie zważając na Taylora odsunął lekko majtki i aż poczerwieniał ze złości.
Miarka się przebrała.
Rzygnął jeszcze z dwa razy, wypił cała butelkę wody i wrócił do sypialni. I to bynajmniej nie po to by spać. Kuśtykając, wściekły jak osa zszedł na dół z torba na ramieniu.
- A ty gdzie? -spytał zaciekawiony Taylor przyglądając się chodzącej kupce nieszczęścia.
- Powiedziałbym, że do mamusi, ale cóż.. Ona nie żyje, więc do brata! Niech się ten dupek w gole do mnie nie zbliża! - wychrypiał, bo przez to rzyganie miał zdarte gardło. - i dla jasności, ja nie uciekam! Ja odchodzę!

Tylor bardzo szybko zareagował na jego słowa. Zaraz złapał chłopaka za ramię i zatrzymał.
- Której części nie wkurwiania Ivana nie zrozumiałeś?
Gdyby go wypuścił i powtórzył by mu te słowa... Lobos byłby bardzo wkurwiony.
- Mam go zawołać? - Zapytał po chwili widząc minę chłopaka i jego próby wyrwania się z uścisku. Tylor nie miał tyle wyczucia co Ivan więc bardzo prawdopodobne, że zostaną siniaki... znów

- Zmiażdzysz mi rękę Ty bydlaku! Ał puszczaj! - jęknął siłując się z Taylorem, co oczywiście nie zrobiło na nim wrażenia.
- Puść Kima! - warknął Sam zbawiony hałasem w holu. Cóż, to nie mogło się dobrze skończyć.
Nawet nie wiedząc kiedy rosły nastolatek pachnął mężczyznę trzymającego jego przyjaciela i doszło do walki.
Ivan przyszedł w momencie jak Kimmy uderzał w Taylora miotłą, żeby odgonić go od rudego kompana.
Sam zarobił od motocyklisty w nos i zalewał się krwią, na co pół azjata doznał przypływu adrenaliny i dzielnie bronił drucha.
- Spierdalaj, dupku! - warczał jak rasowy pudel, Kimmy.

Tylot był starym zabijakom, trzeba było jednak przyznać Samiemu że dzielnie trzymał jego tempo. Nadrabiał mocno posturą i wigorem. Tak więc i stary gangster nie pozostał bez ciosów.
Ivan stanął w drzwiach i najpierw odebrał miotłę Kimmiemu. On w odróżnieniu od nastolatka wiedział jak uderzyć i gdzie żeby obaj się uspokoili. Gdy obu panów leżało na ziemi trzymając się za krocze Ivan znów odwrócił się do Kimmiego
- Co tu się kurwa dzieje?

Aż Kima zabolało, gdy obu panów dostało w krocze. Miał nadzieję, że Sam będzie mógł mieć potem dzieci. Szkoda żeby zmarnowały się takie geny.
Podniósł wzrok na Ivana, gdy ten skupił na nim swoją uwagę. Drobna twarz nastolatka była blada jak papier, ale widać było przebijajace się rumieńce spowodowane nagłym skokiem adrenaliny.
- Taylor mnie szarpał. - odpowiedział dzielnie wytrzymując jego spojrzenie.
- Cooo? Kurwa, Ivan. . on chciał wyprowadzić się do brata. - wystękał Tay podejrzenie cienkim głosem. Jeszcze by mu znowu przywalił w klejnoty.
Kimmy nie zaprzeczył, mało tego podniósł z ziemi swoją torbę i powiedział :
- Nie będę z tobą mieszkał. Idę do brata.
Tak po prostu. Nawet mu powieka nie drgnęła, mimo że wiedział do czego zdolny jest jego mąż.

Ivan za to przeszedł natychmiastowo do fazy wrzenia. Jego spojrzenie stało się twarde a rysy wygładzone. W pierwszej chwili chciał go zwyczajnie brutalnie ustawić do pionu. Postanowił jednak zagrać w sposób dzięki któremu miał nadzieję, że Kimmy sam zrezygnuje z tego pomysłu. Delikatnie położył dłoń na jego policzku i uniósł jego twarz by patrzył na niego.
- Z tego co pamiętam twój brat wciąż jest u swojej dziewczyny... jak jej było?... A no tak. Ja zaś nieważne gdzie będziesz zamierzam egzekwować swoje małżeńskie przywileje. Naprawdę chcesz żeby twoje jęki słyszeli oni wszyscy? Chcesz żeby zrozumieli jak bardzo lubisz gdy mój kutas ślizga się w tobie? Mi to nie przeszkadza. Widownia jest nawet ekscytująca...
Mówiąc głaskał go po policzku. Zależało mu by Swan zrozumiał, że nie żartuje. Nie robił chłopakowi krzywdy, nawet mu nie groził. Zarówno Sam jak i Tylor pozbierali się i stali z tłu. Oboje byli świadkami ich głośnej i namiętnej nocy poślubnej.
- Chcesz jechać do brata? W porządku. Weźmiesz ze sobą Szpilę i Tylora. Żebyś nie zapomniał gdzie jest twoje miejsce i kto jest twoim mężem. Mam nadzieję, że pamiętasz moją obietnicę z wczoraj. Oczywiście możesz w spokoju odpocząć w sypialni. Sam.
Zostawił chłopaka i wyszedł krokiem pana i władcy. Dał mu wybór i był pewien, że niezależnie od tego co zrobi Kimmy on się będzie dzisiaj świetnie bawił.

Oczy Kima niebezpiecznie się zaszkliły, a kolory całkiem odpłynęły z jego ładnej twarzy.
Ze złości przeszedł w rozpacz i jedyna osoba, która to zauważyła był Sam.
Ominął Taylera i nim ten zdążył coś powiedzieć wziął go na ręce jak księżniczkę i zabrał do góry.
Zrobił to w ostatnim momencie, bo gdy tylko znaleźli się w jego pokoju nastolatek zalał się łzami.
Zrozumiał, że nawet jeśli mu się coś nie podoba to Ivan nie bardzo się tym przyjmuje. Traktuje go jak swojego człowieka a nie męża, mimo że lubi przypominać mu o tym, że są małżeństwem.
- Naćpał mnie i zrobił te okropne tatuaże. - wyszlochał chowając głowę w kolanach. Skarżył się mu jak małe dziecko, ale czuł się tak źle, że nie miał już siły na bycie silnym.

Sam poczekał, aż nastolatek zasnął i zszedł na dół czując okropna złość. Musiał oddychać przez nos żeby nie zrobić czegoś głupiego, za co pewniie wylądowałby 3 metr pod ziemią.
Wszedł do kuchni, gdzie kawkował sobie Ivan i spojrzał na niego z niechęcią.
- Kim jest twoim mężem a nie pozbawiona uczuć zabawka. - wycedził przez zęby. - Jeśli zależy Ci na posłusznej kukle, rób tak dalej. Już niewiele brakuje ci żeby go złamać. Czy ty tego nie widzisz?

Ivan pił kawę z rumem bo alkohol skutecznie ukoił jego nerwy w połączeniu z ciepłym napojem. Odwrócił się do Sama i uniósł pytająco brwi jakby dając mu pozwolenie na takie zachowanie.
- Kim bardzo się stara żeby nie traktować mnie jak człowieka, a jak potwora. Nie widzę więc powodu by go zawodzić w tej kwestii. Gdy tylko próbuję go potraktować normalnie zaraz strzela z dupy jak jakaś baba. Gdybym chciał go złamać dałbym go chłopakom pierwszego dnia. Byłby teraz pojemnikiem na spermę jakim próbuje się stać puszczając się i podrywając wszystkich nowych. - W Ivanie nadal wrzała zazdrość z poprzedniej nocy. - Powiedz mi jak mam mu chociaż ufać? On szuka każdej możliwej opcji żeby uciec. Mimo, że sam podpisał papiery i sam wybrał to rozwiązanie. Jest rozpieszczonym dzieciakiem i potrzebuje lekcji. Jestem miły to źle. Jestem skurwielem, też źle, ale wtedy przynajmniej nie robi nic głupiego. Zrobiłem mu nawet jebane śniadanie, a on tego samego dnia obściskuje się w barze z jakimś gówniarzem! Jest mój Sam i nie zamierzam go oddawać. Nikomu. Dbam o tą niewdzięczną pizdę jak próbuje się otruć, jak wywala na siebie regał wyciągam go z pod niego. Darowałem życie wieśniakom którzy przyszli z zamiarem zabicia mnie. Kurwa, nawet darowałem jego bratu te wszystkie wyskoki chociaż powinienem dawno go sprzątnąć za to co odwala! Kimy może i ma anielską buźkę, ale charakterek wybitnie Swanów..
Zakończył swoje darcie ryja siadając ponownie i robiąc sobie miksturę kawy i rumu.
-Chcesz też? Myślę, że ci się przyda. Lepiej daj mi jakiś pomysł bo jak tak dalej pójdzie twój przyjaciel naprawdę skończy w złotej klatce w piwnicy.
Pokazał Samowi krzesło naprzeciwko siebie.

Sam słuchał tych wszystkich krzyków z wysoko uniesionymi brwiami. Dobra, ale ten typ był zazdrosny.
Niepewnie odsunął jego kubek i zamiast tego postawił przed nim meliske.
- Wyluzuj. Wszystko źle rozumiesz. - powiedział widząc jak ogniki wkurwu zapalają się w oczach Ivana.
- Kimmy nikogo nie podrywał, chciał tylko powrotu do normalność. Imprezy że znajomymi w swoim wieku, studia. Nastolatkowie problemy. Na pewno nie poszedł by się znikim obciskiwać. Potrzebował chwili bez gangsterów, męża i ciągłych nerwów. - zaczął mówić, bo miał wrażenie że Lobos dalej jest nabuzowany.
- Kimmy wcale nie jest rozpieszczony. Może jest mała różowa kulka, ale jest twardy. To on ogarniał wszystko po śmierci matki. Kiedy ojciec także odszedl w krótkim czasie po mamie, to Aaron się załamał a nie Kimmy. On płakał jak nikt nie widział a za dnia był twardy. Więc nie mów o nim jak o puszczalskiej dziwce. Bo nie znam nikogo równie niewinnego jak on. - na koniec trochę warczał, ale emocji wzięły nad nim górę.
- Jesteś głupi jeśli nie widzisz tego jaki jest naprawdę. Gesty takie jak głupie śniadanie, kwiatki, kompelemty na pewno go porusza. Wysil się trochę jak chcesz żeby patrzał na ciebie maślanymi oczami.
Wstał od stołu i zaczął robić jakieś tosty dla przyjaciela.
- I załatw mu uczelnie online. Dla niego studia są bardzo ważne, nie traktuj tego jak głupie wymysły rozpieszczonego dzieciaka. - zakończył stawiając herbatę i tosty na tacy.

- Niewinnego? Ty też masz klapki na oczach...
Burknął pod nosem sięgając ponowie po swój kubek z rumem i kawą. Wywrócił oczami na komentarz o kwiatkach i komplementach.
- Wiesz, że nie należę do .... romantycznych facetów. Moje komplementy brzmią... ostro i brutalnie. Kwiatki to nie moja liga, a żarcie to najbliższa romantyczności rzecz jaką robię. Nawet jak się staram trochę łagodniej do niego podejść do on zaraz mnie podjudza. To nie ułatwia wiesz? Ugh....
Pozwolił mu zanieść rzeczy i kazał wrócić. Wyciągnął jeszcze z Sama parę informacji na temat tego co chce studiować Kimmy i jak to wygląda to Online.
- Ugh... niech będzie. - Wstał i podszedł do jednego z sejfów ukrytych w salonie. Wyciągnął plik gotówki.
- Załatw formalności i ten ... komputer tak? Z tym co mu tam potrzebne. List że się dostał na zwykłe studia znajdziesz w sypialni. Chyba z nim będzie łatwiej. Jak go nie zabiję do czasu zamknięcia formalności to sam mu przekażę "nowinę". Spakuj wszystko jakoś... nie wiem... ty pewnie wiesz lepiej jaka forma mu się spodoba. Pedalskie jednorożce czy coś.
Zostawił na stole plik z kasą i wyszedł, po drodze wstawił tylko kubek po kawie do zlewu. Dopiero po wyjściu Ivana zza ściany wyłonił się Tylor.
- Masz gadkę jak stary S.J. Ivan cię lubi. On mało kogo lubi.
Tylor nie ruszył za Ivanem. Poszedł na taras i tam odpalił papierosa. Siedział tam też Szpila, który miał razem z nim pilnować młodego Swana.