Miłość smoka

First topic message reminder :

Miłość smoka - Historia X z tatuażem smoka na plecach oraz Y. X jest synem rodziny mafijnej, w dodatku gejem. Y to jego ochroniarz i przyjaciel, bardzo mu zależy aby X przejął rolę głowy rodziny. X to następca smoka, jego przeznaczeniem jest stać się głową rodziny. Nie chce tego. Pragnie by Y w końcu zaakceptował, że jego uczucia nie są platoniczne i uciekł z nim od tego wszystkiego. -Tytuł nadany dwuznacznie. Miłość smoka jako miłość X przyszłego następcy do Y, oraz Miłość smoka jako Y, facet który nade wszystko ceni porządek i zasady.

X - Amantis
Y - Last Dragon

- Lucky... nie mamy już paru lat. Nie zmieścimy się we dwóch w wannie, a tym bardziej pod moim prysznicem.
Łazienki psów były bardzo małe i raczej minimalnie wyposażone. Już sam fakt, że mieli łazienki każdy dla siebie był luksusem. Brak prywatności powodował, że jak tylko któryś z jego kuzynów zakładał rodzinę to przeprowadzał się na swoje.
- Ale mogę cię przytulić do snu. Każę któremuś z chłopaków przynieść ci coś do ubrania do snu. Cś jeszcze potrzebujesz od siebie z pokoju? Chcesz iść pierwszy do łazienki czy ja mam iść?

- Będę spał w twoich ciuchach. - odpowiedział turlając się w jego pościeli.
- zluzuj majtki, skarbie. - dodał podnosząc się z łóżka i podchodząc do niego zalotnym krokiem. - Wszędzie są Blackowie. Co ma mi się stać? Nigdzie nie będę bezpieczniejszy niż tutaj. - mruknał dotykając jego policzka opuszkami palców.
Ale był przystojny.
- Z bliska wygladasz jeszcze lepiej. - westchnął z rozmarzeniem. - jak to mozliwe?

- Jesteś krótkowidzem? - Odparł rozbawiony i podszedł do swojej szuflady. Wyciągnął z niej jeden z (oczywiście) czarnych t-shirtów i dał chłopakowi.
- Chcesz też jakiś dres albo bokserki czy wolisz spać w swoich?
Wolał dopytać zanim pokaże mu, która szuflada zawiera jego bieliznę. Pochylił się lekko i pocałował go w czoło po czym wepchnął do łazienki. Zdążył zamknąć drzwi gdy pojawił się jego brat.
- Gdzie junior?
- W łazience. Chce tutaj zostać na noc.
- W porządku. Tylko nie jebcie się jak króliki. Smok chce żeby cała ta fanaberia Luckyego rozegrała się jak należy. Co myślałeś, że nie wiem, że go zaliczyłeś? Daj spokój. Tygrysy powinny zniknąć za godzinę. Postawię w razie co dwóch przy twoich drzwiach. Ah, Richard. Josh obwinia ciebie za niepowodzenie.
Nie musiał mu mówić, że jest celem. Czuł, że tak może być. Odczekał aż brat skończy swój raport i zaczął swój. Gdy wymienili się już wszystkimi informacjami zapukał do łazienki.
- Potrzebujesz pomocnej dłoni? - Zapytał rozbawiony uchylając drzwi by przyjrzeć się blondynowi. Był kurewsko w jego typie. Aż mu drgnęło coś w spodniach. Westchnął jednak tylko.

- Lepiej nie rzucaj takich tekstów jak nie chcesz obudzić się z tym penisem w ustach. - odpowiedział wspominając jego słowa o warunkach noclegu w pokoju kocurka.
Łazienka była pełna pary, bo Lucky uwielbiał kąpiele w gorącej wodzie. Młody następca był w niektórych aspektach trochę dziwny przez to w jakim środowisku się wychował, ale to tylko dodawało mu uroku.
- Czego chciały tygrysy? Josh został odpowiednio ukarany? Odcieli mu fiuta i kazali to zjeść? - Spytał z nadzieją.

- Mnie. Jako, że jestem przyszłym zięciem twojego ojca i jednym z najcenniejszych psów załatwił go jak typowy smok. Tygrys nie wychyli się w najbliższym czasie. Josha też mamy z głowy na jakiś czas. Ma roztrzaskane kolano i trochę zajmie jego naprawa. Obiecuję, że następnym razem odstrzelę mu fiuta.
Wziął delikatnie jego dłoń i ucałował jej wierzch. Tak jakby składała obietnicę.
- Żałuję, że nie pozwoliłeś mi go zabić.
Powiedział z żarem w oczach.
-Widzę, że zamierzasz się wygrzewać. Wezmę więc w tym czasie prysznic jeśli pozwolisz.
Powiedział z lekko złośliwym uśmiechem. Odsunął się od wanny i podszedł do prysznica by przy nim zostawić swoje rzeczy. Kolejne elementy garderoby lądowały w koszu zaś garnitur na wieszaku. Jego penis był lekko pobudzony. Zanim jednak Lucky zdążył coś skomentować schował się za matowym szkłem. Chłopak mógł więc widzieć tylko zarysy sylwetki Richarda.

- Kochany tatuś.- skwitował blondyn pokazując biały, równy rządek zębów. - Dla mnie jesteś najcenniejszym kocurkiem. - powiedział spoglądając na niego z czystym oddaniem i miłością. Już nie mógł się doczekać żeby powiedzieć mu to magiczne "tak".
- Smoki są ciepłolubne, zapomniałeś? - mruknął włączając suszarkę do włosów, bo nienawidził spać w mokrych.
- Wiedziałem. - westchnął z rozmarzeniem widzac ten lekki zwòd. Pragnie go równie mocno co on jego.
I na co mu było tak długo zgrywać niedostępnego? Zapomniał już, że Smoki zawsze dostają to co chcą?

Richard nie był przekonany że Lucky go chcę. Uważał że to kaprys który spieprzy ich przyjaźń. Teraz wiedział że tak nie jest i bał się że rola go przerośnie.
- Ja preferuję zimne prysznice.
Rzucił trochę głośniej żeby przekrzyczeć szum wody. Gdy wyszedł od razu owinął się ręcznikiem. Jego wzwód zginął w zimnej wodzie.
- Jeśli chcesz to możemy iść spać.
Ręcznik opadł a on wciągnął dresy na tyłek. Tak. Richard nie nosił bielizny.

- A jak nie chcę? - spytał prowokacyjne, bo widok tego zwodu podział na jego wyobraźnię.
Podszedł do niego w jego koszulce i przytulił się do szerokich pleców mężczyzny.
- Naprawdę chcesz tylko spać? - spytał przekornie zsuwając ręce na jego podbrzusze.
- No weź no .. - zamruczał jak małe, obrażone dziecko. - przecież też ledwo się powstrzymujesz..
Miał nadzieję, że go skusi. Że w końcu Richie przestanie być posłusznym psem smoka a pokaże pazurki.

Powstrzymał rękę Luckyego zanim ta zjechała za nisko. Gdyby go dotknął to znów by mu stanął.
- Masz bardzo słabe zdanie o mojej kontroli. - Uśmiechnął się. Odwrócił się więc ręce chłopaka znalazły się teraz jędrne pośladki ochroniarza. On sam pochylił się by go lekko pocałować. W jego koszuli wyglądał cholernie seksownie. Pocałował go lekko w usta.
- Zamierzam położyć się grzecznie w łóżku. Przytulić cię i pójść spać. A jeśli mój członek postanowi stanąć z nadmiaru wrażeń to go zignoruję. Ewentualnie wtulę w twój zgrabny tyłek żebyś mógł się rozkoszować jego rozmiarem i przyzwyczajać do niego. Jeśli cię wezmę Lucky tak jak lubię, jak pragnę, to chcę by nikt nam nie przeszkadzał, byśmy byli sami, byś był już wtedy tylko mój. Innymi słowy. Po ślubie skarbie.
O ile początek wypowiedzi mógł przywodzić na myśl jakiś spokojny weekend w górach na odludziu o tyle koniec wypowiedzi rozwiewał wątpliwości. Czuł jednak, że nie wygra tej gry z smokiem.
- Chcę prywatności Lucky, tutaj jej nie będziemy mieli. W twoim pokoju jest trochę większa, ale też gdy zaczniemy się pieprzyć pół domu będzie o tym wiedziało. Jestem zaborczy. Nie chcę by inni słyszeli twoje jęki.

Już oczyma wyobraźni widział ich dzikie seksy w rezydencji letniskowej nad jeziorem a ten mu tu o ślubie.
Rozczarowanie wymalowane na jego twarzy było aż nadto widoczne. I po co on mu kazał odwzajemniać jego uczucia?! Gdyby o tym wiedział od razu zaciągnąłby go do ołtarza. A może.. sam mu się oświadczy?
Przecież to nie jest powiedziane, że to Richie musi mu się oświadczyć, prawda?
- To będzie tortura. Nie możemy się chociaż trochę.. no wiesz.. popieścić? Podotykać? Obiecuję, że będę cicho. - mruknął w dalszym stopniu załamany wcześniejszą odpowiedzią Blacka.  
Zamrugał zalotnie i wydął pełne wargi. - No weeeź, Richieee... już tak długo na ciebie czekam, że wariuje!

Richard chciał mu się oświadczyć następnego dnia. To młodszy wymyślił sobie zwykłą randkę w to miejsce. W dodatku zdaniem głowy rodziny to pies powinien prosić. Wszyscy wiedzieli, że Richard ani jego brat nie zrobią nic wbrew głowie rodziny. Jeśli on by prosił o rękę Luckyego było by pewne, że ma błogosławieństwo nie tylko dla samego gangu smoka, ale i wszystkich pobocznych. Zresztą Black chciał to zrobić w dobrym miejscu. Publicznie. Romantycznie etc.
- Miałeś mnie przed wczoraj taką ilość razy, że sam nie zliczę. Musi ci to starczyć. Jeśli chcesz żebym ci ulżył to w porządku. Ale wolałbym abyś ty swój dotyk ograniczył do minimum. Obawiam się, że jeśli pozwolę ci na zbyt dużo to na samych pieszczotach się nie skończy.
Przesunął kciukiem po jego zabawnie wydętych ustach i ruszył trzymając go za rękę do pokoju. Odsunął narzutę i pieczołowicie ją złożył.
- Wskakuj do łóżka Blu. - Kiwnął mu głową na przygotowane miejsce.

- Hey, chce żebyś wiedział, że nie jestem łatwy. - powiedział niespodziewanie chwilę po tym jak położyli się do łóżka.
- Nikomu innemu nie pozwoliłbym się tknąć palcem. - dodał z dumą. Zmarszczył brwi i Richie niemal mógł zobaczyć o czym myśli Blue.
" Nie to co niektórzy"
Oczywiście chodziło o te wszystkie dziwki i próby umawiania się z innymi. Mimo, że jego miał pod nosem. Heloł.
Powinien być na to za niego obrażony. Jak mógł to robić? Drań.
Spojrzał na przyszłego narzeczonego i od razu rozluźnił twarz.
"Ale za to jaki przystojny drań"...
Black stanowczo był jego największą słabością i jedyna osobą, która tak bardzo kochał.
- Mówiłem Ci już jaki jesteś niesamowity? - westchnął z rozmarzeniem.

- Wiem. WIEM. - Powtórzył mocniej widząc jego spojrzenie. Za to na kolejne słowa mógł tylko westchnąć. Opuścił zbrojone rolety zewnętrzne i wyłączył światło. Wsunął się w pościel i objął go ramieniem.
- Chyba już to słyszałem. - Odparł rozbawiony na ten bezpośredni komplement.
Richard spał w dresach i koszulce. Gdy przyciągnął do siebie chłopaka sięgnął do jego tyłka. Delikatnie głaskał pośladek.
- Ty możesz spać do późna. Ja muszę wstać skoro świt. Okej? - Mruknął mu prawie do ucha i zamknął oczy. Było mu dobrze. Lubił go przytulać gdy jeszcze byli mali. Lubił gdy uciekał do niego i ładował mu się do łóżka jak jeszcze miał parę lat.

- Mmm jak cieplutko. - zamruczał wtulając sie w niego jak mały kociak. Westchnął rozkosznie i wsunął nogę między jego uda. Chciał być jak najbliżej ukochanego.
- Przypominają się stare czasy, co? - rzucił cicho zerkajac na niego leniwie spod rzęs.
- Dawałeś mi więcej ciepła niż rodzice. Nie chcę żeby nasze dziecko też miało takie zimne wychowanie. - dodał rozmyślając o tym jakimi będą rodzicami.
Wcześniej nie myślał o dziecku z wiadomych przyczyn, a teraz po warunkach stawianych mu przez rodziców... wyglada na to, że zostanie mamusią.

- Jak na razie zabroniłeś mi się oświadczać więc po co to myślenie o dziecku? Jeśli nie weźmiemy ślubu twój układ z ojcem możesz uznać za niebyły.
Skomentował jedynie jego rozważania. Nie puścił go jednak. Nawet sam lekko przesunął nogę by leżeć stabilniej.
- Myślałeś o tym w której spółce chcesz zacząć?
Zapytał Richard spychając rozmowę na bardziej pewne przyszłościowo tematy. Blue miał zacząć pracę w jednej ze spółek by zapoznać się trochę z normalnym życiem. Miało mu to pomóc później w zrozumieniu ludzi niższych szczeblem gdy przejmie korporację.

- Myślisz... że mnie nie pokochasz? - spytał czując bolesne ukłucie w sercu. Zasmucony opuścił wzrok. Nie interesował się nikim innym niż Richard. Nie miał też innych przyjaciół. Nie był pewien czy można go kochać. Chyba nawet rodzice go nie kochali.
Czy Richie chociaż go lubił? Nigdy się nad tym nie zastanawiał... za bardzo skupił się na tym czy mu się podoba. Jak mógł zapomnieć o tak ważnym aspekcie?
Praca. No tak. Jego kocurek potrafił go zranić w kilka sekund i to tak boleśnie, że zapominał na moment oddychać.
- Nie Interesuję się rodzinnym biznesem, Richie. - powiedział opuszczając wzrok. - Pójdę tam gdzie ojciec będzie kazać. - dodał zabierając swoją nogę i odwracając sie do niego plecami. - Śpij dobrze, Richie. Musisz się wyspać.

Co miał zrobić żeby jego uczucie zostało odwzajemnione? Kupić mu czekoladki? Może zrobić jakąś niespodziankę? Jak miał zaskoczyć kogoś kto tak dobrze go znał?
To strasznie ciężkie! Zawsze dostawał to co chciał.. tyle, że miłości nie można kupić.

Mimo, że chłopak się odwrócił wiedział, że nie chce się od niego oddalać. Objął go więc ramieniem. Nie potrafił mu odpowiedzieć na to pytanie. Był facetem jak miał rozróżnić czy to co czuł jest miłością czy to tylko przyjaźń, wierność i ślepe oddanie. Brat go ostrzegał już jakiś czas temu. Richard wtedy tego nie rozumiał. Teraz zaczynał aż za dobrze. Z perspektywy smoka sprawa była prostsza. A może nie? Może on kochał go dlatego, że był ciągle obok i zwyczajnie nie próbował oddać takiej wiary w inną osobę? Martwiło go i cieszyło jednocześnie, że nie próbował jednak rozwijać swoich seksualnych zapędów. Zasnął dużo później dręczony wręcz myślami i gdybaniem.

Gdy się obudził następnego dnia rano otulił go szczelnie kołdrą i ucałował w czoło. Zostawił go na dwie godziny z innymi ochroniarzami przekonany, że gdy wróci Lucky wciąż będzie spał.

Na Richarda czekała jednak niespodzianka.
Lucky wstał chwilę po ukochanym i przygotował mu.. śniadanie.
Pierwsze trzy porcje naleśników poszły do śmieci, dopiero czwarta była zjadliwa a piąta smaczna.
Przez to wszystko ledwo zdążył na czas i wciąż był w koszulce Richarda i bokserkach. Nie miał kiedy ubrać się i odpicować tak, żeby jego kocurkowi opadła szczęka.
Uśmiechnął się do Richiego nagle tracąc swoją pewność siebie. A co, jak nie będzie mu smakować?
Ośmieszy się tylko i straci w jego oczach.
Pierwszy raz czuł się taki niepewny... bo nigdy wcześniej na niczym tak bardzo mu nie zależało.
- Mam nadzieję, że jesteś głodny. - powiedział zapraszając go gestem ręki do stołu.

Gdy nie zastał go w swojej sypialni ruszył za tropem przypalonego ciasta. Najpierw wszedł do kuchni i widząc lekki bałagan uśmiechnął się. Przeszedł do jadalni i widząc go jeszcze nie ubranego musiał powstrzymać śmiech. Chodziło o groteskowość całej sytuacji, a nie o samego Luckyego.
- Jestem. Tylko... od 20 lat to ja tobie przynoszę śniadanie i... raczej nie powinieneś gotować w takim stroju. Przepraszam Blue, ale bawi mnie to. Daj mi chwilę.
Pozwolił sobie na krótki śmiech pod nosem po czym podszedł do niego i ucałował go w czoło.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że zjesz ze mną. Nie będę czuł się dobrze jedząc tutaj sam.

Cóż.. nie takiej reakcji się spodziewał. Zrobił minę i założył ręce na piersi naburmuszony. Dopiero pocałunek w czoło go ugłaskał.
- Powinienem się na ciebie obrazić. - powiedział odsuwając mu krzesło w szarmanckim geście. Poklepał miejsce na którym miał usiąść a sam wskoczył na krzesło obok, wyciągając długie nogi na jego kolanach.
- Ja wypije kawę. - poinformował go. - i popatrzę jak jesz.

W życiu by się nie przyznał, że był najedzony, bo zjadł wszystkie te nieudane eksperymenty.
- Wieeeec, co robiłeś dla mojego ojczulka?

Zmarszczył lekko brwi. Nie lubił opowiadać o swojej pracy. Szczególnie nie Luckyemu.
- Odbierałem utarg z klubów.
Smok chciał pokazać, że nie zamierza ukrywać żadnego z psów. Oddelegowali go więc do odebrania z klubów gotówki i przekazania do banku. Niby nic, ale to właśnie te transporty najczęściej "wpadały".
- Widzę za to, że ty ten czas postanowiłeś spędzić szlifując umiejętności w kuchni. Myślę, że powinieneś pomyśleć o posprzątaniu jeśli chcesz dzisiaj dostać obiad na czas.
Powiedział rozbawiony kiwając głową w kierunku kuchni.

Zmarszczył brwi. Musi porozmawiać z ojcem. Nie powinien narażać jego ukochanego. W jasnych oczach chłopaka dało się dostrzec ten charakterystyczny dla Smoków wzrok. Stalowy i groźny.
- Powiem komuś żeby posprzatał. - odpowiedział wzruszając lekko ramionami. - nienawidzę zmywać. - dodał jakby na swoja obronę. - ręce mi się niszczą. - dodał kiziając go gładką dłonią po policzku.
- Jesteś okropnie niewdzieczny. Powinienem dać ci karę. - mruknął niby przypadkiem zahaczając stopą o penisa mężczyzny.

Westchnął. To był przykład kolejnej rozbieżności między nim a Blue. On by dostał od kucharza kopa w dupsko i by musiał sam posprzątać. Jego dłonie były twarde, szerokie i silne od codziennych obowiązków. Zabrał rękę chłopaka i ścisnął ją mocniej gdy poczuł stopę.
- Jeśli chciałeś podać siebie na śniadanie nie trzeba było się kłopotać naleśnikami. A skoro już postanowiłeś je podać... pozwolisz.
Puścił jego dłoń i wskazał na swoją porcję. Wrócił do jedzenia. Starannie ignorował próby pobudzenia swojego członka. Już wiedział, że życie z nim stanie się teraz coraz trudniejsze.

Westchnął cicho. Richie wciąż trzymał dystans.
- okey. - powiedział w końcu i choć ciężko było mu wypowiedzieć na głos swoje postanowienie, kontynuował. - Nie będę się dłużej do ciebie dobierał w taki sposób. Poczekam, aż sam wykonasz pierwszy krok. - zakończył z bólem serca.
- Robię to tylko dlatego, że cie szanuje. I.. nie chcę sprawiać, że będziesz czuł się.. źle.
Nie zabrał jednak łydek z jego ud. To nie było przecież nic zbereźnego. Chciał być tylko blisko.
Oparł lekko głowę na jego ramieniu i sięgnął po kubek kawy.
- smakują ci?

Smok często raczył go swoją bliskością i towarzystwem. Nie reagował więc na przytulanie czy zarzucanie rąk a nawet siadanie na kolanach stało się czymś normalnym. Zjadł więc spokojnie i gdy otarł usta odsunął się od stołu.
- Dziękuję. Było bardzo dobre. Nie spodziewałem się, że potrafisz cokolwiek zrobić w kuchni poza bałaganem.
Podniósł się z miejsca i pocałował go lekko w usta znów mówiąc "dziękuję". I ton głosu Richarda mógł wskazywać, że nie tylko o posiłek chodzi ale też o oczekiwanie na jego pierwszy krok.
- Powinienem cię odstawić do twojego pokoju. Twój ojciec oczekuje mnie w biurze za godzinę.